Qwirkle

Kapituła oszalała

Autor: Daniel 'ScripterYoda' Oklesiński

Qwirkle
Qwirkle to tytuł bardzo znany od lata poprzedniego roku, kiedy to ogłoszono laureata Spiel des Jahres 2011. W środowisku planszomaniaków zawrzało. Dla wielu był to wybór niesłuszny, grze zarzuca się losowość i brak decyzyjności. Z drugiej strony pozycja ta jest ceniona wśród "niedzielnych graczy", którzy nie stawiają aż takich wymagań poszczególnym tytułom. Kto ma rację w tym sporze: kapituła ze swoją kontrowersyjną decyzją, czy niezadowoleni wyjadacze?
Problemy drewnianych klocków
Przy wyborze gry, która otrzyma tytuł najlepszej gry roku kapituła kieruje się kilkoma czynnikami. Jednym z ważniejszych jest możliwość przygotowania przez wydawnictwo przynajmniej kilkudziesięciu tysięcy kopii gry na sprzedaż – niszowe tytuły wydane niskim nakładem nie mają żadnych szans. Qwirkle zostało opublikowane u naszych zachodnich sąsiadów przez Schmidt Spiele, jedno z większych wydawnictw niemieckich. Nie dziwi więc, że wydanie stoi na bardzo wysokim poziomie. Elementy gry to właściwie tylko 108 drewnianych kafelków, na których nadrukowano jeden z sześciu symboli w jednym z sześciu kolorów. Są one najwyższej jakości i grze nie można niczego zarzucić - poza jednym problemem…
Podczas gry kafelki trzymamy przed sobą, tak jak w Scrabble czy Geniuszu. Nie ma tu jednak żadnych podstawek – drewienka są na tyle grube, że możemy je spokojnie postawić na stole. Rozwiązanie to jest o tyle kłopotliwe, że kafelków nie da się przekrzywić, więc ich pionowe ścianki czasami są słabo oświetlone. Prowadzi to do sytuacji, w której nawet kobiety przestają rozróżniać czerwony od pomarańczowego. Drugim zarzutem co do wydania jest brak tablicy punktacji lub chociażby notesu – wyniki trzeba zapisywać na własnej kartce, więc mając jedynie pudełko z grą nie zagramy (a przynajmniej nie będziemy wiedzieć, kto wygrał).
"Scrabble dla analfabetów", czyli kilka słów o mechanice
Qwirkle to gra trochę przypominająca kultowe już Scrabble, z tą różnicą, że jest oparta na symbolach. W obu gracz wykłada płytki, aby zdobyć punkty. Można to zrobić według odpowiednich zasad. W klasyku gier słownych musi powstać wyraz, a w Qwirkle rząd, czyli linia kafelków o tym samym kolorze lub figurze. Oznacza to, że dokładając kafelki musimy przedłużyć już istniejący ciąg symboli, których tylko jedna cecha jest wspólna (kafelki o tym samym kolorze i figurze nie mogą się znajdować w tym samym rzędzie).
To nie koniec podobieństw w obu grach. Kolejnym jest punktowanie po dołożeniu płytek – zdobywamy punkt za każdy kafelek w rzędzie. Tak jak w Scrabble możemy jednocześnie dołożyć drewienka do dwóch rzędów, punktując za każdy z nich oddzielnie. Można też zdobyć premię – nie za pola na planszy, której tu notabene nie ma, a za ukończenie rzędu, czyli tzw. Qwirkle dające bonusowe 6 punktów (składające się z sześciu kafelków o tym samym symbolu i innym kolorze lub na odwrót).
Nie wszystko złoto…
Mechanika od początku nie wydawała mi się ciekawa, przypominała mi trochę nieszczęsny Unikat. Po poznaniu zasad spodziewałem się dużej losowości (w końcu nie mamy żadnego wpływu na to, jakie kafelki posiadamy) i braku decyzyjności (strategia "jak najwięcej punktów za jednym razem" wydawała się bardzo obiecująca). Pierwsza rozgrywka nie zdołała mnie zaskoczyć, druga i każda kolejna też niestety nie. Wszystko przebiega dokładnie tak, jak napisałem wyżej.
