» World of Warcraft TCG » Relacje » Realm Championships okiem Tuiteraza cz.2

Realm Championships okiem Tuiteraza cz.2

Realm Championships okiem Tuiteraza cz.2
Witajcie w drugiej części mojego sprawozdania z World of Warcraft TCG Realm Championships 2012, które odbyły się w Krakowie. W pierwszej odsłonie możecie przeczytać o tym, jak zakończyłem pierwszą część Realmów z dobrym wynikiem 5-1 na etapie Constructed, więc aby mieć szanse na finał, mogłem sobie pozwolić tylko na jedną przegraną w podzie, gdyż trzy przegrane oznaczały brak szansy na zagranie w niedzielę. Format draftu, jaki mieliśmy, jest bardzo przyjemny i mi odpowiada, choć jest kilka kart, które są nieco niesportowe (chociażby Sorrow's End lub Mazu'kon), lecz pomimo ich ogromnej siły, da się je jeszcze ograć.


Do Drafta siadałem na pierwszym podzie, oznaczało to bycie w doborowym towarzystwie graczy, które na pewno nie będzie wybaczało popełnionych błędów podczas wybierania karty. Z tego co pamiętam, w pierwszym boosterze otworzyłem Krogar the Colossal, którego ostatecznie puściłem dalej. Dyskutowałem później o tym, czy była to dobra decyzja. Owszem, Krogar jest w stanie zabić nawet i trzy stwory, ale nie dość, że kosztuje osiem zasobów (czyli muszę dożyć do tej chwili), to jeszcze, by mieć absolutną pewność, aktywowania jego Empower, musiałbym grać herosem z frakcji Monster lub na stworze typu Baby Murlock. Nie neguje mocy Krogara, ale nie podobają mi się karty, do których muszę mieć jakieś dodatkowe wsparcie w polu, by działały z pełną mocą. Pamiętam, że ostatecznie zdecydowałem się na Torr'naga, licząc na to, że jego Enrage i Smash umożliwi mi przechylenie tempa w moją stronę. Jeśli uważacie, że powinienem był wybrać jednak Krogara, rozumiem wasze argumenty. Ja wolę jednak karty, które są zawsze dobre.

Resztę boosterka uzupełniłem głównie monsterami i questami, gdyż chciałem zostawić sobie furtkę do frakcji na drugi booster, a nie miałem okazji wyboru jakiejś bomby dla danej frakcji.


Drugi booster nagrodził mnie za moją decyzję - otworzyłem Hadrack the Devoted, który jest według mnie dobrym stworem, zwłaszcza jeśli możemy wzmocnić jakoś jego wytrzymałość, na przykład cyklem Essencji z dodatku Crown of the Heavens, czy też attachmentami Priesta. Gdzieś po drodze miałem okazję wybrać dwóch Braeo Darkpaw, więc automatycznie zacząłem cenić sobie znacznie wyżej attachmenty typu Rallying Cry of the Dragonslayer. Suma summarum skończyłem z dwoma Esencjami oraz dwoma Rallying Cry'ami. Z drugiego boosterka wyciągnąłem również dwa Throat Slasher oraz Assassin's Strike, które skierowały mnie w stronę Rogue.


W trzecim i ostatnim boosterku trafiłem na Unstable Corruption. Pamiętam jak w Rotterdamie zostałem przez nią pokonany, gdy została zagrana w tempo i nie udało mi się przed nią obronić - w rezultacie zostałem zalany przez masę tokenów. Dodatkowo, dzięki Essence of War, którą posiadałem, była w stanie omijać protectorów i zacząć proces namnażania tokenów.

Nie jestem w stanie do końca odtworzyć swojej talii, ale była ona dość przyzwoita i w mojej ocenie była w stanie zrobić 2-1 na tym podzie.


Runda 7 - Tomasz Trzciński i Samaku, Hand of the Tempest

Tomasz był zadowolony z tego, że zarówno w formacie Draft jak i Constructed gra swoim ulubionym bohaterem. Wygrał rzut kością i zaczął narzucać tempo poprzez Murlock Coastrunner i Thespius Bloodhaze. Trzymałem ich na dystans za pomocą Throat Slasher. Z czasem udało mi się też zastopować krwawienie i mimo tego, że Tomasz zagrał również Remulos, Son of Cenarius i Skullstealer Greataxe, to udało mi się zabijać wszystkie jego stwory i z czasem zadać śmiertelne obrażenia. Podczas drugiej gry Tomek również nie dał mi wytchnienia, po zagraniu topora był w stanie utrzymać z reguły jednego potwora, przez co obrażenia na moim bohaterze rosły. W pewnym momencie Tomek zaciął się i nie był w stanie wyprodukować większego stwora, a wtedy ja przejąłem inicjatywę zagrywając Drak'narr. Tomek dał mu radę za pomocą Kalam'ti i atakowi herosa, ale na Torr'nag nie mógł już znaleźć sensownej odpowiedzi. W tym momencie mogłem zabijać wszystkie jego stwory i obrażenia od topora okazały się zbyt wolne w wyścigu.

Po skończonej walce, Tomek pokazał mi Bottled Elements, co oznaczało, że jeśli bym zaniedbał jakiegokolwiek stwora, to mogło by się to dla mnie zakończyć porażką.


Runda 8 - Ronny Schmertosch i Master Sniper Simon McKey

Ronny to dobrze znany mi gracz, więc wiedziałem, że nie będzie łatwo. W dobrym nastawieniu związanym z tym, że wystarczy mi wygrać tylko jedną grę z dwóch, rzuciłem kośćmi i wygrałem. Narzuciłem Ronnemu tempo, Braeo wzmocniony Essence of War zmusił go do poświęcenia całego stołu, aby zabić mojego stwora ze statystykami 7/7. Gwoździem do trumny był Hadrack the Devoted, a następnie Mallock, Herald of Trickery na jego łuk, Madonkir's Tribute, który był jego jedyną szansą na zabicie Hadracka. Po tym zagraniu poddał grę.

