» Blog » Przeczytane we wrześniu 2015
14-10-2015 00:18

Przeczytane we wrześniu 2015

W działach: Książki | Odsłony: 185

Wrzesień 2015 był bardzo smutnym miesiącem o czym jednak nieszczególnie chcę opowiadać. Mimo to udało mi się w jego trakcie przeczytać całkiem sporo. Książek fantastycznych tym razem na liście nie było: z powodu październikowej premiery dwóch nowych Dresdenów postanowiłem przełożyć odpowiednie zakupy na ten właśnie miesiąc. Powstałą lukę wykorzystałem natomiast na realizację silnego postanowienia zakończenia lektury Baśni Na Wygnaniu.

Mimo to poziom mojej lektury niemalże nie odbiegał od normy, w efekcie czego skończyłem cztery książki. Prawdopodobnie udałoby mi się ukończyć ich pięć, gdyby nie Wrześniowy Desant Wycieczek Szkolnych oraz owo bardzo smutne wydarzenie.

Ponadto przeczytałem dwanaście komiksów (z planowanych piętnastu).

Na lekturę złożyły się:

Żywiąc wojnę: Logistyka od Wallensteina do Pattona

Ocena: 8/10

Tytuł chyba wystarczy, by powiedzieć o czym jest książka: o bardzo ważnej, ale jednocześnie niezbyt fascynującej dziedzinie sztuki wojennej czyli transporcie dóbr niezbędnych do prowadzenia walki.

Temat ten jest dość hermetyczny i tak naprawdę nikt, prócz specjalisty i historyka wojskowości nie ma powodów się nim interesować. Niemniej jednak, jeśli pociąga was wojskowość, to książka ta może dostarczyć wam dużo danych. Ja osobiście byłem więcej, niż zainteresowany lekturą. Falsyfikowała też sporą część informacji, jakie do tej pory posiadałem oraz potwierdziła część mojej intuicji.

W zasadzie najważniejszą informacją, jaką posiadłem dotyczyły przemian w skali zapotrzebowania na poszczególne produkty. Przykładowo w dobie wojen I generacji, szyków liniowych, strzelania do siebie z armat i galeonów wojennych 93% zasobów transportowanych przez wojsko było żywnością lub paszą dla koni. Wszystkie inne zasoby: umundurowanie, broń i amunicja, proch, a nawet żarna do mielenia zboża stanowiło zaledwie 7% zasobów. Żołnierze zabierali na kampanię po 40 ładunków do muszkietu, a wystrzeliwali średnio po 8.

W trakcie I Wojny Światowej proporcje te odwróciły się. Żywność i pasza dla koni (transport między frontem, a stacjami kolejowymi odbywał się głównie za pomocą koni) stanowiły już tylko 13% ładunku, natomiast 87% inne materiały (głównie amunicja). Wskazuje to na ogromne zmiany (tym bardziej, że ludzie i konie raczej nie oduczyli się jeść) jakie zaszły. Dowodzi to słuszności mojej krytyki partyzantów atakujących linie transportowe w wojnach fantasy.

A tak swoją drogą: może mi ktoś powiedzieć czemu żadna ze stron w trakcie Wielkiej Wojny nie przedsięwzięła kampanii zmasowanego, strategicznego bombardowania stacji kolejowych?

Zmienne oblicza wojny:

Ocena: 8/10

Książka tego samego autora traktująca o przekształceniach w sztuce wojennej w XIX i XX wieku. Temat moim zdaniem dość istotny, tym bardziej, że dotyka rzeczy, o których masa ludzi lubi się wypowiadać nie mając przy tym o nich najmniejszego pojęcia (np. temat obowiązkowego poboru wojskowego). Pozycja o tyle interesująca, że mimo fachowej wiedzy napisana dość przystępnym językiem. Mimo to jak podejrzewam nie przeczyta jej nikt za wyjątkiem wąskiego grona historyków wojskowości i miłośników militariów.

Chyba najbardziej interesujące są rozdziały ostatnie, traktujące o najbardziej nam współczesnych wojnach. O ile bowiem wojny napoleońskie, pruskie, secesyjna i obie światowe są dość mocno w literaturze reprezentowane, to Irak, Wietnam i Falklandy już generalnie nie. Wadą z czytelniczego punktu widzenia jest natomiast fakt, że autor (zwłaszcza w pierwszych rozdziałach) podaje liczne tezy, którym w swych późniejszych książkach (np. W „Żywiąc wojnę”) będzie zaprzeczył.

A co się zmieniało?

Przez cały XIX i XX wiek rósł zasięg ostrzału i ilość wystrzeliwanej amunicji, choć niekoniecznie celność. Wzrosło znaczenie transportu do poziomów wcześniej nie znanych. Wzrosło znaczenie lotnictwa, od poziomu siły nie istniejącej, przez jedynie wspierającą wojska lądowe (I wojna światowa), zapewniającą współdziałanie na równych zasadach (II wojna) po kluczową, de facto samodzielnie wygrywającej wojny (Irak). Zmieniła się rola artylerii, która wpierw była bronią wsparcia piechoty, a potem zmieniła się w boga wojny, który „zdobywały teren, a piechota go zajmuje”. Pojawiły się czołgi. Pojawiły się karabiny maszynowe.

