» Artykuły » Inne artykuły » Redaktorzy oceniają: luty 2010

Redaktorzy oceniają: luty 2010

W okresie od 1 do 28 lutego 2010 roku w Dziale Książkowym opublikowane zostały 24 recenzje, których średnia ocena wyniosła 7,98. Najwyższą notę − 10 − uzyskały dwie pozycje: Ogród czasu autorstwa J.G. Ballarda oraz Anubis Wolfganga Hohlbeina. Zaś najniżej oceniona została antologia Bale maturalne z piekła3,5.

Czytać:




"Rzeczywistość w tekstach Ballarda jest nieprzyjazna i niebezpieczna, raz zacieśnia się wokół protagonistów w postaci betonowych bloków, kiedy indziej poraża jałową pustką. Krajobrazy przyszłości to przeludnione miasta-molochy, w których ludzie tłoczą się jak robactwo, żerując na trupie poprzedniej cywilizacji, a także martwe pustkowia, świadectwa naszych błędów (Chronopolis, Ostatnia plaża). Wrogiem jest – poprzez samo swoje istnienie – drugi człowiek, konkurujący z bohaterem o przestrzeń życiową, o te kilka metrów kwadratowych, niczym drzewo w lesie walczące o słońce (Bilenium). Wrogie jest państwo, kontrolujące każdy aspekt życia obywateli (Szaleńcy), wrogie są prawa ekonomii, napędzające błędne koło popytu i podaży (Człowiek podświadomy), wrogim zdaje się także kosmos, opierający się nieudolnym próbom badań i kolonizacji (Problem powrotu, Klatka piasku) (...) W przypadku Ogrodu czasu trudno w jakikolwiek sposób szeregować opowiadania, wskazywać lepsze i gorsze. Wszystkie bez wyjątku cechuje bardzo plastyczny, zdecydowanie bogatszy niż w większości dzieł SF język i podobnie nakreśleni bohaterowie, nieraz nawet bliźniacze scenerie. Teksty Ballarda zlewają się przez to w jedną całość, jednakże nie stanowi to ich wady, gdyż kluczowa nie jest fabuła, a konsekwentnie kreślony krajobraz świata przyszłości − nieważne czy jest to pustkowie, czy przeludniona metropolia, pesymistyczne wizje niosą ze sobą te same emocje." Marcin 'malakh' Zwierzchowski



" Czym tak naprawdę jest ta powieść? Mówiąc najprościej, to literatura grozy spod znaku Lovecrafta z elementami przygodowymi w stylu Indiany Jonesa. Ale w odróżnieniu od Samotnika z Providence, lepiej napisana i bardziej przyjazna dla czytelnika. Jednak jak najbardziej z motywami zaczerpniętymi bezpośrednio z Mitologii Cthulhu. W Anubisie nie zabraknie geometrii nieeuklidesowej czy ksiąg z biblioteki Uniwersytetu Miskatonic, z tajemniczą De Vermis Mysteriis na czele (...) Bohaterowie w Anubisie przywodzą mi na myśl przemyślane i dopracowane postacie graczy z sesji Zewu Cthulhu. Każda z nich unikalna, intrygująca i każda bez wyjątku niezbędna dla pozostałych. Dobroduszny profesor VanAndt jako mroczny konkurent Gravesa, oddana gospodyni panna Preussler oraz wszechstronny pomocnik Tom, to grupa jakby żywcem wyjęta z sesji RPG. Co najważniejsze jednak – dodać należy, że z bardzo dobrej sesji (...) Anubis jest więc książką, której nie można pominąć w planach czytelniczych na najbliższy czas. Napisana bardzo sprawnym piórem, rewelacyjnie wydana i nawiązująca do najbardziej znanych wzorów literatury grozy, jest wręcz lekturą obowiązkową. Zwłaszcza dla wszystkich tych, którym twórczość H. P. Lovecrafta jest nieobca. " Jacek 'vanderus' Dworzycki



"Trudno nie wspomnieć o świecie nakreślonym przez autora. Owszem, funkcjonował on już wcześniej, lecz dzięki Wicked zyskał zupełnie nowe życie. W książce zapoznać się można ze dokładną mapą, która bardzo się przydaje podczas lektury. Maguire szczegółowo opisał większość krain i ludy w nich zamieszkujące; każdy z regionów ma swój specyficzny język, swoją kulturę, historię… To naprawdę bardzo bogate uniwersum, w który czytelnik zanurza się z przyjemnością.

Książka zadaje wiele pytań o naturę ludzką, nie siląc się na jednoznaczne odpowiedzi. Nie jest to jednak wadą, lecz próbą pokazania, że nie na wszystko w życiu istnieje gotowe rozwiązanie, bo nic nie jest czarne lub białe. Na wiele z tych pytań odpowiedź jest różna, w zależności od punktu widzenia. Jednak pomimo tych wszystkich filozoficznych rozważań, Wicked pozostaje lekką i wciągającą lekturą, która skłania do przemyślenia pewnych spraw. Tak naprawdę najistotniejszym elementem jest wciągająca fabuła i niesamowici bohaterowie (mnie najbardziej do gustu przypadła postać Niani, która łudząco przypomina Pratchettowską Nianię Ogg). Szkoda, że samo zakończenie nieco zawodzi, ponieważ autor trochę za bardzo dał się ponieść emocjom i zamiast napisać to po swojemu – w tak ciekawy i wciągający sposób, jak resztę książki – zboczył na ciemną ścieżkę zarezerwowaną dla Paulo Coehlo, gdzie forma przerasta treść. Dlatego, o ile znakomitą większość książki przeczytałam jednym tchem, o tyle ostatnie kilkadziesiąt stron musiałam zwyczajnie przemęczyć. Jednak, pomimo tej drobnej wpadki, gorąco polecam tę powieść, ponieważ jest tego warta. "

