Potem widzimy animację początkową. Miasta kolejnych rodów wyrastają z ziemi wznoszone przez obracające się zębate tryby. Czuć ogrom Królewskiej Przystani, chłód północy... I jesteśmy już w Winterfell. Lord Eddard Stark musi zgładzić dezertera z północy, który przed śmiercią mówi o powrocie Innych.
18 kwietnia na antenie HBO w Polsce, dzień po Stanach Zjednoczonych, premiera wyczekiwanej serialowej ekranizacji słynnej sagi fantasy George’a R.R. Martina. Podczas pokazu prasowego obejrzeliśmy już dwa pierwsze odcinki i mamy do zakomunikowania jedno: będzie co oglądać.
Fabuła pierwszych dwóch epizodów, poza niewielkimi, ale korzystnymi odstępstwami, pozostaje wierna książkom Martina. To natomiast, co czuć wyraźnie, to przyspieszenie akcji – wątki rozpoczynają się wcześniej, ekspozycja jest znacznie sprawniejsza. Już po pierwszym odcinku wiemy, gdzie przebiega główna oś konfliktu. W drugim odcinku, w którym konfrontują się młodsi przedstawiciele rodów Starków i Lannisterów, kiedy wszystko zaczyna się od dziecięcego nieporozumienia, a kończy poważnym dramatem obnażającym realne pozycje dworskich graczy – trudno usiedzieć w miejscu z emocji. Od razu wiadomo, że saga HBO będzie emocjonująca od początku do końca. I te cliffhangery! Oba pierwsze odcinki zamykane są krótkimi scenami z udziałem małego syna Starka, Brana. Chyba nie można było zrobić tego lepiej.
Konwencja serialu jest realistyczna. Po błotnistych uliczkach Winterfell nie chciałoby się przechadzać w czyściutkich butach. Jeźdźcy po wielu dniach drogi są brudni i zmęczeni. W drodze przez step Dothrakowie jedzą suszoną koninę, której nikt z nas bez obrzydzenia nie wziąłby do ręki. Podobnie kostiumy – nawet dworskie suknie są zaprojektowane z szacunkiem dla ich historycznych pierwowzorów, bez nowoczesnych materiałów i nie wiadomo jakich ozdób. Krew leje się co prawda sporadycznie, ale jeśli już, to obficie i nie ma wiele wspólnego z poetyckimi chlapnięciami ze szlaucha.
Nie brakuje scen erotycznych w ostrym stylu znanym choćby z Rzymu. Ale nie są wprowadzone bez sensu – dopełniają obrazu brutalnego świata, podkreślają zwyrodnienie "tych złych".
Pierwsze dwa odcinki były znakomite. Jedynym, co mogłoby zepsuć Grę o tron, byłby nagły spadek poziomu. Ale jeśli do tego nie dojdzie, nie ma obaw – szykuje się prawdziwie epicka saga fantasy w najlepszym wydaniu.