13-05-2011 23:03
Projekt Tyberium - Wstęp
W działach: RPG-owo, Projekt Tyberium | Odsłony: 11 Ogółem
Jest rok 2051. Minęły dwa lata od zakończenia trzeciej wojny o tyberium, od bitwy nad rzeką Tyber, która wykrwawiła wszystkie strony konfliktu, żadnej nie dając zwycięstwa. W tym czasie GDI wycofało się do błękitnych stref, Bractwo NOD przystąpiło do cichej odbudowy sił, Scrin przemyśleli swą strategię i sięgnęli po nowe rozwiązania, zaś mutanci podnieśli głowy, dostrzegając możliwość zmiany obecnego porządku.
Świat jest ruiną, a przynajmniej do ruiny się zbliża. Strefy czerwone, niezdatne do zamieszkania przez ludzi, stanowią około trzydzieści procent globu. Strefy żółte, skażone przez tyberium, zajmują około połowę planety, a zamieszkane są przez większą część jej populacji. Strefy błękitne, pozbawione kryształów, to pozostałe dwadzieścia procent ziemi. Z roku na rok czerwień zajmuje coraz więcej miejsca na mapach i naukowcy przewidują, że w ciągu kolejnych dziesięciu, piętnastu lat jedynie oceany będą wolne od kosmicznej zarazy.
Planeta
Strefy czerwone stanowią żywy dowód na to, że pisarze science fiction mieli dar przewidywania przyszłości. Zagarnięte przez tyberium, smagane burzami jonowymi, wyglądają niczym olbrzymie pobojowisko po nuklearnej wojnie. Zrujnowane budynki, zawalone mosty, opuszczone miasteczka i fabryki z porzuconymi tu i tam kupkami kości. Na obszarze setek kilometrów odnaleźć można jedynie popromiennych mutantów, posiadających wciąż jasny umysł i odmienione ciała. Nazywają siebie Zapomnianymi, bowiem świat przez długi czas nie zauważał ich istnienia, nie mówiąc o zaoferowaniu pomocy.
Strefy żółte są ucieleśnieniem marzeń osób kochających chaos. Samodzielne, na wpół samodzielne albo zależne od swych sąsiadów państwa, wolne miasta, krainy o mikroskopijnej wielkości albo wielkie, czerpiące zyski z przetwórstwa tyberium imperia. Na jednym kontynencie odnaleźć można tak wielką mieszankę politycznych, społecznych i religijnych systemów, iż dziwi jak mogą współistnieć tuż obok siebie. Sytuacja w strefach zmienia się niczym w kalejdoskopie, z czego chętnie korzysta Bractwo NOD, posiadające największe wpływy tam, gdzie niemal zawsze coś się dzieje a prości ludzie z wielkim trudem starają się przeżyć kolejny dzień.
Strefy błękitne, czyste i zielone, stanowią dominium GDI. Pozbawione kryształków tyberium, posiadające całkiem sprawny system sądowniczy, gospodarczy i administracyjny, tworzą jedno, rozproszone na obszarze całego świata państwo, starające się poszerzyć swe granice, powstrzymać rozprzestrzenianie się kosmicznego surowca i jednocześnie walczyć z fanatykami z Bractwa. Jednak mimo starań nie zawsze jest tu spokojnie a ludzie, jak to oni, nawet w sytuacji zagrożenia potrafią sprawiać wielkie kłopoty.
Strony konfliktu
W tych trzech strefach wpływy podzieliły między siebie wielkie organizacje, podzielone na wiele mniejszych, często zwalczających się frakcji. Obok grup o zasięgu światowym istnieją mniejsze, mające pod kontrolą czasem jedno miasteczko, a czasem obszar małego kraju. Ich mnogość jest tak wielka, iż do dziś nie zebrano dostatecznych danych o wszystkich. Zresztą nikt nie widzi w tym większego sensu, zajęty swoimi problemami.
