» Literatura » Komiksy » Rebellion #11-14. Small Victories

Rebellion #11-14. Small Victories


wersja do druku

I jeszcze raz Luke i Leia...

Redakcja: Grzesiek 'SethBahl' Adach

Rebellion #11-14. Small Victories
Porucznik Deena Shan coraz silniej odnosi wrażenie, że jest bezwartościowa dla Rebelii. Po kilku niekoniecznie udanych misjach, jest gotowa poddać się, opuścić Sojusz Rebeliantów i udać się do domu, zostawiając walkę o wolność prawdziwym bohaterom. Wszystko zaczyna się jednak zmieniać, gdy Deena przyłącza się do niemal samobójczego zadania. Wraz ze schwytaniem Lei Organy i Luke'a Skywalkera, konieczność doprowadzenia misji do sukcesu spada wyłącznie na nią...

"Small victories, Luke. Small Victorie". Taką odpowiedź dostaje od Lei chłopak, który zniszczył Gwiazdę Śmierci na pytanie o to, jak mają walczyć przeciwko Imperium, używając rozpadającego się sprzętu. Mniejsza o złe maszyny, nawet nimi można wiele zdziałać, co wielokrotnie Rebelianci pokazali w walce. Po świetnym The Ahakista Gambit, które było miłym odetchnięciem od paczki Luke'a i Lei, wchodzimy w kolejną, tym razem czteroczęściową opowiastkę o jednym ze zwycięstw Sojuszu Rebeliantów. W normalnej sytuacji powiedzenie czegoś takiego byłoby spoilerem, ale cóż poradzić, skoro tytuł miniserii brzmi tak, a nie inaczej? Naturalnie poznanie zawczasu zakończenia nie zawsze jest minusem, szczególnie jeśli twórcy danego dzieła mają jakiś pomysł na zręczne poprowadzenie fabuły. Przed podejściem do czytania Small Victories liczyłem, że dostanę taki produkt. Trochę się przeliczyłem.

Trzecia historia z cyklu Rebellion jest właściwie opowieścią o jednej osobie, Deenie Shan, którą poznaliśmy już w pierwszej miniserii, jak i również kilku odcinkach Empire. Blondwłosa Rebeliantka przetrawia w myślach wszystkie swoje dokonania w walce o "wolność naszą i waszą", po czym postanawia zrezygnować ze służby. Jej historia jest dość schematyczna – brak sukcesów życiowych, nadmiar romantyzmu i ojciec, który wolałby mieć zamiast niej syna – jednakże jako kręgosłup całego komiksu spisuje się zaskakująco dobrze. Z pewnością pomaga temu fakt, że scenarzystom i rysownikom, teraz i wcześniej, udało się wykreować wyjątkowo łatwą do polubienia postać, z którą także łatwo da się utożsamić. Kto z nas nie marzył o tym, by zostać wielkim bohaterem? Każdy. Deena miała jednak to nieszczęście, że przebywała wśród Luke'a i Lei, a ich dokonań w żaden sposób nie da się przyćmić.

Odliczając czarującą Deenę Shan, fabuła Small Victories to zlepek średnio udanych pomysłów oraz paru złych. O absurdach wewnątrz struktury tej opowieści będzie czas powiedzieć później; mnie najbardziej irytuje, że niemal każdy element miniserii wydaje się być kalką czegoś, co już gdzieś kiedyś zobaczyliśmy. Poświęcenie się dla dobra ogółu, straceńcza misja, niesamowite szczęście, odsiecz w ostatniej chwili – brzmi znajomo? Nawet nie trzeba długo szukać, a już na myśl rzuca się analogia do "Trench Run", jak potocznie zwano atak, który unicestwił Gwiazdę Śmierci. Ale pal to licho, większość powstających obecnie dzieł kultury siłą przymusu powtarza wątki, schematy i dylematy wymyślone w przeszłość. Sztuką jest tak to wszystko poskładać, by dostarczyć czytelnikowi jakichś pozytywnych wrażeń. Tymczasem w trzecim komiksie Rebellion znajdziemy ich bardzo niewiele. Zresztą, czego oczekiwać po kolejnych przygodach Luke'a i przyjaciół?

