» Blog » Rayman Origins
23-03-2013 12:14

Rayman Origins

Odsłony: 129

Rayman Origins

INFO:

Gatunek:Platformówka 2D

Developer:Ubisoft Montpellier

Wydawca:Ubisoft

Data Produkcji:Listopad 2011 r. (PAL:Listopad 2011 r.)

Platforma:PS3, Xbox 360, Wii, PS Vita, Nintendo 3DS

Liczba graczy:1-4

Muzyka : 8/10

Grafika : 10/10

Długość gry : 10/10

Grywalność (miód) : 9/10

Klimat : 8/10

Fabuła : 3/10

Filmiki FMV (ilość/jakość) : Brak

Bajery(sekrety,mini gierki itp.) : 9/10

Rozbudowanie : 6/10

Poziom trudności : 8/10

Ocena: 9/10

GŁÓWNE POSTACIE:

Rayman, Globox, Teensies

 

 

Recenzja:

 

                Już za czasów PSX-a raczej był oczywisty fakt, że kiedyś produkcje dwuwymiarowe zostaną totalnie zdominowane przez te wszystkie giganty w 3D. I oczywiście z biegiem lat ta teoria się sprawdziła, odsyłając pozycje 2D na smartfony i handheldy. Jednak kontrast na przestrzeni wydanych w podobnym czasie FF8 i Suikodena 2 w ‘99 roku udowodnił, że 2D potrafi czasem zawstydzić nawet bardziej nowatorską i zaawansowaną graficznie pozycję. Czekałem dość długo na tytuł, który podobną zależność ukaże i w końcu mogę to napisać! 2D Wróciło! I co lepsze pod postacią serii, która raczej przestała mnie interesować po rozczarowaniu związanym z jej przesiadką na właśnie 3D. To rzecz jasna Rayman, który tutaj wraca w pełni blasku, bazując na rozwiązaniach ze swojego pierwowzoru z poczciwego szaraczka!

 

A zatem Ray znów narozrabiał. Tym razem totalnie przypadkiem, gdyż śpiąc i chrapiąc wraz ze swomi przyjaciółmi Globoxem i Małakami (Teensies) nie dali żyć potworom żyjącym pod ziemią. Hałas wydobywający się z zewnątrz doprowadził do szału złe istoty, które postanowiły interweniować…i już od krótkiego filmiku początkowego da się zauważyć absolutne nowatorstwo w sferze oprawy. Bo to, czego dokonali tym razem twórcy przeszło ludzkie pojęcie. Świetnie animowana grafika? Idealna imitacja kreskówki? To stanowczo za mało! Nowy Ray to po prostu bajka! To jest po prostu niesamowite! Tego gry video jeszcze nie widziały i wizualne przedstawienie gry zachęca i przyciąga do zabawy. Tego właśnie potrzeba nowej generacji konsol! Innowacji z jednoczesnym zadbaniem o tradycję gatunku! Postacie wyglądaja obłędnie, mają swoje (dość dziwne, przypominające miejscami „Chojraka: Tchórzliwego Psa” z CN;) mimiki twarzy i poruszają się bardzo płynnie. Krajobrazy to istny ślinotok i wszystko tu oblane jest soczystymi kolorami i detalami. Nie idzie wyjść z podziwu, ojj nie idzie! Jeden jedyny minus, to nieco zbyt daleka perspektywa śledzenia akcji przez większość gry, jednak na szczęście ulega ona podczas zabawy różnym wariacjom.

 

OST w pierwszych minutach gry nasunął mi myśl: „znów nie równa się z oryginalnym Raymanem”. Jednak w toku gry ścieżki okazały się strasznie fajne i finezyjnie wykonane. Są także różnorodne i dość liczne, zatem obiektywnie stawiam go na równi z tym w/w. „The Lums Dream”…mmm…wszystko w temacie! Cudo! ;) Po za tym ścieżki zadziwiają niektórymi motywami, które po prostu cieszą ucho (choćby „Trouble In Paradise” i „Swimming Against The Stream” bardzo w stylu kreskówek z Tomem i Jerry’m;). Udźwiękowienie ogółem także nie zawodzi. Wszelkie odgłosy pasują tu jak ulał, a i znalazły się tu takie smaczki jak choćby sławny, wieloletni tzw. „Wilhelm Scream” (sławny okrzyk pewnego filmowego kowboja, stosowany we wszelakich filmach w formie żartu już od mniej więcej 60 lat…wygooglajcie se!;). Niespotykane i oryginalne. Śmiesznie wypadły także partie „śpiewane” (tańczące lumy czy levele „piekiełkowe”).

