» Blog » Przeczytane w Q4 2014: Zelazny, Parker, Gemmell, Moorcock
18-01-2015 23:28

Przeczytane w Q4 2014: Zelazny, Parker, Gemmell, Moorcock

W działach: książki | Odsłony: 259

Przeczytane w Q4 2014: Zelazny, Parker, Gemmell, Moorcock

Rozmaite głupoty, w rodzaju studiów podyplomowych, którym musiałem poświęcać czas w czwartym kwartale tego roku sprawiły, że niestety na wiele rzeczy owego czasu mi nie starczyło. Między innymi zabrakło go na comiesięczne sprawozdanie z frontu czytelniczego. Teraz pora to nadrobić.

W trakcie ostatniego kwartału udało mi się przeczytać 16 książek i napocząć trzy (z czego jedną skończyłem już w nowym roku). Jest to wynik o tyle dobry, że tym razem postanowiłem nie wliczać do niego książek kucharskich (co pozwalałoby go podbić jeszcze o kilka pozycji) za wyjątkiem Uczty Lodu i Ognia (która jest prawie fantastyką). Po drugie: w sporej części były to rzeczy co najmniej grube. Odnosi się to także do niedobitków, które prawdopodobnie nadgonię do końca kwartału.

Cytat kwartału:

„Obce ludy zawiązały na swych wyspach spisek. Nagle znikły kraje i zostały w walce rozbite. Żaden naród nie oparł się ich broni, począwszy od Hatti, Kode, Karkemisz, Arzawa i Alaszija, wszystkie zostały zniszczone. Rozbili obóz gdzieś w kraju Amurru. Zniszczyli jego lud, a państwo znikło, jakby go nigdy nie było. Szli na Egipt, a fala ognia szła wraz z nimi. Ich związek składał się z Peleszet, Zakara, Szekelesz, Danauna i Waszesz. Położyli ręce na państwach całego świata, a serca ich były pełne wiary i zadufania!”

Inskrypcja Ramzesa III opisująca najazd Ludów Morza. Jedyne pisane źródło wyjaśniające nagły upade kszeregu bliskowschodnich cywilizacji.

Ocena: 7/10

Jeden z moich najświetniejszych łupów: historię polskiego smaku udało mi się dorwać w Taniej Książce za mniej niż 30 złotych. Biorąc pod uwagę, że na rynku pierwotnym książka kosztuje 89 złotych był to dobry interes.

Pod względem czytelniczym jestem nieco zawiedziony: po wydawnictwie (PWN) spodziewałem się co najmniej twardego, akademickiego opracowania. Otrzymałem natomiast pozycję popularnonaukową, czyli coś, co czyta się, by polizać temat, a nie go zgłębić.

Nie zmienia to jednak faktu, że pozycja ta jest pięknie wydana, na kredowym papierze, oprawiona w twardą okładkę, mnóstwo w niej też ilustracji i ciekawostek. Czyta się ją więc bardzo przyjemnie, jak ciekawą bajkę, nawet mimo tego, że pozostawia po sobie pewien niedosyt.

Ocena: 8/10

Czyli promowana jakiś czas temu książka kucharska ze świata Gry o Tron. Gadżet (inni wolą nazwę: artefakt) i rodzaj projekcji fanboizmu. Autorki, prowadzące blog poświęcony uniwersum Siedmiu Królestw In at the Crossrodads spędziły dużo czasu rozgrzebując twórczość Martina, wyciągając z niej sceny uczt, następnie wzięły dawne, angielskie książki kucharskie (nie średniowieczne, a XVI i XVII wieczne) i przygotowały po dwie wersje każdej, prezentowanej u tego pisarza potrawy: „średniowieczną” i uwspółcześnioną. Co ciekawe przepisy wyglądają nawet na zjadliwie. Będę musiał kiedyś wziąć tą książkę na jakiś zjazd, zlot lub inny konwent i się pobawić.

Wydanie jest ładne i solidne. Książkę chroni twarda oprawa, w środku co jakiś czas znajdują się ilustracje, zarówno w postaci dużych, pełnostronicowych fotografii jak i niewielkich obrazków. Pozycję podzielono na sekcje, z których każda poświęcona jest innemu z Siedmiu Królestw oraz zaznaczona innym kolorem.

Najśmieszniejsze jest, że książka ta mogłaby całkiem nieźle sprawdzić się jako codzienna książka kucharska. Jeśli pominąć liczne przepisy z baraniny (która, umówmy się nie jest najpopularniejszym mięsem w polskich sklepach) większość dań można bez większego problemu przygotować i włączyć do normalnego jadłospisu.

Ocena: 4/10 (+4 dla licealistów)

„Podręcznik przeznaczony dla studentów wydziałów humanistycznych” jak głosi okładkę, napisany przez kierowniczkę sekcji Archeologia Chrześcijańska na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Uczelnia ta może nie należy do cieszących się najwyższą renomą, jednak nie spodziewałem się, że publikacja ta będzie aż tak zła. Po pierwsze: nazywanie jej „podręcznikiem akademickim” jest grubą przesadą. Pozycja napisana jest po łebkach, bardzo płytko i tak naprawdę liże każdy temat. Nie wyobrażam sobie, bym mógł po jej lekturze pójść na egzamin i go zaliczyć. Informacje są bardzo szczątkowe, w żaden sposób nie wyczerpują zagadnienia. Przeciwnie: ślizga się po zagadnieniach jak pozycja popularnonaukowa pisana dla młodzieży szkolnej.

