» Recenzje » Prawda - Terry Pratchet

Prawda - Terry Pratchet


wersja do druku
Prawda - Terry Pratchet
Z każdą książką Terry’ego Pratchetta jest ten sam problem. Raz za razem w nasze ręce trafia pozycja dobra, nie ma więc okazji do wieszania psów czy wyżywania się, nie można również mówić o spadku formy. Wręcz przeciwnie, jak zaznaczałem już nie raz, autor cyklu o Świecie Dysku zdaje się być jak wino – im starszy, tym lepszy. Zasadę tę potwierdza, po raz kolejny wzbudzając zakłopotanie recenzentów, jubileuszowy, 25. tom jednej z najpoczytniejszych sag fantasy na świecie, a już na pewno najpoczytniejszej sagi humorystycznej.

Powiedzieć, że Prawda opowiada o przygodach Straży to tak jak stwierdzić, że podręcznik do historii powszechnej opowiada o dokonaniach Napoleona. Powieść ta rozpoczyna bowiem ciąg książek, w którym Straż pod komendą sir Samuela Vimesa najczęściej odgrywa rolę niepoślednią, ale też nie wiodącą.

Głównym bohaterem Prawdy jest niejaki William de Worde – pochodzący z bogatej rodziny młodzieniec, który jednakowoż wpada na własny pomysł na życie. "Wpada" jest w tym wypadku słowem-kluczem, choć można by stwierdzić, że to wzmiankowany pomysł bardziej wpada na Williama niż on na niego. Tak czy owak, młodzieniec zakłada pierwszą w Ankh-Morpork gazetę (zwaną Azetą), co – oględnie mówiąc – powoduje mieszane uczucia społeczeństwa. Większość uważa to za jak najbardziej trafiony pomysł, choć wolałaby żeby w owym piśmie pojawiało się więcej rycin przedstawiających śmiesznie ukształtowane warzywa, a także historii o tym, jak pan Woodcuff został porwany przez cztery gęsi przebrane za primabaleriny. Mniejszość natomiast - a jest to niestety ten typ mniejszości, który jednym spojrzeniem sprawia, że większość nagle przypomina sobie, ze zostawiła w domu włączone żelazko - jest jednak mocno niezadowolona. I to nie tylko dlatego, że w jej świadomości człowiek nie może sobie tak po prostu chodzić i spisywać wszystko, co się do niego mówi.

Jak już pisałem, w Prawdzie pojawia się również Straż. Na tym nie kończy się oczywiście ciąg interesujących bohaterów. Nie wypada na przykład nie wspomnieć o panu Szpili i panu Tulipanie, niemal żywcem wydartych z Nigdziebądź Neila Gagmana, a następnie ucharakteryzowanych tak, by i w Świecie Dysku ludzie zaczęli ginąć straszliwą śmiercią.

Przy okazji Williama de Worde warto zauważyć jedną rzecz, która stała się znamienną dla nowych pozycji spod znaku A’Tuina i czterech słoni. Już od kilku dobrych lat bohaterowie Pratchetta przechodzą swoistą ewolucję. Z pokrak oraz fajtłap pokroju Rincewinda czy Dwukwiata, którzy tylko cudem wychodzili z kłopotów, stali się przebiegli i zmyślni niczym ikoniczne postacie z największych sag fantasy. William doskonale obrazuje tę przemianę – autor stworzył bohatera o umyśle tak ostrym i perfekcyjnym jak szwajcarski scyzoryk, chociaż scyzoryki mają krótszą gwarancję…

Prawdę czyta się szybko i bez tchu – jak każdą dobrą powieść dziennikarsko-sensacyjną. Pratchett mistrzowsko opanował przelewanie do swojego świata rozmaitych konwencji, a 25. powieść ze Świata Dysku to na to wspaniały dowód. Zawiedzeni mogą czuć się jedynie Ci, którzy lubią przede wszystkim początkowe tomy cyklu – momentami znacznie śmieszniejsze, ale z dość ubogą warstwą fabularną. Wszystkim innym – polecam.
10.0
Ocena recenzenta
8.39
Ocena użytkowników
Średnia z 32 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Prawda (The Truth)
Cykl: Świat Dysku
Tom: 25
Autor: Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Autor okładki: Josh Kirby
Wydawca: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 29 maja 2007
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Format: 142 x 202 mm
ISBN-13: 978-83-7469-503-9
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Rincewind. Tom 1
Skromne początki kultowego uniwersum
- recenzja
Blask fantastyczny
Błyskotliwe dowcipy
- recenzja
Straż! Straż!
Pierwsze spotkanie ze Strażą Miejską Ankh Morpork
- recenzja
Niuch
Sam Vimes melduje się na... urlop!
- recenzja

Komentarze


Erpegis
    Do @$^^#@$@!# nbędzy
Ocena:
0
Pan Tulipan i pan Szpil nie są wyjęci z "Nigdziebądź". To jest odzwierciedlenie typowej gangetki, no.
09-11-2007 20:06
~JB

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Stary archetyp, takie parki bywały przeta i w kinie, choćby u Bonda czy Tarantino. Choć Mr. Pin może sobie rościć jakieś pretensje do bycia Mr. Croupem, to poza posturą i ostatecznym rozrachunkiem pratchettowskich bandytów i gaimanowskie demony łączy (tylko/przede wszystkim) konwencja.

Zdecydowanie zgodzę się z winnym porównaniem, nie czytałem jeszcze wprawdzie "Making Money", ale "Thud" zrobił na mnie świetne wrażenie.

Recka może jakby krótka, ale może przyciągnie i nie-pratchettofilów. Pozdrawiam.
10-11-2007 11:41
Denethor
   
Ocena:
0
Obaj najbardziej przypominają duet z Pulp Fiction. Zdecydowane nawiązanie do dzieła Tarantino gdy kupowali "le kiełbaskę w bułce". ;)
06-09-2010 21:41

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.