 

Levele to około 6 różnorodnych światów, nie raz przywołujących stare motywy takie jak dżungla lub świat muzyczny (tutaj w konwencji pustynnej;). Są też port i oczywiście lodowe/piekielne miejscówki. Nowością jest tu natomiast główne lobby gry, czyli tzw. Chrapiące Drzewo, gdzie urzęduje niejaki Śpiący Bańki, który jest tu jako/tako głównym prowodyrem akcji. Główną siłą napędową produkcji jest ilość etapów i ich poziom wykonania oraz zróżnicowania, a także same pomysły. Samych poziomów jest w sumie ponad 60, ciesząc czystą zabawą w staroszkolnym stylu. Niesamowicie są miejscami skonstruowane i potrafią zaimponować niecodziennymi zagrywkami. Nie da się jednak nie odnieść wrażenia, że sporo leveli przechodzi się dość szybko i jednorazowo, zdradzając fakt nieco płynnej konstrukcji. Dziką szarżą Raya można tu płynnie pokonać nie jedną sekwencję i wiąże się to bezpośrednio z poziomem trudności i powiązanymi z nim zdolnościami naszego bohatera.

 

Na podstawie nowego Raymana doszedłem zatem do wniosku, że cały platformówkowy trud opiera się w sporej mierze na zdolnościach głównego bohatera, a nie na ukształtowaniu i konstrukcji miejscówek, bo pamiętając nieco ślamazarnego, pierwszego Raya, to ten po prostu jest niebywale skoczny i sterowny, i nawet z tak licznymi zawiłościami nowej części radzimy sobie dzięki temu świetnie. Gibkość bohatera to niewątpliwie szybkość, zwinność i super sterowność. Ray biega, skacze i jak zawsze nabywa nowe umiejętności. A będą to na powrót szybsze bieganie pod R1, „piącha”, pływanie czy „latanie” uszami. Czyli kolejne znane i kochane elementy. Do tego jeszcze sposobność biegu po kolistych ścianach i sufitach (!) i mamy komplet. A zatem Ray umie sporo, lecz nie znaczy to, że nowe przygody owego nie dostarczą nam odpowiedniego wycisku! Wiele sekwencji będziecie powtarzać do znudzenia, bo skomplikowane to miejscami, choć sporym ułatwieniem jest checkpoint w każdej nowej lokacji i…brak jakichkolwiek żyć i Game Overa! Zatem mamy nieograniczoną ilość prób na daną lokację i widać tu odejście od staroszkolnych, wkurzających w diabli rozwiązań. Poprzez taki zabieg pozycja nie równa się trudem z jedynką i gra się tu wręcz wygodnie i przyjemnie. To niekoniecznie plus.

 

Atrakcji w grze jest tutaj co niemiara. Pokonywanie leveli nie opiera się zatem na jedynie „pieszym” pokonywaniu przeszkód. Powraca nasz kochany komar, którym przelecimy tutaj mnóstwo sekwencji zręcznościowych z ostrzeliwaniem celów. Rzecz jasna popływamy troszkę w głębinach oceanu (meduzy!;), a także odbędziemy kilka poziomów z „lataniem” uszami, przelatując przez wszelkiego rodzaju kolce i potworki. One również prezentują się ciekawie i nie raz sentymentalnie. Początkowe „dziadki” i goście strzelający do nas z gnata są po prostu wariacją pierwszych przeciwników z oldskulowego Raya, w/w komar to także świetny powrót, a to jeszcze nie wszystko. Sporo przeszkód to także wiele zapożyczeń z klasyka, takie jak wszelakie przedmioty „z oczami”. ;) O powracających Globoxie i Małakach już było wyżej. Po za standardowymi przeszkadzajkami w postaci jakiś paskudztw, diabełków, potworków lub wariacji zwierząt odbędziemy kilka walk z bossami! Te z kolei potrafią zepsuć nam troszkę krwi i aż szkoda, że tak mało ich tu. Z tym tematem wiąże się także moje największe niestety rozczarowanie grą gdyż (uwaga! Będzie spoiler!;) brak tutaj finałowego bossa. Nie kumam, bo był tu strasznie potrzebny, a gra kończy się nagle i rozczarowująco (choć sekwencje finałowe kopią zad!;). Wielkie nieporozumienie!

 

W sumie na upartego można uznać końcowego bossa w postaci pewnego brzydactwa z którym walczymy na końcu ukrytego świata umarłych. Co trzeba zrobić, aby tu się znaleźć? Oczywiście zbierać znane nam Lumy oraz Elektruny! Zdobywamy je na normalnych, znanych zasadach, a tych drugich jest do zdobycia około 250 i są poukrywane po levelach strasznie! Na każdym poziomie uświadczymy po dwa ukryte bonusy, a resztę z sześciu (jak zawsze) zdobędziemy już za zbieranie odpowiedniej liczby Lumów oraz za wyniki w czasówce, którą mamy możliwość włączyć po skończeniu danego levelu. Ciężko z tym bardzo, bo aby zwiedzić w/w świat trzeba zdobyć ze 200, gdzie ja zdobyłem ok. 150! Spory to wymóg trzeba przynać, więc trzeba tu żyłować grę, aby na to zasłużyć. Cała akcja opiera się ponadto na zdobywaniu zębów swego rodzaju kostuchy urzędującej w Chrapiącym Drzewie w szalonym pościgu za pewną skrzynią. Jest to level bonusowy dla każdego świata, a sama gonitwa to istne wyzwanie dla hardkorowców! Skrzynia nieźle spiernicza i trzeba jej dotrzymać kroku, wykonując sekwencje w idealny wręcz sposób. Milion prób, napięcie i świetna zabawa gwarantowane. ;)   