GDI stanęło w martwym punkcie. Po wygranej, a zarazem przegranej wojnie powstał problem z wyborem dalszej drogi. Jedni namawiają do zgniecenia NOD raz na zawsze, inni do pozostania w strefach i odbudowy sił. Grupy ekologów przebąkują o usuwaniu kolejnych stref tyberium, podczas gdy pojedynczy marzyciele snują fantazyjne plany kolonizacji wód, bezpiecznych od trucizny, lecz prawdopodobnie niezdolnych do przyjęcia w wymaganym czasie ziemskiej populacji. Podzielony rząd, grupy wojskowych, korporacje i autorytety naukowe ścierają się ze sobą niemal codziennie i póki co nie widać szans na wypracowanie jednej strategii na najbliższe lata.
Bractwo, pozbawione centralnego przywództwa, rozpadło się. Podzielone na dziesiątki odłamów toczy w swym łonie walki o supremację. Czarna Ręka, Naznaczeni, Gorliwi to tylko niektóre z grup, pragnące przejąć schedę po prawdopodobnie zmarłym Kanie, pogrzebanym w ruinach świątyni w Sarajewie. Żółte strefy są świadkiem jawnych i tajnych bitew, walk ulicznych bądź zamachów bombowych, które nie wiadomo, kiedy się zakończą. Z tego powodu walka z GDI zeszła na dalszy plan, chociaż nie brakuje takich, którzy stale próbują zaszkodzić jedynemu supermocarstwu świata.
Scrin, obcy najeźdźcy, którzy przybyli na Ziemię po tyberium, zamilkli. Pozbawieni kontaktu z ojczystą planetą oraz posiłków, ograniczeni liczebnie obcy zostali zmuszeni do zmiany taktyki. Teraz, ukrywając się przed światem, po cichu przekabacają na swoją stronę ludzi, wobec jednych stosując perswazję, wobec innych zaś groźby i pranie mózgu. Ich cele to opracowanie metody na stworzenie nowych wojowników tu, na Ziemi, próba połączenia technologii i biologii obcych i ludzi, wreszcie odkrycie sposobu na budowę nowej bramy, która pozwoli Scrin na powrót do domu. Albo ściągnięcie posiłków.
Między tą trójką największych graczy oraz licznym gronem drobnicy, próbującej zdobyć dla siebie kawałek ziemskiego tortu, swego miejsca szukają Zapomniani. Mutanci pod przywództwem Talerusa, mężczyzny o wielkiej charyzmie i jeszcze większych ambicjach dopominają się o uwagę potężniejszych, o wpływ na świat, o ziemię, którą będą mogli nazwać domem. Odporni na promieniowanie tyberium, szukający własnej tożsamości, widzą siebie jako nową generację ludzkiej rasy, doskonalszą, gotową przejąć dla siebie zmieniającą się planetę.
Epilogus
Ziemia potrzebuje ludzi odważnych i przedsiębiorczych. To ciekawe czasy, kiedy osoby sprytne i zaradne, mające fach w ręku i nieco szczęścia mogą osiągnąć wszystko. Wiele jest do zrobienia. Kolonizacja wód, kosmosu a nawet trzewi ziemi rozpoczęła się. Tyberium zagarnia dla siebie coraz więcej terenów i albo zostanie powstrzymane teraz, albo nigdy. GDI, NOD, Scrin i Zapomniani prędzej czy później rzucą się sobie do gardeł i trudno przewidzieć, kto z tej walki wyjdzie zwycięski. By tego było mało olbrzymie, ogarnięte nieustającą wojną żółte strefy czekają na swych zdobywców. Może to tam wyrośnie nowa potęga, pod której kontrolą znajdzie się umierająca planeta?
PS: Zdaję sobie sprawę, że poprawnie brzmiąca nazwa kosmicznego pierwiastka to tiberium, ale raz, że w języku polskim istnieje słowo "Tyber", od którego wywodzi się nazwa minerału, dwa, że lepiej brzmi i trzy, że spotkałem się z opinią, jakoby obie wersje występowały w oficjalnych materiałach. Więc niech będzie przez "y".
