» Blog » Przeczytane wrzesień 2016 - Sanderson, Butcher, Brin
06-10-2016 12:55

Przeczytane wrzesień 2016 - Sanderson, Butcher, Brin

W działach: książki | Odsłony: 129

Pod względem ilości przeczytanych książek wrzesień nie da się nazwać inaczej, niż miesiącem rekordowym. Udało mi się bowiem powalić aż dziewięć tomów, z których niektóre wcale nie były małe.

Głowy nie dam, ale jestem niemalże pewien, że jest to najlepszy wynik, jaki uzyskałem odkąd prowadzę te sprawozdania.

Pokonane w zeszłym miesiącu lektury to:

Listonosz:

Ocena: 9/10

Słynna powieść postapokaliptyczna napisana przez Davida Brina. Czytałem ją już kiedyś, bardzo dawno temu, ale zapomniałem jaka była dobra.

Podróżujący przez postnuklearne pustkowia wędrowiec znajduje w rozbitej furgonetce zwłoki od dawna nieżyjącego listonosza i worki z listami. Kradnie jego mundur i torbę, by chronić się przed chłodem. W odwiedzanych przez siebie osadach zaczyna roznosić przesyłki, by zapewnić sobie wdzięczność mieszkańców i staje się tym samym czynnikiem odbudowy.

Książka posiada ekranizację rozpowszechnianą u nas pod tytułem „Wysłannik przyszłości”, który to film dowodzi, jak wiele krzywdy można uczynić dobrej powieści mierną adaptacją. Faktycznie książka Brina daleka jest od wiary w amerykański styl życia i konieczność rozwiązywania konfliktów za pomocą siły, jaką propagował film. Skupia się raczej na znaczeniu symboli i wiary w nie w naszym życiu oraz dla naszej cywilizacji.

Świat wykreowany przez Brina jest bardzo ponury, jednak powieści brak jest fatalizmu charakterystycznego dla np. „Drogi” McCartyego i nihilizmu, przez co czyta się ją łatwiej. Jednocześnie udaje się jej uciec od hollywoodzkiego happy endu. Owszem, wydarzenia kończą się (o tyle o ile wiemy, bowiem zakończenie jest otwarte) dość dobrze. Jednak bohater nie ratuje świata, a tym bardziej nie jest postacią mesjanistyczną, ani kolejnym wybrańcem, co należy sobie chwalić.

Z mgły zrodzony:

Ocena: 8/10

Muszę powiedzieć, że nie tego się spodziewałem.

Sądząc po kulcie jakim otoczona jest ta książka oraz udziwnionym tytule oczekiwałem raczej kolejnej, mrocznej, skrajnie pretensjonalnej opowieści, przez co podchodziłem do pozycji jak do jeża. Kiedy zacząłem ją czytać szok poznawczy był na tyle duży, że musiałem ją odłożyć na jakiś czas.

Prawdę mówiąc: nie do końca rozumiem zamieszanie wokół „Z mgły zrodzonego”. Nie powiem, jest to dobra literatura rozrywkowa, ale nic ponadto, przy Tolkienie czy Le Guin to nawet nie stało. Konwencją przypomina trochę „Niecnych Gentlemanów” Lyncha, tak więc otrzymujemy uczciwą powieść łotrzykowsko-kryminalną, utrzymaną w konwencji filmu kryminalnego o oszustach. W porównaniu do twórczości Lyncha Sandersson jednak bez wątpienia dużo lepiej pisze, a na pewno lepiej kontroluje przebieg akcji. Owszem, trafiają się dłużyzny i błędy, w tym kilka z założenia śmiesznych scen, które wyszły raczej żałośnie niż zabawnie, jednak nie jest tak, że książkę powinno się podzielić na dwie części, jak „Republikę Złodziei”, z której jednej nie powinno się w ogóle dopuścić do druku.

Wadą książki jest moim zdaniem świat, który w ogóle nie trzyma się kupy. Całe Ostatnie Imperium jest bardzo naiwnym wydaniem „totalitaryzmu po amerykańsku”, w który trudno uwierzyć. Niestety już ustrój z „Igrzysk Śmierci” miał więcej sensu, niż to, co dzieje się na kartach tej powieści. Ponura, fatalistyczna wizja dość mocno zgrzyta też z konwencją łotrzykowską, po prostu do siebie nie za bardzo pasując.

Umiarkowanie dobrze wychodzą też walki. Sanderson chyba za bardzo chciałby, żeby ktoś zekranizował jego powieść i momentami trudno mu się dziwić. Faktycznie „Z mgły zrodzony” lepiej chyba sprawdziłby się jako kreskówka w stylu „Avatar: The Last Airbender”. Popełnia jednak typowy dla miłośników pisania kreatywnego błąd opisując zwyczajnie za dużo.

Ogólnie rzecz biorąc: dobrze napisane czytadło.

Chyba jednak wychodzi na to, że nie lubię powieści łotrzykowskich.

Biała noc:

Ocena: 9/10

Dziewiąty już tom Akt Dresdena, aż trudno się nadziwić, że wciąż trzyma poziom. Tym razem nasz mag-detektyw musi wyjaśnić tajemniczą serię zgonów młodych, samotnych kobiet. Niby nic nie wskazuje, by padły ofiarą mordercy, ale jak wiadomo licho nie śpi...

Powiem uczciwie: książka jest moim zdaniem gorsza od Martwego Rewiru, choć ten ostatni zwyczajnie trudno byłoby przeskoczyć. Otrzymujemy więc kolejną serię przygód Harrego Dresdena, pełną brawurowych scen, świetnych dialogów, niekonwencjonalnych rozwiązań różnych problemów oraz barwnych postaci.

Co trochę nietypowe przy tak długich cyklach Butcher cały czas trzyma poziom, a nawet się powoli rozkręca. Harry natomiast staje się postacią coraz bardziej doświadczoną i że tak powiem rozwiniętą.

Pytanie brzmi, jak długo autorowi uda się taki poziom utrzymać?

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.