Ale zacznijmy od początku. Zebrało nas się czterech do wyjazdu z Warszawy. Ja, Rav, Asmo i Naber. Wyjechaliśmy około 2:00 w nocy ze Stolicy, by już około 3:30 być w Piotrkowie Trybunalskim. Tam czekał na nas Puchat. Dalsza podróż z Piotrkowa do Wrocławia nie była długa, bo Rav na tym swoim małym silniczku (1 litr) jechał w porywach koło 140. A prędkość ta była spowodowana moim małym niewinnym tekstem: "Rav co tak wolno jedziesz!".
W końcu koło 6:30 dotarliśmy na miejsce, do osławionego zamku. Zaparkowaliśmy Corsę i ruszyliśmy na konwent. Pierwsze co nas zdziwiło to: drzwi otwarte i nie ma żadnej żywej duszy. Udaliśmy się na pierwsze piętro, by tam poskładać decki do T2 i trochę pospać.
Około 9:00 zaczęła się zjeżdżać brać magicowa, więc trzeba było wyjść na zewnątrz, pograć i pohandlować trochę. W międzyczasie udało nam się zapłacić po 9 zł akredytacji. Później odbył się turniej T2 (NQ Wrocław), ale mniejsza z nim. Przejdźmy do sedna tego tekstu, czyli drugiego turnieju w formacie extended.
Turniej miał się zacząć o godzinie 19:00, ale dostaliśmy informację, że z powodów niezależnych od organizatorów turniej odbędzie się godzinę później. Ok, niech będzie, poślizg na turnieju to normalna sprawa. Czekamy godzinę do 20:00 i dowiadujemy się, że komputer nie działa, więc turniej będzie prowadzony za pomocą kartki i długopisu. No cóż jak mus to mus. Wpisowe na turniej wynoszące 15 zł przyciągnęło 23 osoby, co w sumie nie jest liczbą małą. Szczególnie biorąc pod uwagę, że na początku myśleliśmy, iż turniej się nie odbędzie, gdyż tutejsza scena Magica udała się na imprezę i zostaliśmy tylko my oraz koledzy z Łodzi.
Przystępujemy do pierwszej rundy. Każdy gra sobie gdzie chce, bo stoliki nie mają numeracji. Nie wiem skąd to się bierze, ale to chyba brak DCI Reportera nie pozwolił na przyporządkowanie graczom ich stolików! Ale organizację trzeba przeboleć. Chodzi w końcu o to, żeby się dobrze bawić!
Grałem w tym turnieju świetnym deckiem, jakim jest No-Stick. W pierwszej rundzie rzuciło mnie na Borosa. Szybkie 2:0 i 3 punkty dla mnie, ale sęk w tym, że sędzia nie znał zasad. Sytuacja wyglądała tak: ja z końcem zgrywam z ręki Fire/Ice w jakiegoś kolesia nie legendarnego, podkreślam, nie legendarnego. Wybieram Fire i zadaję mu dwa damage. Przeciwnik chcąc sprewentować 2 obrażenia w tego kolesia używa abilitki Eiganjo Castle. Mówię mu, że tak nie może i żeby się odtapował, jednak po chwilowym namyśle wołam sędziego. Przedstawiam jak wygląda sytuacja, a sędzia stwierdza, że kolega w tym wypadku dostaje 2 burna, bo nie ma legalnego celu pod umiejętność zamku. Eh! I gdzie tu znajomość zasad. Gracz miał inną intencję!
Druga runda przebiegła w miarę sprawnie. Znowu grałem z Borosem. Z końcem rundy dowiedzieliśmy się, że jednak komputer działa i będziemy musieli poczekać trochę czasu, żeby wpisać wyniki z poprzedniej rundy do DCI Reportera. Ok, niech będzie. Pora zejść na piwko. Po jakimś czasie męczarni (trzeba było sędziów nauczyć obsługi DCI Reportera) wyniki udało się wprowadzić. Minęła runda trzecia i zaczynamy rundę czwartą, gdy Domel dowiaduje się, że po wygraniu trzech rund ma tylko 6 punktów! Dla naszego kochanego sędziego wynik 2:1 dla Domela został zinterpretowany jako 0:1 dla jego oponenta. Do akcji musiał wkroczyć jeden z graczy - Puchat - będący jednocześnie sędzią. Dosiadł się do komputera i wszystko wyprostował. Ale to nie koniec niespodzianek trzecio-rundowych. W jednym z meczów był wynik 1:1 i gracze zaczęli się dopiero tasować do trzeciej gry. Sędzia ogłosił terminację, więc tasowanie się skończyło. Trzeba było podać wynik. Gracze mówią 1:1 i ktoś dodaje, że trzecia gra się nie zaczęła. Ale sędzia widocznie nie wiedział o co chodzi bo wpisał 1:1. Fajnie wiedzieć co to Tie-Breakery i wynik 1:1:0.
