Psalmodia - Michał Krzywicki
W swojej najnowszej powieści Michał Krzywicki ukazuje nam mało znany wycinek z historii Polski. Oto na prośbę o pomoc w nawracaniu pogan wystosowaną przez biskupa pruskiego Chrystiana przybywają do Tymawy członkowie hiszpańskiego zakonu calatravensów. Ma to miejsce w XIII wieku, podczas rozbicia dzielnicowego Polski.
Pomysł to przedni: wpierw autor przybliża nam realia feudalnej Kastylii, opisując pośrednie skutki oraz przebieg rekonkwisty, zahaczając o życie codzienne tamtejszych ludzi, by następnie przenieść akcję na Pomorze i przedstawić sytuację obecnych tam zakonów, neofitów oraz obyczaje pogańskie. Niestety, czyni to w sposób bardzo zwięzły i powierzchowny − otrzymujemy jedynie strzępy informacji, bez głębszego zakorzenienia.
Charakterystyczna dla tej książki płytkość dotyczy również fabuły. Wątków znajdziemy tutaj mnóstwo, ale prowadzone są one chaotycznie i trudno wyczuć, który z nich jest najważniejszy. Ponieważ są ledwie zarysowane, niewykorzystany został potencjał kilku najbardziej oryginalnych z nich (diabła-pasożyta, Dorge'a, Szeolu i rysy). Również zakończenie wydaje się nakreślone nieco na siłę, zbyt szybko − przez pierwsze trzysta stron fabuła nie posuwa się zbytnio do przodu, by potem nagle przyspieszyć i gwałtownie się urwać.
Podobnie sprawa ma się z głównymi bohaterami: Krzywicki miał świetny pomysł na ich kreację, osobowość, należycie zadbał o ich zróżnicowanie i ciekawy opis. Jednak po przeczytaniu całości stwierdziłem, że czegoś im brakuje. Florencjusz na początku kojarzył mi się z Piekarowskim Mordimerem, ale powieść szybko zweryfikowała ten osąd − u Krzywickiego pierwszemu z protagonistów zabrakło wyrazistości, twardości, jakiejś charakterystycznej cechy, dzięki której zapadłby w pamięć na dłużej. To jedynie obraz naiwnego, zakochanego aż do głupoty człowieka, który specjalnie nie zastanawia się nad tym, co robi. Lepiej pod tym względem prezentuje się Dorge, pogański kapłan uciekający od swego przeznaczenia, ale i w tym bohaterze są pewne mankamenty. On również jest jedynie popychadłem losu i innych bohaterów: robi to, co mu kazano, jest uzależniony od okoliczności, nie wykazuje inicjatywy. I to chyba największa wada protagonistów Psalmodii − bierność. O pozostałych postaciach trudno wiele powiedzieć; stanowią tylko tło, bez prób pogłębienia.
Kuleje również narracja − wypowiedzi bohaterów często wydają się wrzucone na siłę, bez powiązania z opisywanymi właśnie odczuciami czy przemyśleniami postaci, co wybija czytelnika z rytmu. Irytująca była także specyficzna budowa niektórych dialogów: opis wydarzeń/odczuć, słowa rozmówcy, opis wydarzeń/odczuć, słowa tego samego/drugiego rozmówcy − pomiędzy tymi elementami często brakowało powiązań.
Nie jest to jednak powieść zła. Jej siłą są świetne, świeże pomysły autora, choć niestety do ich stosownego wykończenia czegoś mu zabrakło: kunsztu? wyczucia? szczęścia? Podobało mi się również to, jak Krzywicki poradził sobie z opisem świata przedstawionego: smród, głód, ubóstwo i wcale nie święci rycerze zakonni − to ujęcie średniowiecza dalekie od baśniowości.
Psalmodia to nie arcydzieło literatury, lecz i nie żaden niewypał. Ma liczne wady i nie czyta się jej łatwo, ale traktowana jako ciekawostka literacko-historyczna, z lekko pogańskim zacięciem, może stanowić dla czytelnika smakowity kąsek.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Pomysł to przedni: wpierw autor przybliża nam realia feudalnej Kastylii, opisując pośrednie skutki oraz przebieg rekonkwisty, zahaczając o życie codzienne tamtejszych ludzi, by następnie przenieść akcję na Pomorze i przedstawić sytuację obecnych tam zakonów, neofitów oraz obyczaje pogańskie. Niestety, czyni to w sposób bardzo zwięzły i powierzchowny − otrzymujemy jedynie strzępy informacji, bez głębszego zakorzenienia.
