Przemyślenia po "Wiedźminie"
Odsłony: 451Minęło już trochę czasu od premiery serialu Netflixa, toteż kto miał oglądać, to obejrzał. Nie jest to jednak recenzja, ale spis paru moich przemyśleń na temat serialu, które chciałbym przedyskutować z innymi widzami (stąd też będą spoilery).
Najmocniejszą zmianą "ideową" jest dla mnie kwestia Nilfgaardu. W książkach to było pragmatyczne, świetnie zarządzane mocarstwo, silne nie tylko dzięki armii, ale handlowi, rzemiosłu i sprawnemu podporządkowywaniu sobie państw wasalnych. A ich podboje to był czysty ekspansjonizm, nie fanatyczny dzihad w imię Białego Płomienia. W serialu stał się typowym Mrocznym Imperium Zła, mieszaniną bolszewizmu i mrocznego sekciarstwa. Fringilla i Cahir stali się dużo bardziej morderczymi postaciami (choć z drugiej strony, relacja Cahira z Ciri straciła ten lekko niepokojący pedo posmak). W ogóle Cahir z poczciwego "nie jestem Nilfgaardczykiem" stał się fanatycznym wyznawcą. Nie bardzo sobie wyobrażam, jak stanie się kompanem Geralta, pomagającym ratować Ciri. Przejdzie moment rozczarowania Białym Płomieniem? (Ok, zgodnie z książką powinien teraz trafić do więzienia za porażkę, ale takiego fanatyka powinno to jedynie utwierdzić w fanatyzmie "to moja wina, muszę to naprawić i odpokutować"). Może będzie tymczasowym sojusznikiem, który nie chce, żeby Ciri wpadła w ręce zdrajcy Vilgefortza? Inna sprawa - jak pokażą Emhyra, żeby nie zdradzić z miejsca laikom, że to Duny? W ogóle nie pokażą? A może będzie Mrocznym Imperatorem w Mrocznej Masce?
Koncepcja magii inna niż w książkach - tam "mana" była czerpana z żywiołów czy eliksirów, nie było mowy o jakimś wysysaniu życia. Nie było też bezustannego gadania o "Chaosie". Ogólnie magia według Sapkowskiego to alternatywna forma nauki z alternatywnego świata, a nie mroczne rytuały. Zresztą, wizja serialowa jest niekonsekwentna - najpierw dostajemy ekspozycję w czasie szkolenia w Aretuzie, kiedy jest pokazane, że "zasada zachowania energii" sprawia, że nawet podniesienia kamienia bez "złożenia ofiary" jest niebezpieczne dla zdrowia. Potem to zostaje zupełnie zapomniane, a Yennefer i jej konfratrzy rzucają czary na prawo i lewo, bez żadnego wysysania życia (ok, są na wyższym poziomie wyszkolenia, niż uczennice z pierwszej sceny, ale też i ich wyczyny są dużo bardziej spektakularne). Potem przypominamy sobie o tym przy Nilfgaardczykach. A swoją drogą - jeśli rzucenie fajerbolem czy magiczne namierzenie kogoś wiąże się ze śmiercią maga, to jak wielki przerób muszą mieć Czarni? Że też wyrabiają z rekrutacją. No chyba, że jako "jednostrzałówców" używają tylko najsłabszych, "niedorobionych" magików. Cóż, lepsze to niż Nordlingowskie przemienianie w węgorza... Co też mi się nie podobała. Tissaia książkowa była według mnie surową "matką", która wiele wymagała od swoich uczennic, ale nie zamieniałaby ich w baterie.
Odnośnie kwestii rasowych - jak już swego czasu pisałem w czasie dyskusji na temat gier, amerykańskie wciskanie różnorodności rasowej wynika z tego, że Amerykanie nie potrafią przyjąć do wiadomości, że gdziekolwiek, kiedykolwiek, nawet w wyobraźni może istnieć społeczność, która wygląda inaczej, niż ich własna (no dobra, w wyobraźni może istnieć, ale wówczas jest przejawem faszyzmu wyobrażającego). Dla Polaka wychowanego w homogenicznym społeczeństwie (i wiedzącego, że tak wyglądały społeczności średniowieczne, na których narody z Wiedźmina są wzorowane), wrzucanie czarnoskórych (a czemu nie Azjatów?) jest dziwne, dla Amerykanina - brak czarnych jest dziwny i podejrzany. Najbardziej rozbawił mnie czarny elf. Nawet inne gatunki muszą mieć dokładnie taki sam rozkład ras, jak współcześni Amerykanie. Ale jakoś mi to w oglądaniu nie przeszkadzało. Niech tam sobie wprowadzają reprezentację do swoich utworów, na zdrowie, tylko niech nie mają pretensji, że ktoś inny nie chce robić tak samo (jak to było w przypadku wątów pod adresem gier).
Natomiast podzielam zdanie wielu osób, że bardzo źle wypadła Triss. W książkach podkreślano, że jest młoda i "podlotkowata", tutaj sprawia wrażenie starszej od Yennefer.
Nie miałem większych problemów z różnymi planami czasowymi, na początku miałem mylne wrażenie, że przygody Geralta rozgrywają się jednocześnie z rzezią Cintry i ucieczką Ciri, ale nie przeszkadzało mi to w odbiorze.