» Artykuły » Felietony » Puszczalstwo

Puszczalstwo


wersja do druku

Jak kupować planszówki

Redakcja: Joanna 'Ysabell' Filipczak

Puszczanie nie jest czynnością łatwą. Pół biedy, jeśli chodzi tutaj o puszczanie recenzji – wystarczy kilka godzin pracy korektora oraz szefa działu i sprawa załatwiona. Cała robota to tylko dwie godziny korekty i jakieś czterdzieści minut na linki, tagi, ilustracje i skład tekstu. Ewidentne babole tekściarskie trafiają się bardzo rzadko, z większości materiałów nadesłanych można wykrzesać przyzwoitą "wrzutę". Inna sprawa, że przy takiej czynności łatwo o ofiary. Pierwszą jest zazwyczaj dobry nastrój autora, drugą - zdrowie psychiczne korekty, ostatnią - trzecią - frustracja koordynatora działu.

Spokojnie – o dolach i niedolach szefa innym razem. Dzisiaj będzie o puszczaniu pieniędzy na planszówki. Korzystając z kilkuletnich doświadczeń rentiera/utracjusza/utrzymanka, przygotowałem dla was nibyporadnik dotyczący kupowania nowych gier. Nie wszystkie tezy zawarte w poniższym tekście należy traktować śmiertelnie serio, choć mam nadzieję, że część z nich okaże się przydatna w ferworze zakupów świątecznych.


Założenie: Gry kupujemy dla przyjemności


Niekoniecznie musi to być przyjemność płynąca z samej rozgrywki. Są osoby, które lubią nowe grafiki, są też takie, które wolą kontakt z nową mechaniką. Dla niektórych liczy się również frajda płynąca z wydawania pieniędzy: zdrowy, konsumencki orgazm wynikający z "głosowania portfelem".

Tych kilka tropów prowadzi nas do wniosku, że im więcej gier kupujemy, tym jesteśmy bardziej szczęśliwi. Trudno o bardziej mylne założenie – pierwsza zakupiona planszówka fascynuje bezgranicznie, dwudziesta już tylko trochę bawi. Kluczem do satysfakcji w puszczaniu pieniędzy na planszówki jest ograniczenie ilości zakupów. Receptą na sukces w marnowaniu gotówki na zadrukowane kawałki kartonu jest maksymalne celebrowanie samego aktu kupna.


Porada 1: Nigdy nie kupuj kilku gier jednocześnie


Mówiąc językiem matematycznym – puszczanie nie jest addytywne. Oznacza to, że frajda z zakupów za 150 zł jest mniejsza niż suma frajd za 100 i za 50 zł. Z punktu widzenia radości "puszczacza" lepiej jest dzielić przyjemność na mniejsze działki, tak, aby odlot wystarczył na dłużej.

Pewną przeszkodą mogą być koszty wysyłki, zachęcające do nadmiernych zakupów. Osobom mieszkającym z dala od świątyń kapitalizmu polecam puszczanie zbiorowe. Zakupy składkowe, robione w gronie kilku nałogowców dają lepszy odlot, bo czekający na paczkę wzajemnie pobudzają swoje emocje. Długie dyskusje z cyklu "Ale to będzie fajna gra" są na ogół znacznie ciekawsze od samej rozgrywki. Niestety marketing czyni cuda, czyniąc oczekiwanie na zakup znacznie lepszym od większości nowych produktów. Aby pieniędzy starczyło na więcej "odlotów", należy zastosować się do drugiej porady.


Porada 2: Pozwól sobie na tanie eksperymenty


Nie każda gra musi być hiperwyczekaną i megagłośną produkcją. Przy odrobinie cierpliwości można wygrzebać prawdziwe perełki, potrafiące zupełnie zaskoczyć. Dla mnie takim odkryciem są układanki logiczne Tantrix kosztujące jakieś 15 zł. Do normalnych zakupów robionych w Empiku dołożyłem jeden taki zestaw, który dostarczył mi zabawy na jakieś kilka godzin, potem gra trafiła do Ysabell i innych moich znajomych (bynajmniej nie tylko płci żeńskiej). Paradoksalnie – im bardziej spontaniczny zakup, tym większa szansa na miłe zaskoczenie.

Niestety, aby spontaniczne zakupy kończyły się powodzeniem, konieczne jest pewne doświadczenie, którego nie sposób przekazać w krótkim tekście Można jednak przyjąć, że dobra niespodzianka nie powinna kosztować więcej niż 30 zł. Im mniej jest ona reklamowana, tym lepiej – najwięcej radości potrafią dostarczyć gry ukryte na dolnych półkach. Przykładem takiej niespodzianki jest planszówka San Marco, której ostatnie zapasy zalegają czasem w hipermarketach w koszykach z przecenami.