Czwarta runda odbyła się bez zakłóceń, więc pora przejść do piątej. Była godzina 1:40. Sędzia podał pairingi i stwierdził, że na rozegranie rundy mamy 20 minut, bo nas potem stąd wyrzucą, więc mamy teraz podać wyniki. Ja i kilku graczy szybko się ze swoimi przeciwnikami dogadała, ale reszta nie była wesoła z takiego obrotu sprawy i zaczęli grać. Jak się potem okazało nikt nas stamtąd nie wyrzucił! Gdy runda się skończyła, pora było rozegrać topa, który się nie odbył.
W międzyczasie wyszliśmy z Ravem i Naberem na zewnątrz do samochodu po śpiwory. Wracamy, a przy wejściu przywitali nas ochroniarze i proszą nas o karty noclegowe, a my im na to "Co to jest?". Po krótkiej rozmowie dowiadujemy się, że nie można już ich kupić! W końcu udało się ich przekonać, żeby nas przepuścili. Nie było to łatwe, trzeba było tłumaczyć, że nasz kierowca nie śpi od 40 godzin i niewyspany samochodem nie pojedzie. W końcu, po spisaniu naszych danych osobowych z dowodów, wpuścili nas, ale tekst, że do 6 rano ma nas tam nie być nie należał do wesołych.
No ale wróćmy do turnieju. Sędzia zaprosił top 8 do pokoju, gdzie stał komputer i stwierdził, że to już koniec i pora rozdać nagrody. Jeśli nie odbywa się top to kolejność w turnieju wyznaczają zajęte miejsca. Czyli również jakość nagród jest od tego miejsca uzależniona! A niestety nagrody wyglądały tak: 11 boosterków Dissension i 13 bosterków Guildpacta. Kolejność swissa decydowała kto pierwszy wybiera boosterek. Tak, że każdy dostał po trzy. A gdzie kasa?!
W sumie taki podział nagród po równo nam nie przeszkadzał, ale sędzia wpierw powinien spytać się co i jak, czy chcemy grać topa, czy może się zesplitujemy, a pewnie splitem by się skończyło!
O 5 rano ochroniarze obudzili wszystkich śpiących w sali gdzie graliśmy i wygonili nas na trzecie piętro na korytarz. Nie wiem co się działo dalej, ale my byliśmy już dosyć wkurzeni zaistniałą sytuacją i spakowaliśmy manatki. Nie minęła godzina szósta, a my już siedzieliśmy w samochodzie i wracaliśmy do domu. Ciekawe jak wyglądały męczarnie na Sealedzie i Junior Super Series?
No, a teraz pora na opisanie moich gier.
Mieliśmy z chłopakami bardzo dużo czasu, żeby dowiedzieć się jak wygląda meta. Po scautingu stwierdziłem, że meta kształtuje się mniej więcej tak:
6 Atogów (UB Ruel, Dredge, Burning Tog)
4-5 Borosów (w tym 3 od nas z samochodu (Rav, Asmo i Puchat)
1 No-Stick (mój zresztą)
2 Gift Rocki
1 Balancing Things
1 Mono G Elfy
1 Agro Rock
2 Ichoridy
Do tego parę innych decków, których sobie teraz nie przypominam.
Widząc jak wygląda meta zdecydowałem się trochę stechować deck na Borosy i Atogi, a także włożyć coś na Ichorida, z którym mam dosyć ciężko. Mój build wyglądał następująco:
2x Plains
3x Island
1x Sacred Foundry
2x Steam Vents
3x Hallowed Fountain
4x Flooded Strand
1x Polluted Delta
1x Ancient Den
1x Minamo, School at Water's Edge (kombo z Mikokoro I daje jeszcze niebieską manę)
1x Seat of the Synod
1x Mikokoro, Center of the Sea (ten land jest świetny jak opponent musi diskardować się z końem)
2x Fact or Fiction
4x Thirs for Knowledge
2x Mana Leak
2x Absorb
4x Counterspell
1x Orim's Chant
2x Lightning Helix
4x Fire/Ice
3x Cunning Wish
3x Wrath of God
1x Eternal Dragon (koleś syty niesamowicie, wprost stworzony do tego decku)
2x Exalted Angel (cały czas myślę jakby tu zmieścić 3 w mainie)
2x Decree of Justice
1x Vedalken Shackles (niby dziwny tech, ale jak dojdzie to naprawdę się sprawdza)
4x Isochron Scepter
3x Chrome Mox
SB:
1x Reserch/Development (słaby, szkoda miejsca w sideboardzie)
3x Purge (naprawdę świetna karta na Atoga, tym bardzie, że mamy jak ją przekontrować przy rzucaniu)
1x Wing Shards
2x Lightning Helix (2 w main i 2 w sb o świetna liczba, pod pałą dobre też na atoga)
2x Disenchant (dwa to za mało, muszą być trzy)
1x Pulse of the Fields (kolejna syta karta, szczególnie na borosa)
1x Brain Freeze (nie użyłem go ani razu ale w sb musi być)
1x Orim's Chant (także go nie użyłem, ale ten deck to w końcu scepter-chant)
3x Ghostly Prison (miały być na Ichorida, ale niestety nie udało mi się ich wypróbować)
No a teraz przejdźmy do gier. W pierwszej trafiłem na Borosa. Nie wiem z kim grałem. Drugoturowe Berło z Fire/Ice zrobiło swoje i pora było przejść do drugiej gry. Side in: 2 Helixy, side out: 2 Dekrety. W drugiej grze wstawiłem Berło z Helixem, które zadziało chyba tylko dwa razy, bo musiałem go bronić. Najpierw Pillage, Counterspell. W następnej znowu Pillage, a ja Absorb. W kolejnej turze kontry już nie miałem i Scepter musiał zejść od Echoin Ruin. Potem przeciwnik dostał Gniew Boga. W swojej zagrał mi Vortexa na którego nie miałem kontry, ale stopdeczony Cunning Wish załatwił sprawę. Potem Podniosły Anioł i do kości.
