Zacznę od minusów. Okładka. Czerń i biel nie są niczym niezwykłym w przypadku niedochodowego fanzinu. Jednak z powodu niewyjaśnionych do dziś okoliczności (okoliczności te są nazywane przez niektórych
Nie oceniajmy jednak po pierwszej stronie, zobaczmy co jest w środku.
Dział
Literatura
otwiera fragment Diabła Łańcuckiego Jacka Komudy. Fragment bardzo udany, naprawdę zachęcający do sięgnięcia po książkę. Zdecydowanie najlepszy tekst w Quencie, podnoszący jej status. W tymże dziale znajdziemy również dwa opowiadania, które zdają się być świetnym początkiem czegoś, co zostało pozbawione rozwinięcia i zakończenia. Oba są zaczątkiem na dobre opowiadanie, które ktoś pośpiesznie zakończył, zamiast pozwolić mu żyć własnym życiem. Szkoda.
Biała Dama
to mocny dział tego numeru Quenty, zapełniony pięcioma tekstami, które zostały wysłane (większość również została wyróżniona) na tenże konkurs. Tu dowiemy się, czym jest nagroda Białej Damy
i dlaczego wywołała tyle kontrowersji. Chwilę później możemy się już rozkoszować dwoma świetnymi opowiadaniami i trzema tekstami źródłowymi do RPG. Szkoda tylko, że redakcja mało przykładała się do tych tekstów, uznając widocznie, że autorki wiedzą co czynią. Nie jest to jednak nic, co zepsuje nam smak tych teksów, bowiem polski rynek fantastyczny przyzwyczaił nas już do większej ilości literówek na stronę. Choć nagrody zostały już rozdane, osobiście chciałbym na łamach tej recenzji wyróżnić opowiadanie Kobieta w Labiryncie Anny Łagan i pierwszy scenariusz do Dzikich Pól autorstwa kobiety (Na pohybel zdrajcy Anny Zawadzkiej), jaki miałem w życiu okazję przeczytać.
Publicystyka
to krótki, ale za to najbardziej "samodzielny" dział Quenty. Rafał Olszowski wprowadza nas w mity Kalevali, zaś Joanna i Maciek Szaleńcowie, których samo nazwisko gwarantuje już pewną klasę tekstu, pokazują nam, dlaczego powinno się stworzyć RPG w świecie Szerer F.W. Kresa. Ten dział to kilka stron dobrego tekstu.
I tak oto wyszedł nam całkiem gruby fanzin, ponad pięćdziesiąt stron robi wrażenie. Ale, żeby nie zostawić nas samym li tylko literkom, autorzy na koniec zdecydowali się dołożyć komiks. A właściwie, co odważne, jak na tak nieregularnie wychodzący produkt, pierwszą część komiksu. Jest on, jak całe pismo, czarno biały i bynajmniej nie zachwycił mnie. Próby bazowania na kryminałach i Lovecrafcie w połączeniu z specyficzną kreską czyni zeń mieszankę czarnej komedii z kiepskim horrorem. Dla mnie mieszankę niestrawną.
Reasumując - od ostatniego numeru minęło wystarczająco wiele czasu, by Quenta mogła być lepiej przygotowana. Źle złożona okładka oraz liczne literówki w tekście (w tym paskudne błędy ortograficzne) utrudniają odbiór. Jednak Quenta może sobie na to pozwolić, klasa autorów i tekstów, które zawiera, powalają na kolana większość pojawiających się w Polsce fanzinów. Pozostaje tylko życzyć redakcji częstszego korzystania z programów sprawdzających pisownię i lepszych drukarni. Ja w każdym bądź razie, jeżeli tylko znów będę mógł odnaleźć tam teksty nadesłane do
Białej Damy
, sięgnę po kolejny numer.
Dziękujemy Galicyjskiej Gildii Fanów Fantastyki za udostępnienie egzemplarza pisma do recenzji.
Tytuł: Quenta
Wydawca: Galicyjska Gildia Fanów Fantastyki
Liczba stron: 63
Rok wydania: 2003