» Recenzje » Ręka mistrza - Stephen King

Ręka mistrza - Stephen King


wersja do druku

Znać rękę mistrza

Redakcja: Tomasz 'vatomp' Prusicki

Ręka mistrza - Stephen King
Gdyby tę książkę napisał ktokolwiek inny, byłoby to mistrzostwo. Również Kingowi nie przynosi ujmy, jedyne co mogę jej "zarzucić", to fakt, że takie książki król horrorów już pisał. Rękę mistrza postawię na półce obok Worka kości, Historii Lisey i Bezsenności, gdyż właśnie z nimi kojarzy się najbardziej, zarówno pod względem dawkowania emocji, przedstawiania świata jak i kreacji postaci.

Głównym bohaterem Ręki mistrza jest Edgar Freemantle, mężczyzna, którego poznajemy, gdy zbiera się do życia na nowo po ciężkim wypadku. Obrażenia Edgara zmieniają nie tylko jego ciało, ale implikują kłopoty rodzinne oraz osobowościowe. Zupełnie jak bohaterowie wymienionych przeze mnie powieści, musi zmierzyć się on nie tylko ze stratą, lecz także czymś, na co człowiek chyba nigdy nie jest przygotowany – to drugie życie jest bardziej niesamowite i nadnaturalne, niż normalny człowiek mógłby przewidzieć.

Podejrzewam, że wszyscy czytelnicy powieści Kinga doszukują się "cieni" jego samego w powieściach. Trudno nas o to winić, wszak sam autor lubi grać ogony w filmach na podstawie swoich powieści, czy z werwą dzieli się opowieściami ze swojego życia. W jego najnowszej powieści również możemy odnaleźć ten cień: główny bohater to mężczyzna, który coś już w życiu osiągnął, mający za sobą sporą część życia, doświadczenia małżeńskie i rodzinne.

Świat przedstawiony w książce jest bogaty i barwny. Jest to świetny zabieg, wspierający pierwszoosobową narrację – Edgar, któremu w rozpoczęciu drugiego etapu życia pomaga świeżo odkryty talent malarski, jako artysta dostrzega piękno otaczającego go świata. Ale to bogactwo, to nie tylko barwy widoczne dla oka. Czytelnik zostaje wciągnięty w typowo "kingowski” świat języka: skojarzeń, cytatów, powiedzonek. Bohaterowie, ludzie dojrzali i otwarci na świat, posługują się opisami z piosenek i filmów, co zakotwicza postać w znanej nam rzeczywistości. Być może nie rozpoznacie wszystkich tytułów piosenek i nie skojarzycie wszystkich autorów, ale część z nich na pewno, bo King pisze językiem popkultury.
Jest to powieść umiejscowiona w znanym nam świecie, zbudowana ze znanych nam "klocków", dlatego tak łatwo w nią wniknąć.

Wątki przenikają się, zanikają, by pojawić się kilka rozdziałów dalej. Jest to obszerna, ponad sześćset stronnicowa powieść skonstruowana tak, by oswoić czytelnika z wykreowaną rzeczywistością, odpowiednio przedstawić wszystkie postaci i miejsca akcji (razem z zaznaczeniem obszaru, na który "jeszcze teraz wchodzić nie wolno") a następnie rozpocząć akcję właściwą. Przypomina mi to nauki mojego instruktora jazdy: podczas gdy ja chcę pędzić po łuku, byle prędzej dojechać do końca, on każe zdjąć nogę z gazu i powoli zwalniać sprzęgło. Gdy czytam, zawsze wydaje mi się, że kiedy ja prawie gotuję się z niecierpliwości, autor śmieje się gdzieś w kułak, a jednocześnie mówi: "nie ma się co spieszyć, dobra opowieść podana w ten właśnie sposób smakuje znacznie lepiej."

W budowanym od nowa życiu Edgar Freeman odnajduje wartości, które dość często kwitujemy uśmieszkiem przeznaczonym dla łzawych produkcji hollywoodzkich: przyjaźni, miłości, zaufania. Te wartości nie są tak spektakularne jak niektóre wytwory autorów fantastycznych, ale z każdą tego typu książką Kinga mam wrażenie, że autor na nowo pokazuje nam wagę tych jakże "powszednich" a jednocześnie podstawowych dóbr. I wiecie co? Chociaż zazwyczaj ziewam na łzawych hollywoodzkich komediach, to historie Kinga, który umiejętnie podsyca je odpowiednią dawką jakże realnego zagrożenia, zawsze bardzo mi się podobają. Bo w tym przypadku zarówno wartości jak i zagrożenie mają swoją wagę. Sprawia to wcześniej wspomniany, wiarygodny w oczach czytelnika świat oraz niezwykła zdolność budzenia empatii.

