Przybyłem, zagrałem, zasmuciłem się... - słów kilka o "The Walking Dead" od Telltale Games
Odsłony: 254O komputerowej adaptacji dzieł Roba Kirkmana wiedziałem od dawna, ale z jakiegoś powodu nie ciągnęło mnie by bliżej im się przyjrzeć - sądziłem, że będzie to kolejny typowy akcyjny survival horror o których wybitnie wysokiego zdania nie mam (tak, wychodzi moja ignorancja - nazwa Telltale Games nie mówiła mi zupełnie nic). Szczęśliwy zbieg okoliczności - zwany bratem grającym w "The Wolf Among Us" - doprowadził do tego że sięgnąłem po pecetową wersję Szwędaczy mając nadzieję, że gra zachowa styl TWAU. I powiem tak: "Hell yeah", decyzji tej nie żałuję bo oba sezony od Telltale Games to najlepsze co spotkało Szwędaczy, wedle mnie daleko przeskakując serial AMC jak i sam komiks.
Kilkanaście godzin rozgrywki mija diabelsko szybko a potem nadchodzi pustka... Tak, pustka, bo to gra mocno oddziałująca na emocje, które wystawione zostają na niemałą próbę. Mamy niezwykle krwiste (heh, piękne w kontekście tematu słowo) postacie, które nawet jeśli pojawiają się epizodycznie nie pozostawiają gracza obojętnym, mamy niezwykle dobrze poprowadzoną historię (ok, w drugim sezonie ilość pewnych nieścisłości i nielogiczności może zepsuć trochę to wrażenie), mamy też przede wszystkim dylematy - dylematy i decyzje do podjęcia które stanowią o sile gry. Tak, zdaję sobie sprawę, że nie do końca prawdziwe jest stwierdzenie TTG że twoje decyzje kształtują przyszłą grę, ale i tak pewna nieliniowość fabuły, ciężkość dokonywanych wyborów (nierzadko między opcją złą i gorszą) wespół z olbrzymią interakcją z bohaterami gry daje coś co porusza i nie zostawia obojętnym. Nie przeszkadza mi zresztą to, że wiele moich decyzji i tak później było 'korygowanych' przez fabułę - najsilniejsze w grze jest właśnie to jakie decyzje podejmujemy W DANEJ CHWILI - a czasu na ich podejmowanie zazwyczaj mamy bardzo mało - i co najciekawsze (przynajmniej w moim wypadku) decyzje te nie tyle miały spowodować by coś w grze ruszyło, tylko PO PROSTU miały odzwierciedlać to co uważałem za słuszne (choć często nierozważne...). Nie będę zdradzać fabuły (a nuż ktoś nie grał ;)), ale przyznam że ani w serialu ani komiksie (ba, w mało której grze wcześniej - o ile w ogóle!) nie przytrafiło mi się nawiązać tak emocjonalnego kontaktu z bohaterami jak w tej grze przez co kilka wydarzeń naprawdę doprowadziło mnie do skraju łez...
Poza fabularną maestrią, gra niezwykle cieszy oko grafiką (przyjazna komiksowa kreska w kontraście do brutalności niektórych scen robi wrażenie) oraz oprawą dźwiękową - głosy Clementine, Lee, Kenny czy chociażby nie tak długi występ Michaela Madsena w 2 sezonie to prawdziwe mistrzostwo świata. Muzyka Jareda Emersona Johnsona wraz z utworami kończącymi każdy z rozdziałów - Alela Diane zamykająca 1 sezon <3 - również stoją na wysokim poziomie...
Teraz tylko, wiedząc jakie zakończenie otrzymaliśmy w sezonie 2, mam nadzieję że TTG będzie kontynuowało TĘ HISTORIĘ... nie ma innego wyjścia!