Okazało się też, że to nie koniec wad. Jest jeszcze jedna – dosyć długi czas rozgrywki. Pełna partia trwa około godziny, czyli jak na prostą grę rodzinną zdecydowanie za długo. Im bliżej do końca, tym nudniej. Ciągle robimy to samo, a w dodatku sam finał jest jeszcze bardziej pozbawiony emocji, gdyż zostało już mało wysoko punktowanych miejsc i zdobywamy po 2, 4 punkty dokładając po jednym kafelku.
Teoretycznie Qwirkle to tytuł, w którym jest miejsce na odrobinę myślenia. Powinniśmy dokładać kafelki tak, aby zdobyć jak najwięcej punktów, uniemożliwiając przy okazji przybliżenie się przeciwników do zwycięstwa. Podstawą zasadą jest nietworzenie pięcioelementowych ciągów, które łatwo zamienić w Qwirkle. Często jednak dołożenie tylko czwartej płytki może pomóc współgraczowi, a zdarzyła mi się sytuacja, że w jednej turze gracz dołożył cztery (!) kafelki tworząc wysoko punktowane Qwirkle. Niestety, dużo więcej zależy tu od losu niż od własnych działań.
Niezależnie od liczby graczy w Qwirkle gra się praktycznie tak samo. Czas rozgrywki nie zmienia się znacząco, jednakże im mniej osób, tym odrobinę większe pole manewru. Dzieje się tak, gdyż każdy gracz wykonuje więcej akcji, przez co może wykonać bardziej skomplikowany plan z mniejszą szansą na przypadkowe zablokowanie przez przeciwnika.
…co się świeci
Pomimo licznych wad okazuje się, że w pewnych sytuacjach Qwirkle nie jest złą grą. Wszystko zależy od graczy. O ile wymagający gracze będą narzekać na to samo, na co ja narzekam, o tyle ci niedzielni mogą okazać się zachwyceni. Rodziny grające tylko w tytuły familijne nie powinny być rozczarowane. Bardzo proste zasady, przepiękne wykonanie i duża liczba wyborów (pozorna, ale jest) mogą zauroczyć każdego, kto nie wymaga od planszówek walki o zwycięstwo, a tylko dobrej zabawy, którą to Qwirkle jest w stanie dać. Wydaje się też, że to idealna gra na spotkanie towarzyskie, kiedy chcemy pograć, ale gra ma być dodatkiem do rozmowy, a nie na odwrót. Qwirkle nie wymaga dużo skupienia, więc konwersacja może być spokojnie utrzymywana, gdy co kilka chwil trzeba tylko dołożyć kafelek.
To, co napisałem, to nie puste słowa. Podczas testowania gry spotkałem najróżniejsze opinie – od skrajnie negatywnych (jak moje) do niezwykle pozytywnych. Qwirkle to po prostu gra, która wyzwala silne emocje - albo się ją kocha, albo nienawidzi. Przedstawicieli pierwszej grupy nie jest wcale tak mało – planszomaniacy znają na pewno przynajmniej kilka osób, którym tym bardziej się gra podoba, im jest prostsza. To właśnie idealni odbiorcy dla tej pozycji. Mimo tego nadal jestem zdziwiony wyborem kapituły. Dużo ciekawsza wydaje się inna nominowana gra – Zakazana Wyspa.
Choć moja opinia jest bardzo negatywna, to mimo wszystko polecam wypróbować Qwirkle, a osoby uwielbiające gry rodzinne mogą nawet zaryzykować i kupować w ciemno. Są oczywiście w tej kategorii lepsze tytuły (jak choćby Zooloretto), ale jeśli szukamy familijnej, bardzo prostej gry logicznej, to lepszej propozycji możemy nie znaleźć. Na koniec dodam, że choć losowość czasami mnie strasznie irytuje i według mnie bardzo wpływa na ostateczny wynik, to moja siostra jeszcze ani razu nie przegrała. Może zna jakąś lepszą strategię niż "najwięcej punktów w jednym ruchu"... a może po prostu "szczęście to skill". Plusy: Minusy: