Przenajświętsza Rzeczpospolita - Jacek Piekara
Jacka Piekary miłośnikom fantastyki w Polsce przedstawiać nie trzeba. Twórca postaci inkwizytora Mordimera Madderina, uniżonego sługi Jego Ekscelencji Biskupa Hez – Hezronu (swoją drogą, po Owenie Yeatesie, drugiego ulubionego bohatera autora poniższej recenzji) nie jest postacią nową w krajowej fantastyce. Obdarzony niebagatelnymi umiejętnościami kreowania historii i bardzo lekkim piórem, Jacek Piekara jest z pewnością jednym z najlepszych autorów na krajowym rynku wydawniczym. Stąd też mając możliwość sięgnąć po jego kolejną książkę, długo zastanawiać się nie musiałem. Lektura, reklamowana jako political – fiction i to dla czytelników dojrzałych, zapowiadała się jako intrygujące doświadczenie czytelnicze. Czasu teraz już nie cofnę. Poza tym, czasem trzeba przeczytać także to, co nie podoba nam się, choćby tylko w celu uzyskania możliwości wypowiadania się na ten temat. Jednak tych, którzy dotychczas z Przenajświętszą Rzeczpospolitą jeszcze się nie zetknęli, uprzedzam – naprawdę nie warto. Szkoda Waszego czasu, a jest wiele lepszych lektur.
Na kolejnych stronach tej powieści spotykamy bowiem cały korowód negatywnych postaci, które każda w mniejszym lub większym stopniu, prezentują różnego rodzaju społeczne, bądź po prostu, ogólnoludzkie patologie. I to właśnie one są tym czynnikiem, który tę książkę nakręca. Nie akcja, nie wydarzenia, ale właśnie owe postacie i realia, w jakich przyszło im z woli sprawczej autora żyć. Upadły świat, przy którym piekło jest miejscem, do którego chętnie by się wyskoczyło na niedzielny piknik. Polska, która po upadku komunizmu rządzona jest przez sojusz duchowieństwa i ludzi dawnego systemu. Kraj fanatyków, gdzie Kościół jest władzą, a Wiara przeżytkiem, który odszedł w zapomnienie. Polska obozów koncentracyjnych na Śląsku, ogólnej biedy i oaz luksusu, w którym pławią się dygnitarze. Polska smogu, kwaśnych deszczy i… ropy. Nowoodkrytych złóż na Suwalszczyźnie. Jedynego, prawdziwego, jeszcze nie rozdartego przez chciwe łapska kasty rządzącej majątku. Cudu, dzięki któremu także i ci obecnie siedzący przy korycie, będą mieli szanse się w końcu nażreć.
Osobiście jestem wielkim miłośnikiem literatury z zakresu dark future, więc w teorii świat ten powinien przypaść mi do gustu. Jednak Piekara posunął się tak daleko w obrzydzaniu nam tych realiów i ludzi, których tam poznajemy, że przestaje to czytelnika bawić. Natężenie brudu, smrodu i ludzkich degeneratów na czcionkę kwadratową tekstu jest tak wielkie, że następuje przedawkowanie i reakcja alergiczna. Organizm zaczyna bronić się przed tym, co jest mu serwowane poprzez zmysł wzroku, alarmując o przekroczeniu punktu krytycznego. Możemy wiec lekturę przerwać, albo doczytać do końca. Recenzent takiego wyboru nie posiada, co skutkuje niestety później czytelniczym kacem.
Najgorsze bowiem w tej książce jest to, że cała ta z lubością przez autora kreowana brutalność niczemu nie służy. Prezentowanie czytelnikowi choćby scen pedofilskich, jest celem samym w sobie, w żaden sensowny sposób nie związanym z akcją. Cierpienia arcybiskupa seksoholika w trakcie zmagań z własnym popędem to też pomysł sam w sobie, bardzo dokładnie opisany, ale bez jakiegoś głębszego przełożenia na rozwój losów postaci. Ot, taki kaprys autora, że nie wspomnę już o biesiadzie u Rosjan, która, u co słabszego czytelnika może spowodować tak zwany odruch wymiotny. Po którymś takim pomyśle czytelnik ma dosyć.