Baza wiedzowa stojąca za książką jest jeszcze gorsza niż treść. Bibliografia jest gorzej niż skąpa, powiedzieć można wręcz, że króciutka. Autorka powołuje się na zaledwie sześć tekstów źródłowych, z których aż pięć traktuje o ziemiach Słowian (ciekawy wybór, jak na książkę, która omawia między innymi życie Franków, Anglików, Wikingów czy Galo-Rzymian), również opracowania na których bazuje w większości składają się z literatury polskojęzycznej (co niestety skłania mnie do ponowienia zarzutu wyrażonego wcześniej). Autorka chętniej niż na badaczy mogących w swoim kraju badać źródła dotyczące ludów germańskich czy wikingów chętniej powołuje się na Portal Wiedzy Onetu, co jest ciekawym, jak na podręcznik akademicki (czyli książkę służącą do kształcenia przyszłych naukowców) wyborem.

Ogromną zaletą podręcznika, która sprawia, że mimo wszystko z książki będę często korzystał jest ogromna ilość ilustracji, co w połączeniu z łatwym i przystępnym językiem oraz brakiem jakichś większych błędów merytorycznych czyni ją lekturą przydatną. Jeśli ktoś interesujecie się tematem, a nie czuje się na siłach czytać twardych opracowań, przygotowujecie się do sesji RPG, a być może nawet matury rozszerzonej z historii, to książka powinna mu się spodobać.

Jeśli poszukujecie poważnego źródła wiedzy, to niestety nie jest to pozycja dla was.

Ocena: 9/10

Czyli stare, pełne zła „trojaczki”. Necronomicon studentów historii i nauk pokrewnych, książka, przez którą o mało co nie skończyłem studiów po pierwszym roku. I prawdę mówiąc dziś, po dziesięciu latach i powrocie do lektury wcale mnie to nie dziwi. Pomijając wartość treściową dzieła, która jest ogromna: podręcznik niestety jest źle napisany. W szczególność pierwsza jej część, napisana przez profesora Marka Stępnia woła o ponowną, bardziej przemyślaną redakcję.

Problem z częścią pierwszą polega na tym, że autor dzieli ją na sekcje typu Egipt, Palestyna, Asyria, Państwo Mitanii etc. Następnie omawia dzieje każdego z tych regionów nie starając się przedstawić ich w postaci jakiegoś, konkretnego systemu. Tak więc uzyskujemy opowieść o kilkunastu oderwanych od siebie organizmach, toczących wojny z innymi organizmami, o które przedstawione nam zostaną dopiero za kilkadziesiąt stron. Prawdę mówiąc jedyny powód, dzięki któremu udało mi się zrozumieć cokolwiek z tych rozdziałów był taki, że - gdy tylko natykałem się na obco brzmiącą nazwę - sięgałem po telefon komórkowy i Wikipedię.

Pozostałe dwa segmenty, tworzone przez innych autorów są dużo czytelniejsze. Nie zmienia to faktu, że nadal jest to lektura ciężka, kipiąca wręcz od szczegółów. Pytanie brzmi: po co to więc czytać? Bo książka ta stanowi podstawową bazę wiedzową znacznej większości wyedukowanych w Polsce historyków. Czasem trzeba odświeżyć wiedzę. Zresztą, Władcy Pierścieni do pracy nie wezmę.

Ocena: 5/10

Książkę kupiłem na wypadek, gdybym jakimś dziwnym zrządzeniem losu nabawił się żony i dzieci, jako zbiór wzorców wychowawczych. Skoro już leżała dwa lata na mojej półce, to należało ją przeczytać. Zawiera krótkie sylwetki setki autokratów, których wybór niestety jest dość przypadkowy. Z jednej strony mamy tu bowiem sylwetki prawdziwych potworów, z drugiej: osób tak naprawdę zagubionych, jak faraon Enchaton czy zwykli ekscentrycy, jak Ludwik II Wittelsbach, który jako żywo niczego złego nie zrobił. No chyba, że na poczet zbrodni poczytać mu zbudowanie prototypu zamku Disneya, sponsorował Wagnera i zadłużył się w burdelach na grube miliony (co nawiasem mówiąc też robił na własny, a nie państwowy rachunek). Długo natomiast stawiał opór pruskim planom imperialistycznym.

Wszystkie osoby otrzymują krótką notkę biograficzną, traktującą o ich dokonaniach, zwykle dość po łebkach. Ogólnie rzecz biorąc jakość pozycji jest naskórkowa. Więcej przeczytać można na Wikipedii, najczęściej zresztą napisane też z większą werwą.

Pozostałe dwanaście książek na Blogu Zewnętrznym.

Komentarze


baczko
   
Ocena:
0

Od Modzelewskiego się odbiłem, ale pewno w tym roku spróbuję go jeszcze raz przeczytać. Zainteresuję się też "Europą na peryferiach", skoro tak zachwalasz :)

Niedługo pewno też będę czytał teksty Moorcocka o Elryku (po Twoim wpisie coraz bardziej skłaniam się do czytania w oryginale...), to będę mógł porównać wrażenia.

19-01-2015 20:44
zegarmistrz
   
Ocena:
0

A wiesz, że jestem bardzo ciekaw twoich wrażeń?  Mam obawy, że książka mogła bardzo dużo stracić w przekładze.

19-01-2015 23:24
Kamulec
   
Ocena:
0

„Barbarzyńską Europę” czytałem i również polecam. Zegarmistrz studiował historię, ja nie, więc można chyba przyjąć, że książka nie jest ani nadmiernie naiwna, ani zbyt hermetyczna.

20-01-2015 07:33

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.