Jest rok 2051. Minęły dwa lata od zakończenia trzeciej wojny o tyberium, od bitwy nad rzeką Tyber, która wykrwawiła wszystkie strony konfliktu, żadnej nie dając zwycięstwa. W tym czasie GDI wycofało się do błękitnych stref, Bractwo NOD przystąpiło do cichej odbudowy sił, Scrin przemyśleli swą strategię i sięgnęli po nowe rozwiązania, zaś mutanci podnieśli głowy, dostrzegając możliwość zmiany obecnego porządku.
Świat jest ruiną, a przynajmniej do ruiny się zbliża. Strefy czerwone, niezdatne do zamieszkania przez ludzi, stanowią około trzydzieści procent globu. Strefy żółte, skażone przez tyberium, zajmują około połowę planety, a zamieszkane są przez większą część jej populacji. Strefy błękitne, pozbawione kryształów, to pozostałe dwadzieścia procent ziemi. Z roku na rok czerwień zajmuje coraz więcej miejsca na mapach i naukowcy przewidują, że w ciągu kolejnych dziesięciu, piętnastu lat jedynie oceany będą wolne od kosmicznej zarazy.
Planeta
Strefy czerwone stanowią żywy dowód na to, że pisarze science fiction mieli dar przewidywania przyszłości. Zagarnięte przez tyberium, smagane burzami jonowymi, wyglądają niczym olbrzymie pobojowisko po nuklearnej wojnie. Zrujnowane budynki, zawalone mosty, opuszczone miasteczka i fabryki z porzuconymi tu i tam kupkami kości. Na obszarze setek kilometrów odnaleźć można jedynie popromiennych mutantów, posiadających wciąż jasny umysł i odmienione ciała. Nazywają siebie Zapomnianymi, bowiem świat przez długi czas nie zauważał ich istnienia, nie mówiąc o zaoferowaniu pomocy.
Strefy żółte są ucieleśnieniem marzeń osób kochających chaos. Samodzielne, na wpół samodzielne albo zależne od swych sąsiadów państwa, wolne miasta, krainy o mikroskopijnej wielkości albo wielkie, czerpiące zyski z przetwórstwa tyberium imperia. Na jednym kontynencie odnaleźć można tak wielką mieszankę politycznych, społecznych i religijnych systemów, iż dziwi jak mogą współistnieć tuż obok siebie. Sytuacja w strefach zmienia się niczym w kalejdoskopie, z czego chętnie korzysta Bractwo NOD, posiadające największe wpływy tam, gdzie niemal zawsze coś się dzieje a prości ludzie z wielkim trudem starają się przeżyć kolejny dzień.
Strefy błękitne, czyste i zielone, stanowią dominium GDI. Pozbawione kryształków tyberium, posiadające całkiem sprawny system sądowniczy, gospodarczy i administracyjny, tworzą jedno, rozproszone na obszarze całego świata państwo, starające się poszerzyć swe granice, powstrzymać rozprzestrzenianie się kosmicznego surowca i jednocześnie walczyć z fanatykami z Bractwa. Jednak mimo starań nie zawsze jest tu spokojnie a ludzie, jak to oni, nawet w sytuacji zagrożenia potrafią sprawiać wielkie kłopoty.
Strony konfliktu
W tych trzech strefach wpływy podzieliły między siebie wielkie organizacje, podzielone na wiele mniejszych, często zwalczających się frakcji. Obok grup o zasięgu światowym istnieją mniejsze, mające pod kontrolą czasem jedno miasteczko, a czasem obszar małego kraju. Ich mnogość jest tak wielka, iż do dziś nie zebrano dostatecznych danych o wszystkich. Zresztą nikt nie widzi w tym większego sensu, zajęty swoimi problemami.
