24-03-2012 00:35
"Rising Thunder" Davida Webera
W działach: Książki | Odsłony: 10
Od czego zacząć...
Pierwszy raz od dawna zdarzyło mi się po skończeniu książki, która mi się podobała pozostać z tak dużą pustką w duszy, że aż musiałam się tym podzielić.
"A Rising Thunder" wydany został 6 marca tego roku, niedługo później pojawił się na moim kochanym Kindlu. Nie zawiodłam się - książka pisana językiem na tyle prostym, że bez problemu przeczytałam ją całą bez zaglądania do słownika nawet przy terminologii wojskowej - doświadczenie z serią (nawet w tłumaczeniu) robi swoje. I tak oto dziś właśnie dotarłam do 100%, po czym nie mogłam się skupić na żadnej z książek, które porzuciłam dla tej jednej. A to po angielsku i za trudna, a to po polsku (oO) a to mnie już nie interesuje.
W sumie, najnowszy tom sagi o Honor Harrington nie wyróżnia się niczym specjalnym - sama Honor odchodzi na dalszy plan, więcej miejsca zajmują bitwy słowne/polityczne niż te w prawdziwej przestrzeni. Nie pojawiają się praktycznie żadne przełomowe informacje - typu rewelacji o Równaniu duetu Cachat-Zilwicki.
A jednak całość czyta się przyjemnie (nie oszukujmy się: każdy kto dotrze do TRZYNASTEGO tomu serii musi cierpieć na ciężki przypadek Honor-manii) jak poprzednie, choć być może zatęsknić można za poczuciem humoru postaci takich jak bosman Harkness. Tytuł też jest adekwatny: burza dopiero nadchodzi, zbiera się. I, oj wierzcie mi, zacofana Liga Solarna nie ma szans w starciu z Gwiezdnym Imperium Manticore. Zwłaszcza po tym, kiedy do akcji wkroczyli dość niespodziewani sojusznicy... ale o tym, kim oni są i jak się to wszystko potoczy dowiecie się sami - kiedy tylko przeczytacie książkę!
Pierwszy raz od dawna zdarzyło mi się po skończeniu książki, która mi się podobała pozostać z tak dużą pustką w duszy, że aż musiałam się tym podzielić.
"A Rising Thunder" wydany został 6 marca tego roku, niedługo później pojawił się na moim kochanym Kindlu. Nie zawiodłam się - książka pisana językiem na tyle prostym, że bez problemu przeczytałam ją całą bez zaglądania do słownika nawet przy terminologii wojskowej - doświadczenie z serią (nawet w tłumaczeniu) robi swoje. I tak oto dziś właśnie dotarłam do 100%, po czym nie mogłam się skupić na żadnej z książek, które porzuciłam dla tej jednej. A to po angielsku i za trudna, a to po polsku (oO) a to mnie już nie interesuje.
W sumie, najnowszy tom sagi o Honor Harrington nie wyróżnia się niczym specjalnym - sama Honor odchodzi na dalszy plan, więcej miejsca zajmują bitwy słowne/polityczne niż te w prawdziwej przestrzeni. Nie pojawiają się praktycznie żadne przełomowe informacje - typu rewelacji o Równaniu duetu Cachat-Zilwicki.
A jednak całość czyta się przyjemnie (nie oszukujmy się: każdy kto dotrze do TRZYNASTEGO tomu serii musi cierpieć na ciężki przypadek Honor-manii) jak poprzednie, choć być może zatęsknić można za poczuciem humoru postaci takich jak bosman Harkness. Tytuł też jest adekwatny: burza dopiero nadchodzi, zbiera się. I, oj wierzcie mi, zacofana Liga Solarna nie ma szans w starciu z Gwiezdnym Imperium Manticore. Zwłaszcza po tym, kiedy do akcji wkroczyli dość niespodziewani sojusznicy... ale o tym, kim oni są i jak się to wszystko potoczy dowiecie się sami - kiedy tylko przeczytacie książkę!