» Recenzje » Republic #61. Dead Ends

Republic #61. Dead Ends


wersja do druku

Więc tak ginie wolność…

Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek

Republic #61. Dead Ends
Polityka to nic sympatycznego. Po rozpoczęciu kariery Bail Organa szybko się o tym przekonał, jednak mimo zachowania idealistycznej postawy nie było w nim naiwności. Senator z Alderaanu stał się wytrawnym graczem na politycznej scenie Republiki. Jednakże wraz z rozpoczęciem Wojen Klonów pojawił się godny i dużo bardziej wpływowy od Organy przeciwnik. Na wielu frontach trwają krwawe bitwy, ale na Coruscant, gdzie Republika zaczyna stawiać pierwsze kroki w kierunku Imperium, wre walka o niemniejszą stawkę.

Tak, tego Republic właśnie było trzeba. Po kilku odcinkach pełnych bitew i heroicznych acz nieoczekiwanych zagrywek oraz Enemy Lines skupiającym się na aktualnej kondycji Anakina Skywalkera, zeszyt poświęcony politycznym zagrywkom na Coruscant jest jak najbardziej na miejscu.

Jak chyba wszyscy już się zdążyli przyzwyczaić, John Ostrander jest niejako gwarantem solidnej strony fabularnej komiksów. Nie inaczej jest i tym razem. Dla wielu osób proces upadku Republiki i powstawania Imperium to jeden z bardziej interesujących wątków Gwiezdnych wojen. Fascynacja nim, zrodzona jeszcze w czasach Klasycznej Trylogii, została obudzona na nowo wraz z wejściem na ekrany kin pierwszego z prequeli, Dead Ends zaś nawiązuje do obu okresów.

Głównym bohaterem tego one-shota jest Bail Prestor Organa, senator z planety Alderaan, znany później jako osoba, która adoptowała i wychowała Leię. Póki co jednak czytelnicy dowiadują się o nim masę innych informacji, których we wszelkiej maści publikacjach Expanded Universe było do tej pory niewiele. Pojawiają się również były kanclerz Finis Valorum oraz, choć w niezbyt istotnej roli, bardzo młoda przyszła przywódczyni Rebelii – Mon Mothma. Nie obeszłoby się również bez senatora Palpatine’a.

Zeszyt jest bardzo zgrabnie połączony z wydarzeniami z poprzednich odcinków Republic, które to z kolei wywołują bezpośrednią reakcję na Coruscant. Komiks jest pełen intryg, gry słów i wizerunków. Nie zabrakło zabójstw i wątków niemalże szpiegowskich, które bardzo dobrze rozplanowane dają świadectwo, iż polityka na najwyższych szczeblach jest równie brudna, twarda i krwawa jak niejedna bitwa na froncie.

Do stworzenia rysunków dla Dead Ends zaproszono Brandona Badeaux i muszę powiedzieć, że jego praca w tym zeszycie niezmiernie przypadła mi do gustu. Kolejne plansze są bardzo estetyczne, a Badeaux umiejętnie gra światłem i cieniem sprawnie odzwierciedlając niepowtarzalny klimat mrocznych korytarzy polityki na Coruscant. Nie bez znaczenia była tu także praca kolorysty, Brada Andersona, który dobrał głębokie i sugestywne barwy podkreślające nastrój komiksu. Choć w zeszycie nie ma za wiele stricte scen akcji, bohaterowie mają w sobie wiele ekspresji, co sprawia, że komiks nie jest pusty ani "sztywny". Sporym minusem jednakże są wizerunki bohaterów, których podobieństwo do filmowych pierwowzorów jest często jedynie symboliczne.

Dead Ends to bez wątpienia jeden z lepszych numerów Star Wars: Republic do tej pory. Trzeba przyznać, że czytelnicy, którzy cenią sobie mnóstwo dynamizmu i akcji w komiksie mogą być tym zeszytem znudzeni, jednak dla miłośników subtelnych intryg na szczytach gwiezdnowojennej władzy jest to prawdziwa uczta.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
9
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars: Republic #61. Dead Ends
Scenariusz: John Ostrander
Rysunki: Brandon Badeaux
Kolory: Brad Anderson
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 18 lutego 2004
Liczba stron: 32
Okładka: miękka
Druk: kolorowy
Cena: 2,99 USD



Czytaj również

Republic #64. Bloodlines
Honor Rycerza Jedi
- recenzja
Republic #81-83. Hidden Enemy
...a i noc wkrótce zapaść musi

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.