GDI stanęło w martwym punkcie. Po wygranej, a zarazem przegranej wojnie powstał problem z wyborem dalszej drogi. Jedni namawiają do zgniecenia NOD raz na zawsze, inni do pozostania w strefach i odbudowy sił. Grupy ekologów przebąkują o usuwaniu kolejnych stref tyberium, podczas gdy pojedynczy marzyciele snują fantazyjne plany kolonizacji wód, bezpiecznych od trucizny, lecz prawdopodobnie niezdolnych do przyjęcia w wymaganym czasie ziemskiej populacji. Podzielony rząd, grupy wojskowych, korporacje i autorytety naukowe ścierają się ze sobą niemal codziennie i póki co nie widać szans na wypracowanie jednej strategii na najbliższe lata.
Bractwo, pozbawione centralnego przywództwa, rozpadło się. Podzielone na dziesiątki odłamów toczy w swym łonie walki o supremację. Czarna Ręka, Naznaczeni, Gorliwi to tylko niektóre z grup, pragnące przejąć schedę po prawdopodobnie zmarłym Kanie, pogrzebanym w ruinach świątyni w Sarajewie. Żółte strefy są świadkiem jawnych i tajnych bitew, walk ulicznych bądź zamachów bombowych, które nie wiadomo, kiedy się zakończą. Z tego powodu walka z GDI zeszła na dalszy plan, chociaż nie brakuje takich, którzy stale próbują zaszkodzić jedynemu supermocarstwu świata.
Scrin, obcy najeźdźcy, którzy przybyli na Ziemię po tyberium, zamilkli. Pozbawieni kontaktu z ojczystą planetą oraz posiłków, ograniczeni liczebnie obcy zostali zmuszeni do zmiany taktyki. Teraz, ukrywając się przed światem, po cichu przekabacają na swoją stronę ludzi, wobec jednych stosując perswazję, wobec innych zaś groźby i pranie mózgu. Ich cele to opracowanie metody na stworzenie nowych wojowników tu, na Ziemi, próba połączenia technologii i biologii obcych i ludzi, wreszcie odkrycie sposobu na budowę nowej bramy, która pozwoli Scrin na powrót do domu. Albo ściągnięcie posiłków.
Między tą trójką największych graczy oraz licznym gronem drobnicy, próbującej zdobyć dla siebie kawałek ziemskiego tortu, swego miejsca szukają Zapomniani. Mutanci pod przywództwem Talerusa, mężczyzny o wielkiej charyzmie i jeszcze większych ambicjach dopominają się o uwagę potężniejszych, o wpływ na świat, o ziemię, którą będą mogli nazwać domem. Odporni na promieniowanie tyberium, szukający własnej tożsamości, widzą siebie jako nową generację ludzkiej rasy, doskonalszą, gotową przejąć dla siebie zmieniającą się planetę.
Epilogus
Ziemia potrzebuje ludzi odważnych i przedsiębiorczych. To ciekawe czasy, kiedy osoby sprytne i zaradne, mające fach w ręku i nieco szczęścia mogą osiągnąć wszystko. Wiele jest do zrobienia. Kolonizacja wód, kosmosu a nawet trzewi ziemi rozpoczęła się. Tyberium zagarnia dla siebie coraz więcej terenów i albo zostanie powstrzymane teraz, albo nigdy. GDI, NOD, Scrin i Zapomniani prędzej czy później rzucą się sobie do gardeł i trudno przewidzieć, kto z tej walki wyjdzie zwycięski. By tego było mało olbrzymie, ogarnięte nieustającą wojną żółte strefy czekają na swych zdobywców. Może to tam wyrośnie nowa potęga, pod której kontrolą znajdzie się umierająca planeta?
PS: Zdaję sobie sprawę, że poprawnie brzmiąca nazwa kosmicznego pierwiastka to tiberium, ale raz, że w języku polskim istnieje słowo "Tyber", od którego wywodzi się nazwa minerału, dwa, że lepiej brzmi i trzy, że spotkałem się z opinią, jakoby obie wersje występowały w oficjalnych materiałach. Więc niech będzie przez "y".
9
Notka polecana przez: Andman, CE2AR, Dark_Archon_, MaWro, Mroczny Pomiot, Radnon, slann, solcys, zegarmistrz
Poleć innym tę notkę