W powieści znalazłam jeden z motywów, który kazał mi zastanowić się nad Ręką mistrza jako książce o nawiedzonym miejscu. Autor sięgał po niego już wcześniej, chociażby w Miasteczku Salem – jest to nawiązanie do Nawiedzonego Shirley Jackson i pełne grozy przesłanie: Pomiędzy drewnem a kamieniami Domu na Wzgórzu zalegała głucha cisza, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie. Jednak jest to tylko jeden poboczny motyw pozostawiony przez autora na żer czytelnikom, jeden z klocków, który akurat mi się spodobał. Swoją drogą, jestem niezwykle ciekawa, co Wam by się spodobało najbardziej? Cytaty? Sztuka? Smaczki z życia amerykańskiego obywatela lat dwudziestych ubiegłego wieku? To wszystko jest zamknięte w okładkach Ręki mistrza, odkrywanie tych wszystkich elementów sprawia dużo radości i tak pokrętnie absorbuje umysł, że gdy nadchodzi „potwór”, czytelnik przyjmuje go na wiarę, gdyż nie potrafi już odróżnić rzeczy "prawdziwych" od "nieprawdziwych".

Co mi się nie podobało? Akurat nie zakończenie, chociaż ta część powieści Kinga zwykle sprawia mi zawód. W przypadku Ręki mistrza było to pewne spowolnienie tempa akcji w mniej więcej 2/3 książki. Co prawda, powieść ta nie opiera się na wartkiej akcji, jednak przez cały czas śruba jest przykręcana, aż do momentu, gdzie według mnie opowieść znacząco spowalnia. Trafiło się też kilka zgrzytów, nie jestem pewna, czy spowodowanych pomyłkami tłumacza, redakcji, czy może po prostu nieuważnym śledzeniem tekstu.

Właśnie - tłumaczenie. Jestem pełna podziwu dla tłumacza, choć oryginału nie czytałam i nie mam podstaw, by je oceniać profesjonalnie. Ale nie sposób nie zwrócić uwagi na bogatą warstwę językową, mnogość nawiązań, zabaw ze słowami. Przetłumaczenie tego z zachowaniem jasności przekazu i znaczenia zasługuje na brawa. Powieść czyta się świetnie: płynnie, nie trzeba się zastanawiać nad sensem zdań, można powiedzieć, że jest tak user friendly jak tylko mogłabym sobie życzyć. To wcale nie oznacza braku zdań złożonych, czy ubóstwa językowego. To dowodzi wspaniałego warsztatu i talentu wybitnego gawędziarza.

Ręka Mistrza to powieść złożona, zapadająca w pamięć, poruszająca wyobraźnię, w dodatku dobrze wydana z klimatyczną, przemyślaną okładką. Osobom, lubiącym treść prawie że w "w pigułce" i motywy, na które jeszcze nikt wcześniej nie wpadł, może się podobać mniej. Ale jestem pewna, że spodoba się czytelnikom mniej "fantastycznym", lubiącym zatopienie się w bogatej warstwie obyczajowej oraz kibicującym wiarygodnym psychologicznie postaciom. Bo Edgara Freemantle polubiłam w zasadzie od pierwszego rozdziału i z każdym rozdziałem lubiłam go coraz bardziej.

Dlaczego zatem nie daję oceny 10/10? Bo będąc fanką Stephena Kinga, jednocześnie oczekuję od niego znacznie więcej niż od innych autorów. Gdyby to napisał ktokolwiek inny, byłoby super. Ale King już tak pisał, w jego przypadku jest to powtórzenie motywów. Nie to, żebym się skarżyła, bo książkę pochłonęłam z przyjemnością, ale ja, Panie Autorze, czekam na rewelację zrywającą czapki z głów!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
7.7
Ocena użytkowników
Średnia z 20 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Ręka mistrza (Duma Key)
Autor: Stephen King
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
Wydawca: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 18 września 2008
Liczba stron: 640
Oprawa: miękka
Format: 142 x 202 mm
ISBN-13: 978-83-7469-836-8
Cena: 39,00 zł



Czytaj również

Baśniowa opowieść
Bracia Grimm w królewskim wydaniu
- recenzja
Outsider
Sztandarowy King
- recenzja
Roland
Pierwsze kroki na najdłuższej z dróg
- recenzja
To
To
Tysiąc stron (nie)strasznej nudy
- recenzja
Koniec warty
Powrót do korzeni
- recenzja
Po zachodzie słońca
Raz lepiej, raz gorzej
- recenzja

Komentarze


~gburcio

Użytkownik niezarejestrowany
    mogło być
Ocena:
0
W Ręce mistrza napięcie budowane jest od pierwszej do ostatniej strony. Wątki autobiograficzne sprytnie wplecione w fabułę dodają tej książce tylko jakiegoś ponurego (horrorowatego) nastroju. Takiej nutki – „a jeśli to wszystko wydarzyło się naprawdę?”. Bo przecież mogło. Przynajmniej w Kinga (i mojej) wyobraźni.
11-11-2008 22:53

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.