 

Na koniec parę rzeczy, bo gra umożliwia nam zabawę w multi! I to aż w czterech! Tryb kooperacji niestety nie wnosi nic nowego, bowiem nie wymyślono tutaj żadnych zadań dla grupy, a jedyną atrakcją jest wzajemne okładanie się po pyskach. Szkoda w sumie, bo można to było nieco bardziej rozbudować. Postacie dostępne w grze (po odblokowaniu odpowiednią ilością Elektrunów;) nie powalają, bo jest to kilka wersji Raya i Globoxa, oraz cała gama wszelakich Małaków. Tu mogło być naprawdę o wiele bardziej różnorodnie i na tym także się nieco zawiodłem. Drugą rzeczą jest polska lokalizacja gry, z którą miałem do czynienia. Tłumaczeniu ulegają tutaj głównie „chmurki” mowy oraz translate leveli, ale i tak fajnie się to prezentuje i jak na platformówkę spełnia w pełni swoją rolę.

 

Rayman Origins uznaję za coś wspaniałego i unikatowego. Bo kto w tych czasach odważy się zrobić pełnoprawną platformówkę 2D „nie-na-smartfona-i-handheldy”? Niewielu. I jak się okazuje tego typu pomysły okazują się strzałem w dychę! Nowy Rayman oczarował moją osobę swoją wyjątkowością, ilością i jakością zakręconych leveli, wspaniałą muzą, grafiką która po prostu rozpieprza jakością (HD!;), oraz wspaniałym powrotem do korzeni serii. Gra to przekozacka, niebywale rajcująca, satysfakcjonująca i po prostu ciesząca staroszkolnymi rozwiązaniami. To także jedna z tych gier, po zakończeniu której od razu chce się ją przejść od nowa! Bez gadania jedna z najlepszych platformówek w jakie grałem. Ray! Tym razem dałeś na serio czadu! ;)

 

 

PIERWSZY KONTAKT:

Styczeń 2013

 

ULUBIONE POSTACIE:

Rayman - Ray powraca tutaj w znakomitej formie i nigdy nie był tak zręczny i widowiskowy, jak tutaj! Kapitalna strowność i humor ;)

Globox - Fajne daje „plaskacze”. Nadal śmieszna postać i jego podobizna jest tu całkiem karykaturalna ;)

Skrzynia - Co za upierdliwy sarkofag! ;) Ucieka jak szalony i levele z nim uznaję za najtrudniejsze w grze. I ta kowbojska muzyczka. ;) Co on taki spłoszony? ;)

Nimfy - Niezłe laski. Odgrywają ważną rolę i wsprowadzają sporo sexapilu do gry. ;)

 

TOP 10 OST:

1. The Lums’ Dream (Glou Glou) & Lums of the Water

2. First Staffs

3. Trouble in Paradise

4. Scaling the Mountains

5. The Abyss

6. Steampunk Suspense

7. The Darktoon Chase

8. Swimming Against the Stream

9. The Tricky Treasure

10. The Mecha Factory

 

PLUSY:

+ Wspaniały powrót do korzeni serii!

+ Niewiarygodne pomysły na levele! Wszędzie jest różnorodnie i ciekawie

+ Opraaawa! Kosmos! To nie gra! To animacja! Zdecydowanie najpiękniej wyglądająca gra 2D w historii gier video! I ten urokliwy OST. Cudo!

+ Sekrety, bajery, atrakcje, zdolności!

+ Gonitwy ze skrzynią! Rewelacyjny pomysł dodający mnóstwo adrenalinki ;)

 

MINUSY:

- Brak finałowego Bossa! WTF?

- Kamera śledząca akcję z nieco zbyt oddalonej perspektywy. Ray to czasem tu po prostu pchełka, co potrafi drażnić ;)

- Nadal mało ciekawych bohaterów. Za dużo tu Małaków, co da się odczuć choćby w multi :(

- Multi nie wymagające kooperacji. Bardziej da się tu odczuć chaos

 

SCREENY:

 

 

 

2
Notka polecana przez: Jasny, KFC
Poleć innym tę notkę

Komentarze


~***

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Chyba musisz przeredagować swoją recenzję. Z mojego źródła informacji odkryłeś już świat umarłych, gdyż zdobyłeś 200 lumów, czy tam elektrunow ;p 
03-09-2013 22:31

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.