» Fragmenty książek » Prawy, lewy, złamany - drugi fragment

Prawy, lewy, złamany - drugi fragment


wersja do druku
Prawy, lewy, złamany - drugi fragment
- Zanim to obejrzymy, muszę cię ostrzec. To nie jest zwykły film – powiedział Robert, z osobliwą powagą w głosie.
- Mówisz zupełnie tak, jakbyś miał zamiar mi pokazać tę kasetę z „Ringu”. Albo co najmniej jakiś "La Fin Absolue Du Monde" – zaśmiał się Olek.
- Ja nie żartuję. Być może widziałeś w swoim życiu różne rzeczy: hardcore'owe niskobudżetowe horrory, ekstremalne pornole, jakieś części "Obliczy śmierci"... Ale "Ulica" to coś zupełnie innego. Mocniejszego. Tego nie będziesz w stanie wymazać z pamięci. To całkowicie zmieni twoje życie, odciśnie trwałe piętno na twojej psychice.
- W ten sposób tylko potęgujesz moją ciekawość.
- Jesteś pewien, że chcesz to zobaczyć? Ja naprawdę nie żartuję i nie gadam tego wszystkiego tylko po to, żeby cię wystraszyć. Chcę, żebyś wiedział, jak się sprawy mają. To Sztuka przed duże „S”, ale potrafi zrobić miazgę z umysłu widza.
- W końcu po to tu przyjechałem. Chce się dowiedzieć, co to takiego, i jestem do swojej decyzji przekonany w stu procentach. Nie gadaj więcej, puszczaj. Zobaczymy, czy i mnie ten cały Adam Omega czymś zaskoczy.
Robert włożył kasetę do magnetowidu. Pozostali członkowie kapeli nagle umilkli. Olek uznał to za trochę... upiorne. Oni traktowali ten film jak mszę, którą trzeba odprawiać w absolutnej ciszy. Chyba jednak przesadzali. Choć miał wielki szacunek dla kinematografii, szczególnie w jej niekomercyjnym wydaniu, to nigdy na punkcie żadnego obrazu nie odbiła mu aż taka szajba.
Przez jakieś 15 sekund na ekranie było widać tylko śnieg zakłóceń i niewyraźny zarys jakiejś postaci, której nie dało się w żaden sposób zidentyfikować. Olek zaczął się bać, że cały film jest taki, "artystyczny" aż do przesady, jak "Begotten", albo gnioty w rodzaju "Irrevisible". Po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Zobaczył zgarbionego mężczyznę, który samotnie szedł pustą ulicą, pośród przygnębiającego postapokaliptycznego krajobrazu, wśród ruin jakiegoś miasta, zgliszczy budynków dymiących niczym fabryczne kominy, popękanych murów nieznanej metropolii. Bohater poruszał bardzo... ekscentrycznie. Jego głowa drgała jak zawieszona na sprężynie, przez co to wszystko w nieodparty sposób kojarzyło się z klipami Toola. Było jednak znacznie bardziej nieprzyjemne w odbiorze. Oglądanie kilkunastominutowego marszu wśród ponurych pozostałości zabudowań, wśród wstęg dymu pnących się w brudne jak ściek niebo, było męczące. Zupełnie jakby widz maszerował razem z bohaterem. Każdy krok aż bolał, nieraz wywołując grymas na twarzy odbiorcy. W końcu mężczyzna dotarł do jakiejś rozległej hali, na pierwszy rzut oka przypominającej opuszczony magazyn. Wszedł do środka. Od tego momentu operator kamery przeszedł na kręcenie „z ręki”. Obraz zrobił się rozedrgany i ziarnisty. Olka zaczęły boleć oczy. Czuł ziarenka piasku pod powiekami, jak po wędrówce przez pustynną okolicę. Popatrzył na pozostałych. Wyglądali na pogrążonych w transie. Film wciągnął ich bez reszty. Przestali nawet mrugać. Przestali nawet... oddychać?
Mężczyzna szedł wnętrzem hali, pośród wysokich na kilkanaście metrów regałów zapełnionych kasetami wideo i płytami. W kilkusekundowych odstępach na ekranie migały trudne do zdefiniowania obrazy. Strzępy wspomnień? Sceny z dziećmi bawiącymi się w piaskownicy, fragmenty filmów dokumentalnych o drugiej wojnie światowej, zdjęcia z obozów koncentracyjnych, chudzi jak szkielety ludzie otwierający usta w niemej prośbie, wybuchy niszczące całe miasta, rosnące grzyby atomowych eksplozji, neony nocnych klubów, w których odziani w czarne skóry osobnicy spółkowali ze świniami, podrzynając im gardła i pijąc ich krew, rozrywane ciała noworodków, otwarte złamania, ciemna posoka na białych kościach, rozpruwane hakami łona kobiet, wysysane gałki oczne...
