Czytać:

Opowiadanie to najlepiej obrazuje kolejną cechę twórczości Zbierzchowskiego − lektura zawartych w Requiem dla lalek historii to tylko do pewnego stopnia rozrywka, przede wszystkim jednak wyzwanie. Autor lubuje się w niedopowiedzeniach, traktuje czytelnika jako pełnoprawnego, równego sobie uczestnika gry, jaką jest odnajdywanie ukrytych znaczeń opowieści. Sprawia to, że do tych tekstów trzeba wracać, czytać je po raz wtóry, wyłuskiwać ukryte między wierszami aluzje, starać się podążać ścieżką rozumowania twórcy. Interpretacji może być wiele, a wszystkie pełnoprawne − zapewne każdy inaczej odpowie na pytanie: »Czym jest stacja Millenium?«."Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Podziw budzi erudycja Sidebottoma, jego wiedza dotycząca antycznego świata (pisarz jest wykładowcą historii starożytnej na Oksfordzie i autorem wielu publikacji na temat antycznego rzemiosła, sztuki wojennej i historii kultury Imperium Romanum), a zwłaszcza sposób, w jaki udało mu się spleść suche historyczne fakty z wielce wciągającą fabułą. Z wprawą wytrawnego gawędziarza odkrywa na nowo zagrzebane w piaskach czasu miejsca i ustami Demetriusza przedstawia ich mitologiczne oraz historyczne korzenie. Sięga do Pauzaniasza, Tacyta, posiłkuje się Józefem Flawiuszem. Nie stroni także od poezji – podczas uczt bohaterom towarzyszą strofy Owidiusza i Homera, w dramatycznych momentach Balista przypomina sobie fragmenty Beowulfa (co jest świadomym paradoksem zastosowanym przez autora), a religijne rozważania dotyczące zaratustrianizmu ilustrują Rubajjaty Omara Chajjama, które rozmówcy cytują w trakcie dyskusji. Jak sam wspomina w posłowiu książki – świadomie »bawi się« historią, dopasowując ją do kreowanej przez siebie fikcji, lecz w taki sposób, by jego interpretacja nie kłóciła się zbytnio z rzeczywistymi wydarzeniami. Arete to w istocie Dura Europas, a postać Balisty wzorowana jest na działającym w tym samym okresie na wschodnich terenach Cesarstwa wodzu Callistusie. Aby ułatwić mniej obeznanym w antyku czytelnikom lekturę, powieść zawiera bardzo precyzyjny słownik trudniejszych pojęć, listę panujących w drugiej połowie III wieku cesarzy, a także obszerne posłowie historyczne. Autor kreśli w nim faktograficzne tło opowiedzianej przez siebie historii, podaje także dzieła, z których korzystał podczas pisania Ognia na Wschodzie – zarówno źródła starożytne, jak i współczesne opracowania historyczne i archeologiczne, sugerując sięgnięcie po nie osobom zainteresowanym pogłębieniem swej wiedzy. Załączone do książki mapy – ukazujące trasę podróży oddziałów Balisty i plan Arete, pozwalają konkretnie umiejscowić opisywane w niej wydarzenia."Maja 'Vanth' Białkowska

Tutaj ponownie pojawia się Caine, dzięki czemu książka zyskuje to, za co uwielbiano Bohaterowie umierają – akcję. Oprócz tempa rośnie również waga wydarzeń. Hari ponownie jest facetem, który potrafi z zimną krwią zabić dziesiątki przeciwników i po trupach osiągnąć cel. Pomimo że wraz z dalszą lekturą zakończenie coraz łatwiej odgadnąć, to książka niezmiernie wciąga. Szkoda jednak, że autor nie postarał się o lepsze zwieńczenie fabuły.
Powieść intryguje dzięki świetnej narracji Stovera, którą zaprezentował już w pierwszej części. Na pewno najmocniejszy punkt stanowią sceny walk, opisane w sposób bardzo plastyczny i pobudzający wyobraźnię czytelnika do tego stopnia, że można zyskać wrażenie bycia naocznym świadkiem wydarzeń. Na wadze zyskują natomiast dialogi, o wiele dłuższe i poważniejsze niż wcześniej. Ponieważ Caine dojrzał, rozmowy dotyczą dużo trudniejszych tematów, a nawet pojawia się dyskusja filozoficzna, coś, czego nie spodziewałbym się ujrzeć w Bohaterowie... Moim zdaniem jest to spora zaleta książki, która pobudza szare komórki po kolejnych stronach czysto rozrywkowej historii. Wartym odnotowania jest również fakt, iż Stover pomiędzy kolejnymi rozdziałami umieścił krótkie fragmenty odnoszące się do fabuły, stylizowane na coś pomiędzy Biblią a legendami arturiańskimi. Pozwala to poczuć siłę mitu Ostrza Tyshalle'a, który stanowi ważny element drugiego tomu."Tomasz 'arakin' Czajka
Unikać:

»Byle jak, byle co,
Byle szło – wprost czy wspak.
Byle mieć to już za sobą
Byle gdzie dla byle kogo –
Byle jak.«
Pilipiuk chlubi się z bycia rzemieślnikiem, ale nawet rzemieślnik stara się nadać każdemu swemu dziełu jakąś indywidualność; tym się różni od fabrykanta.
Osobną kwestią jest agitacja polityczna, mało dyskretnie przemycana w części tekstów. Nie jest na szczęście aż tak nachalna, jak w pamiętnym opowiadaniu Grucha, w którym Pilipiuk przekroczył wszelkie granice dobrego smaku, ale i tak chwilami trudno było powstrzymać się od pobłażliwych westchnień, gdy na przykład autor komentuje polską rzeczywistość ustami przybysza z innego wymiaru. Mało zresztą przekonywujące muszą to być poglądy polityczne, skoro da się je przekazywać wyłącznie w tak prymitywny sposób, bez chociażby konfrontacji z innymi myślami."Michał 'M.S.' Smętek

W drugim tomie 2012 zawiódł mnie styl autora. Nie wiem, czy nie zauważyłem tego w przypadku Dzieci Słońca, czy po prostu takiego problemu nie było, ale autor ma kłopoty z formułowaniem bardziej rozbudowanych zdań. Pojawiają się powtórzenia, tautologizmy, wreszcie dziwaczne konstrukcje gramatyczne, które pozostawiają w czytelniku bardzo negatywne wrażenie. Szczególnie zapamiętałem jedną sytuację: w początkowej części powieści byłem urzeczony którymś z opisów, a w chwilę później nie mogłem wręcz uwierzyć, że dalszą część napisał ten sam autor. Dawno żaden tekst nie pozostawił we mnie tak negatywnych wrażeń, jeśli chodzi o język – nie wiem nawet czy to wina Meszki, czy raczej redakcji, która nieszczególnie przyłożyła się do logicznej obróbki tekstu. "Bartosz 'Zicocu' Szczyżański
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę