» Recenzje » Rebellion #15-16. Vector

Rebellion #15-16. Vector

Rebellion #15-16. Vector
Blisko cztery tysiące lat temu Jedi Celeste Morne została opętana przez starożytny artefakt Sithów, Talizman Muur. Zdolna kontrolować i tworzyć armie Rakghouli, Morne dobrowolnie weszła w Klatkę Lorda Dreypy – urządzenie do hibernacji, które miało ją zatrzymać wewnątrz do czasu odkrycia sposobu na unicestwienie Talizmanu.

Tysiące lat później Darth Vader odnalazł Klatkę i zbudził Celeste Morne. Jedi zdołała obronić się przed zakusami Mrocznego Lorda, lecz ten zostawił ją samą na opustoszałej planecie, bez możliwości ucieczki. Minęło dwadzieścia lat. Rozpoczęła się Rebelia. Poszukując broni, której mógłby użyć przeciwko Buntownikom, Darth Vader przypomina sobie o Celeste Morne...

Co łączy crossover Vector, film/serial The Clone Wars i projekt The Force Unleashed? Wszystkie są zaliczane do najważniejszych starwarsowych wydarzeń 2008 roku, wszystkie powstały we współpracy wielu ludzi – i wszystkie padły ofiarą mniej lub bardziej zmasowanej krytyki. Na ile wynika to z rzeczywistej słabości fabuły i środków wykorzystanych by ją zobrazować, a na ile z faktu, że ich twórcy na każdą wzmiankę o swojej pracy wpadali w ekstazę, trudno orzec. Oczekiwania zawsze podnoszą poprzeczkę. Vector, dla przykładu, zaczął bardzo słabo. Rysunki wyglądały ohydnie, opowieść prezentowała się blado, związek z głównym wątkiem cyklu Knights of the Old Republic był mocno symboliczny.

Potem przyszła kolej na Mroczne czasy. Rysunki w większości olśniewały, klimat mroził krew w żyłach, lecz o ile fabuła pierwszego zeszytu miniserii powodowała dreszczyk zaciekawienia, o tyle drugiego sprowadzała się właściwie do eleganckiego mordobicia. Był to wprawdzie komiks dobry, ale zupełnie nie popychał akcji do przodu, jak gdyby wciśnięto go na siłę, po to tylko by crossover był tymże crossoverem nie tylko z nazwy. Pojawiła się więc obawa, że podobnie może być z vectorową odsłoną Rebellion: czyli dostaniemy miszmasz kluczowych dla danego cyklu komiksowego bohaterów, wielką bijatykę i znowu nic ważnego się nie stanie.

Na swój sposób rzeczywiście tak jest. Darth Vader podejmuje kolejną próbę unicestwienia Rebeliantów w zalążku, wykorzystując do tego Celeste Morne oraz naszego starego znajomego, Wyla Tarsona. Wielka Trójka przeżywa kolejny, nic nieznaczący epizod, a starożytna Jedi z talizmanem Lorda Sithów dostaje w prezencie statek kosmiczny. Tego się spodziewaliśmy, nieprawdaż? Nie oznacza to jednak, że komiks nie ma żadnego potencjału; jego siła leży bowiem w szczegółach. Jest coś, co w rebelianckim Vectorze bardzo mi się podoba: inteligentne wykorzystanie reminiscencji oraz zwięzła, trzecioosobowa narracja skupiona w danym momencie na jednej postaci, na tym co myśli, przeżywa i czuje. Dzięki temu bohaterowie mają swoją głębię, a ich cechy charakteru są lepiej uwypuklone.

Widać to najlepiej na przykładach Luke'a Skywalkera, Able'a oraz Celeste Morne. Czarnowłosa kobieta otrzymuje tu szczególnie wiele miejsca i aż żałuję, że dopiero teraz autorzy Vectora przyłożyli się do konstrukcji tej postaci. Tak, jak w poprzedniej miniserii poznaliśmy jej prawdziwe piękno (wizja Hepburna prześladuje mnie w koszmarach), tak teraz trochę odkrywamy jej wnętrze. W każdym razie łatwiej nam zrozumieć, czemu podejmuje takie, a nie inne decyzje. Nawiasem mówiąc, pamiętacie Crys Taanzer z poprzedniej vectorowej opowieści? Cóż, postanowiono pójść za ciosem i także tutaj uśmiercić podobną (tj. rozwijaną w poprzednich komiksach) postać. Jej śmierć jest identyczna, niemniej nie niesie za sobą większego ładunku emocjonalnego. Ot, postać była i już jej nie ma.