Drugą grę miał Ronny bardzo dobrą, udało mu się narzucić tempo grając ally'a w curve, lecz ja zacząłem tworzyć własną armię mając Braeo Darkpad z Esencją i Rallying Cry of the Dragoslayer. W momencie Ronny wysypał się ze stworów, między innymi z Tallie Sprinklelight i Larrisa Valorshield. Zagrałem Grumdak, Herald of the Hunt i zabiłem Larissę, Braeo'em unieszkodliwiłem drugiego największego stwora i oddałem turę Ronny'emu.

W tym momencie zaczął się mój upadek. Mój przeciwnik zagrał Shanla, Herald of Faith i za pomocą malutkiej Tallie zniszczył zarówno Esencję na Braeo, jak również i niego samego, który miał wówczas śmiertelne obrażenia. Ja niestety nie byłem w stanie zagrać dużego stwora. Ronny na dobitkę zagrał Clamps, który przekreślił cały mój ambitny plan ofensywy. Powoli acz skutecznie, Ronny piłował moje życie, dobił mnie natomiast z łuku i flipa.

Trzecią grę zacząłem nieco zmartwiony, wiedząc, że nie mogę sobie pozwolić na żadne błędy. Zmieniłem rękę i otrzymałem dość dobry zestaw, zawierający między innymi Unstable Corruption, Dradam Chillblade i Essence of War. Liczyłem, że uda mi się zagrać Unstable Corruption i za pocą Essence of War zalać Ronny'ego morzem tokenów. Byłem w stanie przeżyć nawet brak pierwszoturowego dropa, ponieważ to ja zaczynałem. Na mój pusty stół Ronny odpowiedział zagrywając Valak the Vortex, prawdopodobnie jedyną kartę, która mogła zniweczyć mój plan. W tym momencie moja wygrana stanęła pod znakiem zapytania, czy Ronny ma abilitkę o koszcie trzy, aby zabić mojego Dradama. Okazało się, że ma Bestial Revival. W tym momencie straciłem tempo całkowicie, Ronny rzucił stwora o koszcie dwa i moja wizja gry nie podobała mi się za bardzo.

W trakcie gry jakoś udało mi się wykaraskać i to pomimo tego, że Ronny zagrał Clamps i przez jakiś czas nie byłem w stanie atakować. Ostatnie stadium gry to wyścig między moimi Unstable Corruption a jego Bloat the Bubble Fish. Nie miałem już flipa na rybę, a dzięki jej umiejętności wygrywał wyścig. Moją ostatnią nadzieją był Torr'nag, który mógłby mi pomógł zwyciężyć w tym pojedynku, jednak jego Enrage mnie zawiódł i zabił mnie rybi kosmonauta.


Runda 9 - Marcin Wajda i High Priestess Neeri

W tym momencie była to dla mnie gra o finał. Z tego powodu czułem presję tym większą, że wiedziałem, że Marcin miał Shroud of High Priest, czyli kartę która wygrywa grę sama z siebie. Moją jedyną nadzieją było pokonanie go do szóstej tury i liczyć na to, że dobiorę jedyny Paralyzing Strike, który miałem w talii. Nie pamiętam niestety zbyt dobrze pojedynku poza tym, że w pierwszej grze, pomimo tego, że Marcin zaczynał, narzuciłem mu ogromne tempo i mimo zagrania Shrouda zabiłem go turę przed tym, nim on by mnie przewinął, co ukazuje moc tej karty. W drugiej grze Marcin miał mnie pod kontrolą. Nie wbiłem mu nawet pięciu obrażeń, jak zagrał Shrouda i przewinął mnie. W trzeciej grze natomiast kluczowym okazał się Paralyzing Strike, który kupił mi turę życia i dzięki niej udało mi się wygrać grę.


W ten oto sposób, dotarłem do top 8, z wynikiem 7-2. Moim przeciwnikiem w ćwierćfinałach okazał się być Marcin Wajda, z którym stoczyłem ostatnią grę Drafta. Grał on bardzo agresywną Rekwa Proudhorn. Wiedziałem, że nasza gra rozejdzie się o rzut kością i tak też było - wygrał go Marcin.

W pierwszej grze nie miałem nic do powiedzenia. Dobrałem mizerną rękę bez Grand Crusadera i Bottled Light, Marcin natomiast miał Faceless Sapper, który zawsze trafiał i Bottled Light, by go przywracać i zabijać mi stwory. W pięć minut złożyliśmy karty i w drugiej grze ja nadałem tempo, zagrywając dwa Gilblin Deathscrounger i Grand Crusader. Marcin co prawda zniszczył ongoing ability, ale stracił na tym tak dużo tempa, że moje stwory pokonały go już bez wsparcia. Trzecia gra natomiast była w miarę wyrównana, prawie udało mi się ustabilizować na 21 punktach obrażeń. Wstawiłem Lordann the Bloodreaver i przy stole Marcina składającego się z Rosalyn von Erantor i tokena z Cairne'a, byłem dobrej myśli. Z topa jednak szło Bottled Light, a z niej dwa Dagaxy... Cóż, tak to już jest czasem w karciance, czyż nie?


Tak więc skończyła się dla mnie przygoda z mistrzostwami, odpadłem w ćwierćfinałach. Byłem z siebie zadowolony, wiedziałem, że nie mogłem wiele zrobić w momencie, kiedy przegrywam rzut kością z talią, jaką grał Marcin, a format mamy niestety teraz taki, że często faworyzuje gracza rozpoczynającego.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.