Niestety przeceny to raczej wyjątki, niż reguła. Aby jednak uzyskać jak najwięcej frajdy za jak najmniejsze pieniądze sformułowałem następną wskazówkę.


Porada 3: Czas pomiędzy kolejnymi zakupami powinien być jak największy


Apetyt rośnie w miarę zakupów, jednak z punktu widzenia kupowania planszówek nie jest to zjawisko korzystne. Im dłużej czekamy na daną planszówkę, tym większa satysfakcja z jej posiadania. Prywatnie stosuję zasadę, że nie wolno mi kupić więcej niż jednego tytułu miesięcznie. Nie mogę też nabyć nowej planszówki, dopóki nie zagram w poprzednią przynajmniej 3 razy. Nie kupuję również gier, których recenzji nie czytałem. Staram się co jakiś czas układać "listy marzeń", definiujące moje cele zakupowe na najbliższy czas. Gry "w promocji" kupuję jedynie wtedy, gdy figurują już na takiej liście. Wyjątki robię tylko w przypadkach wymienionych w poprzedniej poradzie.

O recenzjach
Nie ma co się oszukiwać – planszówki to biznes, a zadaniem sprzedawcy jest wcisnąć ci towar, który niekoniecznie chcesz kupić. Marketing ma za zadanie stworzyć szum informacyjny, w którym trudno będzie oddzielić informacje od reklamy. W tym względzie jestem wyjątkowo uczulony na produkcje firmy Fantasy Flight Games, których "otoczka" jest często lepsza od samej gry.

W jaki sposób pogodzić zdobywanie informacji o nowych planszówkach z odpornością na marketing? Tutaj pomocą mogą być serwisy i magazyny planszówkowe. Co ciekawe najlepiej sprawdzają się one wtedy, gdy nie szukamy informacji o konkretnych grach. Czytam artykuły po to, aby zorientować się w rynku i aby móc wyrobić sobie własną opinię.

Kluczem do sukcesu jest tu zaufanie do osoby recenzenta. Regularna lektura ułatwia poznanie profilu tekściarza i umożliwia budowanie "filtrów informacyjnych", które pomagają w dokonywaniu wyboru. Nigdy nie kupuję gry na podstawie jednej recenzji, zwłaszcza, kiedy niewiele wiem o gustach recenzenta. Nie polecam czerpania wszystkich informacji o grze z "debiutów" recenzentów, ponieważ wyważenie tekstów i ocen przychodzi dopiero z czasem.


Nawet najbardziej doświadczony utrzymanek stanie kiedyś przed problemem braku pieniędzy na wszystkie rozrywki. Jak sobie z tym poradzić?


Porada 4: Warto znaleźć sobie zajęcie dodatkowe, z którego dochód będzie przeznaczony na planszówki


Nic tak nie mobilizuje do pracy jak konkretny cel. Przyjąłem zasadę, że na hobby nie wydaję pieniędzy, które dostałem. Innymi słowy – prezenty urodzinowe, datki od babci czy pieniądze na obiad muszą zostać odłożone na przyszłość, albo wydane na (prze)życie. Nowe gry mogę kupować jedynie za złotówki, które sam zarobiłem. W chwili obecnej dorabiam jako nauczyciel fizyki i 30% zarobionej kwoty odkładam na "fundusz planszówkowy". W momencie, gdy chcę kupić nową grę – czekam aż zgromadzi się tam wystarczająca kwota lub biorę nadgodziny. Nic nie daje takiej satysfakcji jak puszczanie własnoręcznie zarobionych pieniędzy.

Regularne odkładanie pieniędzy na wybrany tytuł pozwala zwiększyć satysfakcję z zakupu. Niestety im większe oczekiwania, tym większa szansa na zawód. Receptą na sukces jest dokonywanie zakupów pod wpływem chłodnej logiki i informacji prasy niezależnej, nie zaś marketingu wydawców i dystrybutorów.

Nie będę ukrywał, że planszówki to dość drogie hobby, na które nie każdego stać. Jeżeli komuś brakuje pieniędzy na chleb – nie powinien wydawać ich na rozrywkę. Stoję jednak na stanowisku, że jeżeli ktoś chce grać w gry planszowe, znajdzie (na ogół) sposób, aby na nie zarobić. Jest kilka metod zmniejszenia kosztów hobby. Można brać udział w konkursach, można być wolontariuszem w wydawnictwie, można też pisać dla serwisów planszowych. Po 2 latach pisania "za friko", zdobyłem posadę redaktora i część gier otrzymuję gratis do recenzji. Jeśli mi się udało – czemu nie miałoby się udać Tobie?


Porada 5: Planszówki kupuje się na lata


Im droższa gra, tym więcej rozrywek powinieneś w nią rozegrać. Moim przelicznikiem jest 10 złotych ceny za godzinę rozgrywki. Oznacza to, że grze kosztującej 200 złotych powinieneś poświęcić minimum 20 godzin zanim zdecydujesz się kupić następną.