Uwielbiam kreskę Dustina Weavera. Obecnie jest on jednym z dwóch najlepszych rysowników (drugim jest Douglas Wheatley), jacy pracują w Dark Horse nad komiksami Star Wars. Dlatego też zupełnie nie martwiłem się o oprawę graficzną tej miniserii, wiedząc już z góry, że będzie ona, jeśli nie perfekcyjna, to przynajmniej bardzo, bardzo dobra. I absolutnie się nie zawiodłem. Weaver stworzył bowiem plansze nasycone detalami, pełne estetycznych kształtów, wspaniałych statków gwiezdnych oraz realistycznie wyglądających postaci. Słowem: piękne i warte wielokrotnego oglądania, do czego zresztą osobiście zachęcam każdego fana.

Wprawdzie tu i ówdzie przydarza mu się dać zbyt kanciastą twarz Luke'owi albo dziwaczną minę Lei, lecz efekt końcowy skłania do owacji na stojąco. Szczególnie w oko wpadają wszelkie kadry z Celeste Morne w roli głównej. W sposobie przedstawienia jej szaleństwa, gniewu i "ciemnostronności", Weaver przebija nawet Wheatleya, co samo w sobie świadczy o niesamowitym kunszcie tego artysty. Jedyne, czego żałuję, to oddelegowanie Weavera do "odbębnienia" Vectora. Talent rysownika mógłby zostać o wiele lepiej wykorzystany w komiksach z cyklu Knights of the Old Republic. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego.

Kombinacja wyśmienitej grafiki oraz nastrojowej palety barw sprawia, że Rebellion: Vector oszałamia swym klimatem. Na każdym kadrze czuć magię Gwiezdnych wojen, a w przypadku Celeste Morne niesamowitą atmosferę mroku, zepsucia i wielkiego rozgoryczenia. Kolorystyka, w której "obraca się" starożytna Jedi, wzmacnia jej silny wizerunek. Rzadko w którym komiksie możemy poczuć potęgę Ciemnej Strony tak mocno, jak na kilkudziesięciu stronach vectorowej Rebelii. Oczywiście nie byłoby tego, gdyby nie umiejscowienie akcji w ciemnym pomieszczeniu na planecie rzadko widzącej światło słoneczne – niemniej kieruję pełne uznania słowa pod adresem twórców komiksu. Ci panowie wiedzą, jak się tworzy klimat opowieści.

Najsłabszym punktem tego odcinka crossovera, tak jak i poprzednio, jest przewidywalna, niewiele wnosząca do ogólnego kształtu serii fabuła. Ale nawet to nie stanęło na przeszkodzie, by została błyskotliwie zobrazowana – zarówno przez rysunki Weavera, mroczną kolorystykę, jak i samo podejście do przedstawiania wydarzeń, z opisaniem tego, co się dzieje wewnątrz poszczególnych bohaterów. I dlatego też wystawiam temu komiksowi bardzo wysoką ocenę, mając jednocześnie ogromną nadzieję, że Vector utrzyma swoją tendencję zwyżkową. Tak aby, po słabym początku, dobrym i bardzo dobrym rozwinięciu, w cyklu Legacy pokazał, że warto było zainteresować się tą historią. Z niecierpliwością czekam na jej zakończenie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta



Czytaj również

Wektor #2
- recenzja
Rebellion #06-10. The Ahakista Gambit
Oryginalnie o Rebelii i zdradzie
- recenzja
Rebellion #01-05. My Brother, My Enemy
Kontynuacja serii Empire
- recenzja
Star Wars Komiks #04 (4/2008)
Mrocznie jest
- recenzja
Punisher Max #10
Oko za oko, ząb za ząb
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.