06-02-2008 15:09
Prawo własności i meandry opowieści
W działach: znów o kocie | Odsłony: 1
Pamiętacie może scenę z filmu Mary Reilly z Julią Roberts, kiedy główna bohaterka załatwia pogrzeb matki?
Właściciel domu, w którym mieszkała matka Mary, ze swadą opowiada, ze zmarłą umieścił w szafie, a wszystkie jej rzeczy sprzedał, żeby opłacić pogrzeb. Z tego wszystkiego została mu jedna moneta.
W Smażonych zielonych pomidorach tez był podobny motyw, po śmierci Ninny Threadgoode zostało po niej tylko pudełko po butach ze zdjęciami, pocztówkami i kamieniami żółciowymi. Niewiele, prawda?
Zastanawiałam się, czy gdyby sprzedać wszystkie moje książki (i gorsety) starczyłoby na pogrzeb. Po pogrzebie mojej babci tak sie pokłóciłam z księdzem, ze utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że żadnego księdza na pogrzebie nie chcę, więc ten wydatek odpada :P Ale i tak pogrzeb to mnóstwo kasy, a stare horrory raczej nie są drogie, więc, kto wie.
W każdym razie zastanawiając się nad stanem posiadania można powiedzieć, że mamy to, czego w razie naszego nagłego zejścia z tego świata nie przywłaszczy sobie błyskawicznie nikt inny. Rzeczy typu mieszkanie, samochód, laptop mają skłonność stawania się "czyimiś". Naprawdę nasze są rzeczy, które możemy ewentualnie ponawiedzać. W takim wypadku moje ksiażki byłyby ewidentnie nawiedzone.
Lubiłyby "się czytać" w środku nocy, w słabym świetle lampki nocnej kartki przewracałyby się same z siebie :)
Niestety, nie jest tego dużo. Jeszcze mniej ma kot. W zasadzie talerzyki, których chyba nie lubi, zabawki, które pogubił, ukradzione nam gumki do włosów (nie mamy pojęcia, gdzie on je ukrywa) i Różowy Kocyk.
W zasadzie zapiski powyżej są tylko wstępem do Historii Różowego Kocyka.
Kocyk dostałam od mojej baci. Jest różowy i mało mroczny, zatem wylądował w jakimś kącie wynajmowanego (wtedy) mieszkania. Kiedy w naszym domu zjawił się mały Paszpal - wielka głowa, małe łapki i ogromne oczy - dostał ten kocyk do spania. Losów kociego koca można się domyślić: leżał zawsze w ciepłym miejscu, nikt nie miał prawa na nim spać, woziliśmy go podczas przeprowadzek równie troskliwie co komputer.
Najciekawsze jest to, że koc jest nawiedzony już teraz :) Przynajmniej można to tak określić. Na białoróżowych paskach Różowego Kocyka nie widać włosów naszego kota, mimo wielokrotnych prań, ani żadnej działalności kociej, mimo to jest on bezdyskusyjnie "koci".
Ostatnio Paszpal upodobał sobie inny koc, a potem komputer, potem nasze łóżko i półkę Mojego Mężczyzny (na koszulkach z Cradle of Filth kocie włosy wyglądają, hm... nieciekawie). W zasadzie stwierdziliśmy, ze pewnie już nie lubi swojego kocyka.
Wczoraj, gdy tylko zdjęłam pantofle rzuciłam się do lapa. Jako, że miałam krótką spódniczkę szybko zmarzłam i opatuliłam się w niewinnie wyglądający kocyk.
Kot zlazł z komputera, podszedł i się gapi.
Ja: No co, i tak nie lubisz już tego kocyka.
Kot: .....(gapi się)
Ja: (zero reakcji)
Kot: ..... (idzie sobie, wykłada się niedaleko i ewidentnie się wgapia)
...
...
Po załatwieniu wszelkich spraw wstaję i.... patrzę na swoje nogi pierwotnie obleczone w czarne rajstopy w fikuśne wzorki.
Ja:.......!!!!
Cała sierść kota, latami ukrywająca sie w kocu ni stąd ni zowąd rzuciła się na moje nogi przykrywając je białoszarym futerkiem.
