Autor:
Tomasz 'Asthariel' Lisek
Gormenghast to seria kultowa, acz przed długi czas zaniedbywana przez polskich wydawców. Ten smutny stan rzeczy zmienił się wraz z przejęciem praw do cyklu przez Wydawnictwo Literackie, które podjęło słuszną decyzję i wznowiło książki Anglika. W tym miesiącu ukaże się ostatni tom cyklu przedwcześnie zakończonego śmiercią autora. Główny bohater, dziedzic tytułowego zamczyska, opuszcza dobrze nam już znane gotyckie mury, by przekonać się na własne oczy, co kryje wielki świat. Mam nadzieję, że zmiana atmosfery i podejmowanych w fabule problemów nie wpłynie źle na jakość powieści i trylogia zakończy się pozytywnym akcentem.
Od dłuższego już czasu autor
cyklu wiedźmińskiego nie zaprezentował czytelnikom niczego dorównującego poziomem owej serii. Co więc pozostaje wyposzczonym fanom? Powrót do starszych opowiadań, które pojawią się we wznowionym zbiorze, zawierającym zarówno osadzone w realiach arturiańskich
Maladie, jak i dziewięć innych tekstów reprezentujących różne gatunki – od
fantasy po
science fiction. Jeśli nie znacie starszych utworów Sapkowskiego, już wkrótce będziecie mieli wyśmienitą okazję, by nadrobić zaległości.
Złodziej był bardzo przyjemną, niezbyt skomplikowaną fabularnie, acz inteligentną opowiastką o losach pewnego sprytnego łotrzyka, żyjącego w państwie przypominającym starożytną Grecję. Od drugiego tomu,
Królowej Attollii, oczekuję mniej więcej tego samego: zabawnych dialogów, zaskakujących zwrotów akcji i historii, która nie potrzebuje sześciuset stron, aby wciągnąć. Z drugiej strony miło by było, gdybyśmy tym razem otrzymali trochę więcej informacji na temat świata przedstawionego i jakiś zalążek głębszej intrygi.
Smutna historia braci Grossart od samego początku mocno wyróżnia się wśród zapowiedzi wydawniczych – zarówno za sprawą niecodziennej okładki, jak i zarysu fabuły, który obiecuje średniowieczną atmosferę z domieszką groteski i fantastyki. Opowieść o braciach – hienach cmentarnych chwali sam Jeff VanderMeer, tak więc liczę na powieść niecodzienną, zapewniającą odrobinę odmiany od typowego
fantasy, od którego uginają się księgarniane półki.
Guy Gavriel Kay jest obecnie znany głównie ze swych późniejszych powieści, na przykład
Tigany i
Lwów Al-Rassanu, podczas gdy debiutancki cykl Kanadyjczyka,
Fionavarski gobelin, został nieco zapomniany. Cała trylogia zostanie jednak już wkrótce wznowiona w jednym, oprawionym w twardą okładkę dziele o niebagatelnej liczbie tysiąca trzystu stron, na którego kupno niecierpliwie czekam. Dawno już nie czytałem tradycyjnego, pewnie dziś uznawanego za sztampowe
fantasy, w którym do obcego uniwersum trafiają zwykli ludzie z naszego świata. Liczę na to, że seria Kaya nie zestarzała się aż tak bardzo mimo upływu dwóch i pół dekady od chwili premiery.
Zarys fabuły
Wrzawy śmiertelnych nie brzmi zbyt zachęcająco – mamy tu bowiem (pozornie) zwykłe rodzeństwo, które szybko okazuje się jednak na tyle wyjątkowe, że o jego poparcie zabiegają anioły, demony i cała reszta fantastycznego świata. Wbrew pozorom fabuła najwyraźniej nie jest tak głupia, jak mogłoby się wydawać, gdyż zagraniczni recenzenci zgodnie chwalą powieść za intrygę, bohaterów i pióro autora. Biorąc pod uwagę, że w książce występuje również miszmasz wątków mitologicznych i religijnych, liczę na interesujące przeżycie literackie: może nie na poziomie podobnych tematycznie
Amerykańskich bogów, ale warto mieć nadzieję.
Książki Orsona Scotta Carda zazwyczaj nie spadają poniżej pewnego poziomu, dlatego też po całkiem niezłym
Tropicielu i tym razem zapowiada się na to, że otrzymamy dobre
fantasy przeznaczone dla nieco młodszego czytelnika. W powieści wystąpią: magowie, leśne duszki, golemy, trolle, wilkołaki oraz rodzinna kabała z młodym chłopakiem w roli głównej, tak więc na brak fabularnej różnorodności raczej nie będziemy mogli narzekać. Oby tylko losy Danny'ego okazały się ciekawsze niż przynudzający
Powrót do domu...