Republic #62. No Man's Land

Kenobi wraca do gry

Autor: Grzesiek 'SethBahl' Adach

Republic #62. No Man's Land
Na przestrzeni ostatnich zeszytów Republic mieliśmy już chyba wszystko – było nieco akcji ze skupieniem na samej akcji, było nieco akcji ze skupieniem na postaciach, wreszcie był zeszyt poświęcony jedynie intrygom politycznym. Gdy spojrzeć teraz na serię przekrojowo, przynajmniej na odcinki od czterdziestego szóstego, widać wyraźnie, jak uważnie jest ona przez autorów planowana, dzięki czemu znajduje się w niej "małe co nieco" dla każdego.

Obi-Wan i Alpha, którzy uciekli z Rattatak osobistym myśliwcem Ventress, rozbijają się na wulkanicznej planecie Riflor. W tym samym czasie Anakin wraz z Ki-Adi-Mundim (pod którego opieką aktualnie się znajduje), Plo Koonem i Adi Galią rozprawiają się z piratami w pobliskim systemie Varonat. W środku bitwy Skywalker jest świadkiem wizji swojego mistrza rozbijającego się na wyżej wymienionej planecie i wzywającego pomocy i jak na przyszłego Vadera przystało, zamierza wyruszyć natychmiast.

Ten zeszyt został tak naprawdę wstawiony tylko i wyłącznie w celu zakończenia wątku zaginięcia Obi-Wana Kenobiego, rozpoczętego w Republic #58 i rozwijanego w Hate and Fear.

John Ostrander całkiem zmyślnie wykorzystuje słynną specyficzną więź pomiędzy mistrzem i jego padawanem, zarazem dalej rozwijając postać Anakina. Młody Skywalker, mimo wszystkiego, co widział na Jabiim i przeszedł później, nie jest w stanie uwierzyć, że jego mistrz nie żyje. Ostrander kilkukrotnie podkreśla typ relacji pomiędzy padawanem i mistrzem Jedi – zarówno ogólnie (w rozmowie Anakina z Ki-Adi-Mundim), jak szczególną relację Skywalkera z Kenobim.

Ta ostatnia, w sposób logiczny i spójny zaznaczmy, prowadzi bezpośrednio do głównego motywu – potyczki z łowcami nagród na Riflor, gdyż przyznać trzeba, że No Man's Land jest po pierwsze komiksem akcji. Jako taki zaś przedstawia się nieźle. Przedstawione wydarzenia następują dynamicznie, mamy również kilka niespodziewanych zwrotów w fabule. Pogłębia się bojowa więź Obi-Wana z dwoma towarzyszami (Alphą i Anakinem), a wszystko okraszone jest typowym już dla Kenobiego i dwóch pozostałych wspomnianych dżentelmenów humorem.

Za warstwę graficzną numeru odpowiada Tomás Giorello, którego prace ostatnio widzieliśmy w Hate and Fear, tam jednak spisał się zdecydowanie lepiej. Rysunki są co prawda poprawne, wszystkie kończyny i części statków są na swoich miejscach, proporcje zostały zachowane, jednak bez żadnych fajerwerków. Zupełnie inaczej sprawy się mają z wizerunkami postaci. Ciężko stwierdzić, czy Giorello pozwolił sobie na artystyczną wizję Gwiezdnych wojen czy z odwzorowywaniem postaci sobie po prostu nie radzi, faktem jest jednak, iż podobieństwo do oryginałów często (zwłaszcza w przypadku Anakina) jest znikome. Dużo lepiej przedstawiają się sceny bitew w przestrzeni.

I tak oto mamy za sobą kolejny odcinek Republic, szczerze mówiąc raczej średni – bez przesadnie efektownych motywów zarówno fabularnie jak i graficznie. Z Obi-Wanem Kenobim znów na pokładzie komiksy wrócą już zapewne na swoje właściwe tory. Nadmienić jeszcze można, że pod koniec pojawia się propozycja nadawania imion klonom, co zgrabnie zaczyna łączyć serię z wydarzeniami z Zemsty Sithów.