W drugiej rundzie znowu trafiłem na Borosa. Tym razem jego kierowcą był Asmo. Pierwsza gra to była szybka drugoturowa Pałka z Helixem, bo wiedziałem, że Asmo nie gra ponzą i nie ma co z nim zrobić! Po kilku turach pora było przejść do drugiej gry. Side in: 2 Helixy, 2 Disenchanty, Pulse i Wing Shardsy, Side out: 3 Cunning Wishe, 2 Dekrety, 1 Fakty. Drugą grę wtopiłem, bo nie dobrałem Fire/Ice na Lavamancera i Lwa. A po rzucenie Wratha dostałem Vortexa i od niego właśnie zginąłem! W trzeciej grze po muliganie wstawiłem Berło z Helixem. Dostałem Disenchanta. Wstawiłem następne no i znowu Disenchant, tym razem Asmo powiedział mi, że stopdeczony. Na szczęście dobrałem druga białą manę i mając na ręku Pulsa mogłem być przez chwilę spokojny, że coś dokupię z wierzchu. Asmo nie potrafił sobie poradzić z moim Pulsem mimo, że przez 5 tur dobierałem tylko lądy! No ale fakt faktem, zwalił tą grę maksymalnie i fartem udało mi się wygrać 2:1. Najlepsze jest to, że przez całą trzecią grę nie dobrałem żadnej kontry.
Trzecia runda to znowu Boros. Tym razem trafiłem na Rava i szybko wygrałem z nim 2:0. Ale on stwierdził, że ja i tak wyjdę w tym meta do topa, więc poprosił mnie o poddanie się. A niech mu będzie. Zgłosiliśmy 2:1 dla Niego.
Czwarta gra to UB Ruel Tog. Pierwszą wtopiłem. Drugą grę przeciwnik podał jak miałem na stole Pałkę z Helixem, a on rzuciwszy Duressa zobaczył na mojej ręce Cunning Wisha, Shakle, Thirsta i 2 Purge. Zaczynając trzecią grę mieliśmy 15 minut do końca rundy. W końcu, gdy opanowałem sytuację, sędzia ogłosił terminację. W swoje pierwszej rundzie terminacji wstawiłem Smoka. Wcześniej miałem na stole Berło z F/I. Smok dostał Logice. W trzeciej rundzie terminacji wstawiłem dwa kolejne berła także z F/I. A, że dostawiłem jeszcze Moxa i miałem 6 many to mogłem ta grę wygrać, bo oponent miał tylko 12 life. Niestety przeciwnik stopdeczył Echoin Trutha. Mecz zakończyłby się wynikiem 1:1:1, ale przeciwnik poddał się, więc znowu wyciągnąłem 3 punkty.
Ostatnią rundę miałem grać z Musiałem. Ale jak już wyżej napisałem, sędziemu zależało na czasie, więc się dogadałem z przeciwnikiem, że ja wygrywam, a nagrodą dzielimy się na pól. Dostaliśmy po półtora boosterka!
Po 5 rundach swissa z 12 punktami byłem pierwszy, a tak jęczałem Rafałowi, że nie wejdę!
No a teraz pora na plusy i minusy całego wyjazdu i turnieju.
+ Puchat to fajny gość, pod warunkiem, że nie sędziuje
+ Kolejny raz w topie,
+ Nie musiałem grać z Ichoridami
+ Piwko i barek na zewnątrz, brak prohibicji
- T2 to !@#$% format, to był mój pierwszy i ostatni raz
- Bardzo mało czasu na rozegranie 5 rundy, a tym samym całego turnieju
- Brak topa i niestety słabe nagrody
- Sędzia nie znający zasad
- 2 godziny spania przez 3 dni, ale czego nie robi się dla Magica
- brak możliwości spania na terenie konwentu, co to za pomysł z kartami noclegowymi
Podsumowując stwierdzam, że turniej był słaby i niewarty zachodu, ale po to pojechaliśmy do Wrocławia, żeby w nim zagrać. Życzę powodzenia w organizacji następnych turniejów i proponuję nauczyć się zasad organizacji oraz samej gry, albo skombinować sędziego z levelem, a taki był wśród graczy i myślę, że jakby go ładnie poprosić to poprowadziłby ten turniej.