Ula 'Canela' Kuczyńska




Unikać:




"Opowiadanie Michele Jaffe wyróżnia się na tle pozostałych, łamie wiele schematów, jest ciekawe, wciągające i naprawdę zabawne. Główna bohaterka jest wyjątkowo sympatyczna, pomimo swojej socjalnej ułomności, a utwór tworzy spójną całość z zaskakującym zakończeniem.

Bale maturalne z piekła nie są dobrym zbiorem opowiadań. Wiele im brakuje do świetności i firmowanie się nazwiskiem Meyer nie dodaje im punktów – w tym przypadku jest wręcz przeciwnie, bo jej Piekło na Ziemi jest utworem, który nigdy nie powinien wyjść z szuflady. Jak na pozycję quasi-romantyczną, w całej książce brak jest wątków miłosnych. Przeważnie rozgrywają się one gdzieś w tle i nie dotyczą głównej postaci lub zajmują ostatnie dwa wersy opowiadania. Nacisk położony jest głównie na Prom Night – najważniejsze wydarzenie w życiu każdej amerykańskiej nastolatki − i pokazuje jak straszne i bezwzględne potrafią być młode dziewczyny, jeśli chodzi o »idealną Studniówkę«. Mam nadzieję, że czytelniczki potraktują przedstawione modele zachowań jako przestrogę, a nie wzorce do naśladowania. Uderzyło mnie to przede wszystkim w Bukieciku i Madison Afer… Połączenie niezbyt dobrych opowiadań z drukiem o powiększonej czcionce i ogromnych marginesach sprawia, że ten zbiór jest marnowaniem papieru."
Ula 'Canela' Kuczyńska




"Bohaterowie ukazani w Mojrze... wydają się być raczej wstępnym zarysem, niż pełnokrwistymi postaciami - zabrakło w ich wizerunkach bardziej rozbudowanej interpretacji, pogrubienia rysu psychologicznego. Są schematyczni i można ich określić jednym wyrazem: mentor–czarodziej, wojownik czy bard. Autor nie ustrzegł się także typowego dla fantasy archetypicznego, lecz jednocześnie bardzo płytkiego, wizerunku ras – krasnoludy są rubaszne, żarłoczne i przeczulone na punkcie własnego wzrostu, zaś elfy - piękne, tajemnicze i oczywiście szpiczastouche. Alea to kolejna wariacja na temat dziecka przeznaczenia – osoby predestynowanej do wielkich czynów, której nadejście poprzedzały przepowiednie i która, by dopełnić swego losu, musi wypełnić kolejne proroctwa. Emocjonalnie niedojrzała, momentami nieznośnie egzaltowana, nie wzbudziła mojej sympatii. Natomiast bohaterowie negatywni są zdecydowanie przerysowani. Najbardziej widać to w przypadku kreowanego na pierwszoplanowy czarny charakter Maolmòrdhy. Wystarczy, iż ta postać się pojawi, od razu atmosfera gęstnieje, a każda scena, w której uczestniczy, niemalże ocieka krwią. Jest tak karykaturalnie straszny, że aż śmieszny. Również renegat z szeregów druidów, Samael, przypominający nieco szalonego naukowca, budzi nie lęk, a rozbawienie.

Czytając Mojrę..., miałam wrażenie wtórności fabuły, licznych zapożyczeń, wzorowania się na kanonicznych książkach fantasy, od Tolkiena począwszy: Felmin bardzo przypomina Gandalfa (w znacznie »słabszej« wersji), Galiard Aragorna, ścigający Aleę Herilimowie (nazywani nawet czarnymi jeźdźcami) Nazguli, jest i pierścień. Lœvenbruck inspirował się również prozą mniej znanych pisarzy – jak choćby cyklem Koło Czasu Roberta Jordana czy Dziećmi Ziemi Jean M. Auel. Zastanawiam się, na ile jest to zamierzony zabieg, a na ile efekt pewnej »bazy« literackiej, którą posiada autor, i do której nieświadomie sięga. Nasuwały mi się też nieustannie skojarzenia z sesją RPG, rozgrywaną na zasadzie biegu od przygody do przygody, podczas gdy fabuła spajająca kluczowe wydarzenia jest bardzo uproszczona, co w połączeniu z już i tak dość ubogim językiem, sprawia wrażenie raczej literackiego szkicu, niż w pełni dopracowanej historii. Mnogość nieudolnie powiązanych ze sobą wątków, których większość nie zostaje rozwiązana (jako że Mojra... otwiera dłuższy cykl), miast skłonić do dalszej lektury, skutecznie od niej odstrasza. Zwłaszcza, że trudno sprecyzować z myślą o jakim czytelniku Lœvenbruck tworzy swą historię. Nastoletnia główna bohaterka sugerowałaby raczej młodego czytelnika, natomiast liczne sceny epatujące okrucieństwem zdecydowanie przeczą takiej klasyfikacji tej powieści."
Maja 'Vanth' Białkowska
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.