Ideałem jest zainteresowanie swojej drugiej połowy planszówkami. Dzięki takiemu rozwiązaniu współczynnik mnożymy razy dwa, osiągając 20 zł za godzinę, co zmniejsza czas oczekiwania na kolejne zakupy. Pieniądze zaoszczędzone na romantycznych kolacjach można przeznaczyć na "fundusz planszówkowy". Redukujemy w ten sposób szansę na oberwanie latającym talerzem w głowę, co również nie jest bez znaczenia...


Podsumowanie


Spróbowałem przedstawić kilka sposobów na zwiększenie przyjemności z kupowania i grania w planszówki. Mam nadzieję, że moje uwagi będą dla kogoś pomocne. Życzę Wam satysfakcji w zakupach i zawsze pełnych portfeli. Pamiętajcie również, że zakupy i poznawanie nowych gier, choć mogą przynieść radość, nie są największą zaletą gier planszowych. W dłuższym okresie czasu liczy się przyjemność z obcowania z drugim człowiekiem.

A w tajemnicy powiem jeszcze, że kupowanie i granie w gry planszowe to jeszcze nic. Najlepsze jest ich rozpakowywanie...

Ale o tym innym razem!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tagi: felieton



Czytaj również

Komentarze


Kapitan Psisko
    Bardzo miły poradnik
Ocena:
0
Tajniki maksymalizowania przyjemności, epikur dla grających.
10-12-2007 17:48
Micronus
    ...
Ocena:
0
Dawno nie czytałem tak fajnego artykułu. Czuć z niego taki przyjemny luz:] Czekam na tajniki rozpakowywania:D
10-12-2007 18:02
Repek
    Słodkie...
Ocena:
0
...szczególnie to:
Moim przelicznikiem jest 10 złotych ceny za godzinę rozgrywki

...mnie rozłożyło. :) Co mi przypomina, że dawno sobie niczego nie kupiłem. :)

A co do rozpakowywana, też jestem ciekaw. U nas jest tak, że tylko właściciel gry ma prawo wyciskać żetony. :) Tak, to ma coś wspólnego z seksem. :P

Pozdrówka
10-12-2007 18:47
Sony
    A tam propaganda
Ocena:
0
Ja kupiłem równocześnie TWILIGHT IMPERIUM i TIDE OF IRON, kumpel z klubu przytargał STARCRAFT, drugi World of Warcraft a trzeci DOOM. I jakoś nie mam większej czy mniejszej satysfakcji. :) Twilight chodził za mną, a obnizka ceny dała bodziec, Tide of War mi się spodobal więc też nabyłem. :)

Na razie rozkminiamy gry, Doom i Starcraft już załatwione, Twilight i Tide "się rozkminiają"
Jutro startujemy z Tide a w Sobotę z Twilight'em.
10-12-2007 18:52
Ezechiel
   
Ocena:
0
"Ja kupiłem równocześnie TWILIGHT IMPERIUM i TIDE OF IRON, kumpel z klubu przytargał STARCRAFT, drugi World of Warcraft a trzeci DOOM"

Ja też tak kiedyś robiłem. Teraz mam mniej pieniędzy i muszę bardziej cyzelować moment zakupu.
10-12-2007 19:00
Szczur
    Też się nie zgadzam z autorem
Ocena:
0
że frajda z kupowania planszówek (kupowania czegokolwiek de facto) nie jest addytywna.

A tekst fajny :)
11-12-2007 06:21
~KoldeR

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
cytat:
"Jeśli mi się udało – czemu nie miałoby się udać Tobie?"

Bo nie każdy jest taki sam? Jedni wolą przedmioty humanistyczne inni ścisłe. I taki dajmy na to matematyk, nigdy nie będzie pisał recenzji :-P
Więc proszę nie wciskaj mi tu kitu :-)
21-12-2007 16:15
Ezechiel
    Hmm
Ocena:
0
"Jedni wolą przedmioty humanistyczne inni ścisłe. I taki dajmy na to matematyk, nigdy nie będzie pisał recenzji :-P
Więc proszę nie wciskaj mi tu kitu :-)"

Ja akurat studiuję Fizykę Techniczną na Politechnice - żaden ze mnie humanista.

Prywatnie uważam, że analityczny umysł przydaje się do pisania recenzji. Jak widać - chcieć to móc.
21-12-2007 16:54
Ysabell
   
Ocena:
0
I taki dajmy na to matematyk, nigdy nie będzie pisał recenzji :-P

Przeciwnie - zazwyczaj to recenzje i teksty ściślaków lepiej mi się czyta. Humaniści mają tendencję do filozofowania :P. Także jednak chcieć to móc - tylko trzeba się zwrócić do konkretnej grupy docelowej...

Ale że niektórym się nie chce, to już zupełnie inna historia.
22-12-2007 13:09

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.