Sama akcja książki jest tłem dla świata, który autor zapragnął czytelnikowi ukazać i bohaterów, którzy w wielu przypadkach są po prostu przejaskrawionymi postaciami z polskiego życia publicznego, dobrze znanymi z telewizji i pierwszych stron gazet. Z racji tego, w wielu momentach wyczuwalne są jakby mocne pchnięcia zza kadru, gdy autor na siłę popycha akcję do przodu, czasem z pominięciem logiki rozwoju wydarzeń, z którymi czytelnik się właśnie zapoznaje. Tego typu działania u Piekary drażnią jeszcze bardziej, biorąc pod uwagę do jakiego poziomu autor przyzwyczaił nas w książkach o Mordimerze Madderinie. Dokładając do tego nużące czasem tempo, książki tej nie czyta się najlepiej.
W swojej recenzji tej pozycji u nas w serwisie, Piotr „Wojewoda” Woyke w podsumowaniu wyraża pogląd, iż w jego opinii autor z tej ciężkiej próby, jaką było zmierzenie się z takową tematyką, wybrnął obronną ręką, tworząc znakomitą, godną polecenia lekturę. Niestety, absolutnie nie mogę się z tym zgodzić. Książka autorstwa Jacka Piekary jest bowiem tym, co z pewnością będę każdemu odradzał. Przesadna, nic nie wnosząca brutalność, maksymalna wulgaryzacja języka wychodząca daleko poza jakiekolwiek granice dobrego smaku, całkowicie czarne postacie, prześcigające się na stronach książki w chamstwie i prezentujące wszelakie możliwe negatywne cechy charakteru oraz do tego wszystkiego akcja, która czasami jest mocno naciągana, na siłę pchana przez autora do przodu. A nieliczne pozytywy płynące z momentami zgrabnego opisania tego świata mrocznej przyszłości toną w bardzo kiepskiej całości, nie pozostawiając po sobie nawet niewielkich śladów w pamięci czytelnika. Już dawno nie miałem tak negatywnego odbioru całości, jak po lekturze Przenajświętszej Rzeczypospolitej Jacka Piekary.
W krótkich słowach podsumowując powieść rzec można, iż wydawca reklamuje ją jako książkę dla dorosłych z drastycznymi scenami seksu i przemocy. Tego rzeczywiście nie można jej odmówić. Może więc już blisko dwadzieścia osiem wiosen na karku, jak w moim przypadku, to zdecydowanie za mało, by z takiej książki, nasyconej wściekłą furią autora do świata, czerpać satysfakcję.
Michał "ShpaQ" Laszuk wyraził w swej recenzji życzenie, by na nasz rynek trafiało więcej tego typu powieści. Ja mam nadzieję na coś wręcz odwrotnego. Niech Przenajświętsza Rzeczpospolita Jacka Piekary pozostanie jedyną taką pozycją, którą można będzie pokazywać jako przestrogę dla autorów próbujących pod płaszczem fantastyki odnosić się do polityki bez stosownego dystansu i spokoju.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Na kolejnych stronach tej powieści spotykamy bowiem cały korowód negatywnych postaci, które każda w mniejszym lub większym stopniu, prezentują różnego rodzaju społeczne, bądź po prostu, ogólnoludzkie patologie. I to właśnie one są tym czynnikiem, który tę książkę nakręca. Nie akcja, nie wydarzenia, ale właśnie owe postacie i realia, w jakich przyszło im z woli sprawczej autora żyć. Upadły świat, przy którym piekło jest miejscem, do którego chętnie by się wyskoczyło na niedzielny piknik. Polska, która po upadku komunizmu rządzona jest przez sojusz duchowieństwa i ludzi dawnego systemu. Kraj fanatyków, gdzie Kościół jest władzą, a Wiara przeżytkiem, który odszedł w zapomnienie. Polska obozów koncentracyjnych na Śląsku, ogólnej biedy i oaz luksusu, w którym pławią się dygnitarze. Polska smogu, kwaśnych deszczy i… ropy. Nowoodkrytych złóż na Suwalszczyźnie. Jedynego, prawdziwego, jeszcze nie rozdartego przez chciwe łapska kasty rządzącej majątku. Cudu, dzięki któremu także i ci obecnie siedzący przy korycie, będą mieli szanse się w końcu nażreć.
Osobiście jestem wielkim miłośnikiem literatury z zakresu dark future, więc w teorii świat ten powinien przypaść mi do gustu. Jednak Piekara posunął się tak daleko w obrzydzaniu nam tych realiów i ludzi, których tam poznajemy, że przestaje to czytelnika bawić. Natężenie brudu, smrodu i ludzkich degeneratów na czcionkę kwadratową tekstu jest tak wielkie, że następuje przedawkowanie i reakcja alergiczna. Organizm zaczyna bronić się przed tym, co jest mu serwowane poprzez zmysł wzroku, alarmując o przekroczeniu punktu krytycznego. Możemy wiec lekturę przerwać, albo doczytać do końca. Recenzent takiego wyboru nie posiada, co skutkuje niestety później czytelniczym kacem.