Charakterystyczna dla tej książki płytkość dotyczy również fabuły. Wątków znajdziemy tutaj mnóstwo, ale prowadzone są one chaotycznie i trudno wyczuć, który z nich jest najważniejszy. Ponieważ są ledwie zarysowane, niewykorzystany został potencjał kilku najbardziej oryginalnych z nich (diabła-pasożyta, Dorge'a, Szeolu i rysy). Również zakończenie wydaje się nakreślone nieco na siłę, zbyt szybko − przez pierwsze trzysta stron fabuła nie posuwa się zbytnio do przodu, by potem nagle przyspieszyć i gwałtownie się urwać.
Podobnie sprawa ma się z głównymi bohaterami: Krzywicki miał świetny pomysł na ich kreację, osobowość, należycie zadbał o ich zróżnicowanie i ciekawy opis. Jednak po przeczytaniu całości stwierdziłem, że czegoś im brakuje. Florencjusz na początku kojarzył mi się z Piekarowskim Mordimerem, ale powieść szybko zweryfikowała ten osąd − u Krzywickiego pierwszemu z protagonistów zabrakło wyrazistości, twardości, jakiejś charakterystycznej cechy, dzięki której zapadłby w pamięć na dłużej. To jedynie obraz naiwnego, zakochanego aż do głupoty człowieka, który specjalnie nie zastanawia się nad tym, co robi. Lepiej pod tym względem prezentuje się Dorge, pogański kapłan uciekający od swego przeznaczenia, ale i w tym bohaterze są pewne mankamenty. On również jest jedynie popychadłem losu i innych bohaterów: robi to, co mu kazano, jest uzależniony od okoliczności, nie wykazuje inicjatywy. I to chyba największa wada protagonistów Psalmodii − bierność. O pozostałych postaciach trudno wiele powiedzieć; stanowią tylko tło, bez prób pogłębienia.
Kuleje również narracja − wypowiedzi bohaterów często wydają się wrzucone na siłę, bez powiązania z opisywanymi właśnie odczuciami czy przemyśleniami postaci, co wybija czytelnika z rytmu. Irytująca była także specyficzna budowa niektórych dialogów: opis wydarzeń/odczuć, słowa rozmówcy, opis wydarzeń/odczuć, słowa tego samego/drugiego rozmówcy − pomiędzy tymi elementami często brakowało powiązań.
Nie jest to jednak powieść zła. Jej siłą są świetne, świeże pomysły autora, choć niestety do ich stosownego wykończenia czegoś mu zabrakło: kunsztu? wyczucia? szczęścia? Podobało mi się również to, jak Krzywicki poradził sobie z opisem świata przedstawionego: smród, głód, ubóstwo i wcale nie święci rycerze zakonni − to ujęcie średniowiecza dalekie od baśniowości.
Psalmodia to nie arcydzieło literatury, lecz i nie żaden niewypał. Ma liczne wady i nie czyta się jej łatwo, ale traktowana jako ciekawostka literacko-historyczna, z lekko pogańskim zacięciem, może stanowić dla czytelnika smakowity kąsek.
Mają na liście życzeń: 3
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Psalmodia
Autor: Michał Krzywicki
Autor okładki: Magdalena Broniecka
Wydawca: Agencja Wydawnicza Runa
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 13 kwietnia 2010
Liczba stron: 432
Oprawa: miękka
Format: 125 × 195 mm
ISBN-13: 978-83-89595-61-4
Cena: 32,50 zł
Autor: Michał Krzywicki
Autor okładki: Magdalena Broniecka
Wydawca: Agencja Wydawnicza Runa
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 13 kwietnia 2010
Liczba stron: 432
Oprawa: miękka
Format: 125 × 195 mm
ISBN-13: 978-83-89595-61-4
Cena: 32,50 zł
Tagi:
Michał Krzywicki | Psalmodia