Olek czuł, że robi mu się sucho w ustach.
Nie chciał patrzeć, ale nie mógł oderwać wzroku.
Bohater filmu stanął przez jednym z regałów. Zdjął z półki pudło z kasetami. Wybrał jedną z nich, po czym podwinął swoją koszulę. Cały czas nie było widać jego twarzy. Na klatce piersiowej miał wycięty żyletką lub nożem napis „Play”: krwawe litery na pooranej bliznami skórze. Przyłożył do niego dłoń i wtedy na ekranie pojawiła się kobieta, wyskoczyła niespodziewanie jak królik z kapelusza. Była zgarbiona i cała się trzęsła, nosiła coś, co przypominało habit.
Olek poczuł, że całe jego ciało zaczyna drętwieć.
Chciał jak najszybciej wyjść na świeże powietrze.
Dusił się tu.
Nie mógł już wytrzymać...
Mężczyzna i kobieta ruszyli razem przez halę, na końcu której stał stolik z magnetowidem i telewizorem. Migotliwe reminiscencje ustały. Mężczyzna włączył kasetę. On i jego towarzyszka zaczęli oglądać film, w którym występowali jacyś młodzi ludzie. Na pierwszy rzut oka nie dało się poznać, kto to taki, jednak po dłuższym wpatrywaniu się Olek ze zgrozą stwierdził, że to przecież byli... on i Anka! Sceny z ich wspólnego życia wyglądały na małym ekraniku jak nieme komedie z początków ubiegłego stulecia. Śmieszne małe ludziki wiodące swoje śmieszne mały żywoty. Potem ujrzał…siebie i Kasię, siedzących w "Hobb’s End". Chmury dymu tuliły się do nich niczym stęsknione widma. Nie było z nimi Tadka. Musiał wyjść wcześniej, albo… nie przyjść wcale.
No popatrz, stary, jak było naprawdę, przypomnij sobie, dlaczego Anka cię zostawiła. Miej oczy szeroko otwarte. Ani mi się waż mrugnąć, kłamliwy skurwysynie.
On i Kaśka spotykali się od kilku tygodni. Tamto wyjście do knajpy miało być ich ostatnim, bo potem Anka się o wszystkim dowiedziała i kontakt nagle się urwał. Olkowi chodziło tylko o seks i związane z nim emocje. Jego życie wreszcie przestało być takie puste i beznadziejne, wreszcie powrócił dawno zapomniany dreszczyk emocji, czy to nie wspaniale? Nie. Teraz, widząc to raz jeszcze, na spokojnie, w formie filmu, dostrzegł, jak bezsensownie się zachowywał. Gdy tak na to patrzył, czuł się nagi. Ktoś nagrał jego życie, jego uczucia. Wywlókł na światło dzienne rzeczy, które na zawsze powinny zostać ukryte w cieniu.
Olkowi zrobiło się tak niedobrze, że wybiegł z pokoju.
Myślał, że się porzyga.
Za dużo absurdu, za dużo… prawdy.
Stanął pochylony w korytarzu, wparł dłonie na kolanach. Oddychał ciężko, starając się powstrzymać opanowujące go drgawki. Dziwaczne uczucie, jakby ktoś pieścił go paralizatorem. Takiego czegoś nie przeżył nawet po najgorszej imprezie swego życia. Cóż to był za popieprzony film...
Gdy przypominający padaczkę atak minął, Olek wyprostował się i odetchnął głęboko. Miał nadzieję, że już po wszystkim. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że nie znajduje się już w motelu. Stał na pustej ulicy, wokół roztaczał się przytłaczający krajobraz zniszczenia. Wszystko w zasięgu wzroku było czarno-białe.
Olek wrzasnął...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~SC21

Użytkownik niezarejestrowany
    spoko
Ocena:
0
Podoba się. :-D
Faktycznie, schizy jak w Toolu, ale też mi się z Dickiem kojarzy. A Dick dla mnie to Pan i Władca :-D :-D
16-10-2007 11:14

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.