Kot (wstaje i odchodzi z gracją): He he...
Właściciel domu, w którym mieszkała matka Mary, ze swadą opowiada, ze zmarłą umieścił w szafie, a wszystkie jej rzeczy sprzedał, żeby opłacić pogrzeb. Z tego wszystkiego została mu jedna moneta.
W Smażonych zielonych pomidorach tez był podobny motyw, po śmierci Ninny Threadgoode zostało po niej tylko pudełko po butach ze zdjęciami, pocztówkami i kamieniami żółciowymi. Niewiele, prawda?
Zastanawiałam się, czy gdyby sprzedać wszystkie moje książki (i gorsety) starczyłoby na pogrzeb. Po pogrzebie mojej babci tak sie pokłóciłam z księdzem, ze utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że żadnego księdza na pogrzebie nie chcę, więc ten wydatek odpada :P Ale i tak pogrzeb to mnóstwo kasy, a stare horrory raczej nie są drogie, więc, kto wie.
W każdym razie zastanawiając się nad stanem posiadania można powiedzieć, że mamy to, czego w razie naszego nagłego zejścia z tego świata nie przywłaszczy sobie błyskawicznie nikt inny. Rzeczy typu mieszkanie, samochód, laptop mają skłonność stawania się "czyimiś". Naprawdę nasze są rzeczy, które możemy ewentualnie ponawiedzać. W takim wypadku moje ksiażki byłyby ewidentnie nawiedzone.
Lubiłyby "się czytać" w środku nocy, w słabym świetle lampki nocnej kartki przewracałyby się same z siebie :)
Niestety, nie jest tego dużo. Jeszcze mniej ma kot. W zasadzie talerzyki, których chyba nie lubi, zabawki, które pogubił, ukradzione nam gumki do włosów (nie mamy pojęcia, gdzie on je ukrywa) i Różowy Kocyk.
W zasadzie zapiski powyżej są tylko wstępem do Historii Różowego Kocyka.
Kocyk dostałam od mojej baci. Jest różowy i mało mroczny, zatem wylądował w jakimś kącie wynajmowanego (wtedy) mieszkania. Kiedy w naszym domu zjawił się mały Paszpal - wielka głowa, małe łapki i ogromne oczy - dostał ten kocyk do spania. Losów kociego koca można się domyślić: leżał zawsze w ciepłym miejscu, nikt nie miał prawa na nim spać, woziliśmy go podczas przeprowadzek równie troskliwie co komputer.
Najciekawsze jest to, że koc jest nawiedzony już teraz :) Przynajmniej można to tak określić. Na białoróżowych paskach Różowego Kocyka nie widać włosów naszego kota, mimo wielokrotnych prań, ani żadnej działalności kociej, mimo to jest on bezdyskusyjnie "koci".
Ostatnio Paszpal upodobał sobie inny koc, a potem komputer, potem nasze łóżko i półkę Mojego Mężczyzny (na koszulkach z Cradle of Filth kocie włosy wyglądają, hm... nieciekawie). W zasadzie stwierdziliśmy, ze pewnie już nie lubi swojego kocyka.
Wczoraj, gdy tylko zdjęłam pantofle rzuciłam się do lapa. Jako, że miałam krótką spódniczkę szybko zmarzłam i opatuliłam się w niewinnie wyglądający kocyk.
Kot zlazł z komputera, podszedł i się gapi.
Ja: No co, i tak nie lubisz już tego kocyka.
Kot: .....(gapi się)
Ja: (zero reakcji)
Kot: ..... (idzie sobie, wykłada się niedaleko i ewidentnie się wgapia)
...
...
Po załatwieniu wszelkich spraw wstaję i.... patrzę na swoje nogi pierwotnie obleczone w czarne rajstopy w fikuśne wzorki.
Ja:.......!!!!
Cała sierść kota, latami ukrywająca sie w kocu ni stąd ni zowąd rzuciła się na moje nogi przykrywając je białoszarym futerkiem.
Kot (wstaje i odchodzi z gracją): He he...