Najgorsze bowiem w tej książce jest to, że cała ta z lubością przez autora kreowana brutalność niczemu nie służy. Prezentowanie czytelnikowi choćby scen pedofilskich, jest celem samym w sobie, w żaden sensowny sposób nie związanym z akcją. Cierpienia arcybiskupa seksoholika w trakcie zmagań z własnym popędem to też pomysł sam w sobie, bardzo dokładnie opisany, ale bez jakiegoś głębszego przełożenia na rozwój losów postaci. Ot, taki kaprys autora, że nie wspomnę już o biesiadzie u Rosjan, która, u co słabszego czytelnika może spowodować tak zwany odruch wymiotny. Po którymś takim pomyśle czytelnik ma dosyć.
Sama akcja książki jest tłem dla świata, który autor zapragnął czytelnikowi ukazać i bohaterów, którzy w wielu przypadkach są po prostu przejaskrawionymi postaciami z polskiego życia publicznego, dobrze znanymi z telewizji i pierwszych stron gazet. Z racji tego, w wielu momentach wyczuwalne są jakby mocne pchnięcia zza kadru, gdy autor na siłę popycha akcję do przodu, czasem z pominięciem logiki rozwoju wydarzeń, z którymi czytelnik się właśnie zapoznaje. Tego typu działania u Piekary drażnią jeszcze bardziej, biorąc pod uwagę do jakiego poziomu autor przyzwyczaił nas w książkach o Mordimerze Madderinie. Dokładając do tego nużące czasem tempo, książki tej nie czyta się najlepiej.
W swojej recenzji tej pozycji u nas w serwisie, Piotr „Wojewoda” Woyke w podsumowaniu wyraża pogląd, iż w jego opinii autor z tej ciężkiej próby, jaką było zmierzenie się z takową tematyką, wybrnął obronną ręką, tworząc znakomitą, godną polecenia lekturę. Niestety, absolutnie nie mogę się z tym zgodzić. Książka autorstwa Jacka Piekary jest bowiem tym, co z pewnością będę każdemu odradzał. Przesadna, nic nie wnosząca brutalność, maksymalna wulgaryzacja języka wychodząca daleko poza jakiekolwiek granice dobrego smaku, całkowicie czarne postacie, prześcigające się na stronach książki w chamstwie i prezentujące wszelakie możliwe negatywne cechy charakteru oraz do tego wszystkiego akcja, która czasami jest mocno naciągana, na siłę pchana przez autora do przodu. A nieliczne pozytywy płynące z momentami zgrabnego opisania tego świata mrocznej przyszłości toną w bardzo kiepskiej całości, nie pozostawiając po sobie nawet niewielkich śladów w pamięci czytelnika. Już dawno nie miałem tak negatywnego odbioru całości, jak po lekturze Przenajświętszej Rzeczypospolitej Jacka Piekary.
W krótkich słowach podsumowując powieść rzec można, iż wydawca reklamuje ją jako książkę dla dorosłych z drastycznymi scenami seksu i przemocy. Tego rzeczywiście nie można jej odmówić. Może więc już blisko dwadzieścia osiem wiosen na karku, jak w moim przypadku, to zdecydowanie za mało, by z takiej książki, nasyconej wściekłą furią autora do świata, czerpać satysfakcję.
Michał "ShpaQ" Laszuk wyraził w swej recenzji życzenie, by na nasz rynek trafiało więcej tego typu powieści. Ja mam nadzieję na coś wręcz odwrotnego. Niech Przenajświętsza Rzeczpospolita Jacka Piekary pozostanie jedyną taką pozycją, którą można będzie pokazywać jako przestrogę dla autorów próbujących pod płaszczem fantastyki odnosić się do polityki bez stosownego dystansu i spokoju.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Przenajświętsza Rzeczpospolita
Autor: Jacek Piekara
Wydawca: Red Horse
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: maj 2006
Liczba stron: 440
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
ISBN-13: 978-83-60504-02-4
ISBN-10: 83-60504-02-4
Cena: 29,99 zł
Autor: Jacek Piekara
Wydawca: Red Horse
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: maj 2006
Liczba stron: 440
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
ISBN-13: 978-83-60504-02-4
ISBN-10: 83-60504-02-4
Cena: 29,99 zł