Czas na rysunki. Styl rysownika Colina Wilsona nie przypadł mi do gustu. Portretowanie twarzy, rysowanie dobrze znanych obiektów i postaci, szczegóły – to nie jego działka. "Masakrowanie" oblicz bohaterów, marszczenie ich i spłaszczanie wydaje się być hobby naszego artysty, tak samo jak mieszanie proporcji w budowie TIE Fighterów, hełmów szturmowców i okrętu "Rebel One", który – o dziwo – na jednym z kadrów skurcza się z imponującego tysiąca dwustu metrów do zaledwie jednej czwartej tej długości (jeśli sądzić po lecącym tuż obok, trzystumetrowym Nebulonie-B). Są ludzie, którzy lubią zabawę formą, ale ja wolę, by poważne sprawy były rysowane poważnie. Na obronę Wilsona mogę jednak przywołać jego umiejętności malowania emocji na tychże "zmasakrowanych" twarzach oraz nadawania dynamiki scenom akcji. Wybuchy także wypadają nieźle. Warto jeszcze pochwalić dobre zgranie kolorów z kreską. Wil Glass skorzystał z całej palety barw w konstruktywny sposób.

Small Victories jest wręcz przesycone absurdami i schematycznymi postaciami. Po pierwsze, jaka jest szansa, by okręt flagowy Rebelii z Leią i Lukiem na pokładzie wykonał ślepy skok w sam środek konwoju cywilnych statków wokół imperialnej stacji zaopatrzeniowej, która – co za zaskoczenie! – od miesięcy była celem Rebeliantów? Po drugie, jaki idiota wysłałby w bój, do szaleńczego, a przy tym niezwykle istotnego rajdu, drugą najważniejszą osobę w Sojuszu, która na dodatek nie jest żołnierzem, a do tego staruszka-klona z czasów Wojen Klonów, wieśniaka z Tatooine oraz niedoświadczonego mechanika? Czyżby na okręcie flagowym zabrakło prawdziwych komandosów, takich co szkolili się przez lata, by wykonywać podobne zadania? Po trzecie, dlaczego wszyscy imperialni dowódcy, czy to garnizonów naziemnych, czy niszczycieli gwiezdnych, czy też stacji kosmicznych, są skończonymi kretynami-sadystami, którzy układają bezsensownie skomplikowane plany i dają się na końcu wystrychać na dudka? Po czwarte, czy w komputerze tej stacji przeładunkowej naprawdę musiały być plany Palpatine’a na najbliższych parę miesięcy? Litości! Pewnych rzeczy nie da się przełknąć nawet po kilku głębszych...

Tak doszliśmy do końca tej recenzji. Small Victories jest pozycją średnią, tak jak średnie są rysunki oraz średnia jest niepozostająca w pamięci treść. Gdyby nie Deena Shan, druga miniseria Rebellion byłaby niezaprzeczalnie porażką, miernym, jakby trochę dodanym na siłę przerywnikiem między wyróżniającymi się The Ahakista Gambit i wyczekiwanymi przez wielu Vectorami. Można być niezadowolonym z dotychczasowego poziomu całego cyklu, ale jedna rzecz bardzo mi się w nim podoba: postawienie na postacie, i to przeważnie te z drugiego, czy nawet trzeciego planu. Skupienie Star Wars na postaciach to z pewnością pójście w dobrą stronę – gdyby jeszcze tylko towarzyszyły temu lepsze historie... Cóż, być może oczekuję trochę za dużo.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.0
Ocena recenzenta
5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars: Rebellion Volume 3. Small Victories TPB
Scenariusz: Jeremy Barlow
Rysunki: Colin Wilson
Kolory: Wil Glass
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: listopad 2008
Liczba stron: 96
Okładka: miękka
Druk: kolrowy
Cena: 12,95 USD



Czytaj również

Rebellion #06-10. The Ahakista Gambit
Oryginalnie o Rebelii i zdradzie
- recenzja
Wektor #1
- recenzja
Empire #23. The Bravery of Being Out of Range
Nie jest dobrze. W ogóle nie jest dobrze...
- recenzja
Star Wars Komiks #18 (2/2010)
Mistrz Jedi poleca
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.