W drugiej połowie XX wieku pojawiła się broń precyzyjna i zmieniły się proporcje użycia broni. Jeśli kiedyś wystrzeliwano tysiąc pocisków artyleryjskich lub zrzucano tyle samo bomb w nadziei, że jedna trafi w cel (np. w trakcie nalotu na moje rodzinne miasto celem zniszczenia fabryki remontującej niemieckie czołgi, mimo, że bombardowanie odbywało się w dzień, to nie udało się ani razu trafić w miasto, o fabryce nie wspominając, w efekcie czego w trakcie nalotu ucierpiała wyłącznie ludność cywilna, której zabito jedną krowę) tak obecnie zrzuca się jedną bombę, która trafia w 99,9 procent przypadków.

Wzrosło też znaczenie partyzantów, co prawdopodobnie wynika nie tylko z wzrostu znaczenia linii transportowych, ale też siły ognia indywidualnego żołnierza: człowiek z karabinem automatycznym ma większą siłę ognia, niż pluton piechoty z okresu I wojny światowej. Wyrzutnia granatów przeciwpancernych jest bronią równie skuteczną, jak działo przeciwpancerne z II wojny przy czym lżejszą i łatwiejszą w przenoszeniu, a pocisków kierowanych w zasadzie nieporównywalna do niczego znanego wcześniej.

Człowiek Egiptu w kręgu codzienności:

Ocena: 7/10

Obiektywnie ta książka zapewne jest całkiem niezła. Subiektywnie: jednak chyba nie lubię starożytnych Egipcjan. Cywilizacja, która nic nie osiągnęła trwoniąc czas na marynowanie trupów i budowania dla nich domów.

Książka traktuje o życiu codziennym tych ludzi. Pisana jest głównie na bazie źródeł i w niewielkim stopniu komparatystyki. Układ jest bardzo ciekawy, poszczególne z nich omawiają kolejne klasy społeczne (chłop, pisarz, kapłan, wysoki urzędnik, wojownik, niewolnik, król, zmarły, kobieta) niemniej jednak treść książki odsłania cały sekret owej cywilizacji: starożytni Egipcjanie wiedli żywota nudne i pełne nędzy, przez co niestety czytanie o nich również jest nieciekawe.

Historia sztuki wojennej od starożytności po czasy współczesne:

Ocena: 7/10

Pozycja traktująca o zachodniej sztuce wojennej, wyjaśniająca przyczyny jej dominacji oraz procesy, które wpłynęły na jej rozwój. Ogólnie rzecz biorąc książka bardzo kompetentna, jednak ponownie najbardziej interesujące wydają ostatnie rozdziały. Mimo, że autor przełamuje typowy szowinizm Anglosasa, dla którego zachód to wyłącznie Wielka Brytania i USA (oraz Grecja i Starożytny Rzym od których w prostej linii się wywodzą) napadane czasem przez Niemców oraz Francuzów i wspomina czasem także o innych narodach.

Ogólnie rzecz biorąc książka jest jednak niestety tylko typowym podręcznikiem, dobrym dla studentów, a niekoniecznie osób głębiej zainteresowanych tematem.

O wrażeniach z lektury komiksów natomiast na Stronie Zewnętrznej:

1
Notka polecana przez: baczko
Poleć innym tę notkę

Komentarze


   
Ocena:
0

A tak swoją drogą: może mi ktoś powiedzieć czemu żadna ze stron w trakcie Wielkiej Wojny nie przedsięwzięła kampanii zmasowanego, strategicznego bombardowania stacji kolejowych?

Jaka była odległość od stacji do frontu? Donośność ówczesnej artylerii to sądząc z wiki mniej niż 20 km, a bombowców strategicznych jeszcze nie było.

14-10-2015 18:57
zegarmistrz
   
Ocena:
0

Właśnie około 20 kilometrów.

Były maszyny pokroju Staaken R.VI tylko dostarczono ich na front bardzo mało, bo nikt nie zgłosił zapotrzebowania.

14-10-2015 19:19
Satosan
   
Ocena:
0

Dzięki za recenzje - po pierwsze dwie zdecydowanie sięgnę.

Tymczasem co do stacji kolejowych - pamiętam, że gdzieś znalazłem wytłumaczenie, jakoby powodem była znacząca dysproporcja pomiędzy trudem i stratami z bombardowania, a ogromną łatwością odbudowy infrastruktury. Dworce i tory kolejowe są po prostu względnie mało skomplikowanymi tworami, które na głębokim zapleczu łatwo postawić na nowo. Z tego względu jedynym sensownym celem ataku są kosztowne pociągi oraz trudne do odbudowy mosty.

14-10-2015 23:21
Cherokee
   
Ocena:
0

@zegar - bombardowanie stacji końcowych nie byłoby raczej specjalnie skuteczne, gdyż materiały na front i tak dowoziły kolejki polowe, tory dla których układało się niemalże na bieżąco przed jadącym składem. Zbombardowanie stacji oznaczałoby w gruncie rzeczy jedynie konieczność ułożenia dodatkowego kilometra torów kolejki polowej do nowego miejsca rozładunku pociągu normalnotorowego. 

15-10-2015 15:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.