» Fragmenty książek » Poza sezonem

Poza sezonem


wersja do druku

Tylko dla dorosłych czytelników


Poza sezonem
Zagubiona pośród koszmarów Carla okręcała się z wolna na linie.

Krew Jima wciąż ściekała z jej ud i brzucha, mieszając się z potem, który pokrywał jej, wstrząsane niekontrolowanymi dreszczami, ciało. Mroźny, nocny wiatr wzmagał dręczącą ją gorączkę. Rana na plecach, która powstała, gdy pozwoliła się wywlec przez okno, zdążyła się już zasklepić i nie sprawiała większego bólu. Za to paliły ją otarte do krwi stopy i poobdzierane, opuchnięte kostki u nóg. Spękane usta wypełniał nabrzmiały, odrętwiały język. Próbowała się zmusić do skupienia wzroku na oprawcach.

Kilka metrów dalej, grupka obszarpanych dzieci tworzyła jakąś konstrukcję z liści, patyków i zbutwiałego drewna. Zobaczyła szczupłego, zabiedzonego mężczyznę, który zbliżył się do niej z obleśnym uśmieszkiem i dźgnął paluchem pod żebra, stawiając jednocześnie pod nią wielką, metalowa balię, tak dużą, że można było się w niej kąpać. Jego towarzysz w czerwonej koszuli zaczął wbijać w ziemię drewniane kołki, ustawiając je po bokach, w odległości jakichś 30 centymetrów od niej. Było coś niepokojąco znajomego w tej koszuli. Carla skupiła się jednak na prawej ręce mężczyzny, w której brakowało dwóch palców – wskazującego i środkowego. Nagle przypomniała sobie mężczyznę w czerwonej koszuli, który machał do niej znad potoku. Czy to naprawdę było wczoraj?

Patrzyła, jak mężczyzna przywiązuje do kołków długie skórzane pasy i próbowała cokolwiek z tego zrozumieć. Napastnik wyprostował się i przywiązał koniec liny do jej lewego nadgarstka. Starała się odrobinę rozhuśtać i odsunąć, ale jej wysiłki nie przyniosły żadnego efektu. Opuściły ją wszystkie siły. Usłyszała jego śmiech i poczuła dziwne mrowienie w palcach. Przeczuwała, że za chwilę przerodzi się ono w kolejna falę bólu. Chwilę później kolejny rzemień oplótł jej drugi nadgarstek. Nie mogła się już więcej kołysać w przód i w tył, zawisła, patrząc w głąb balii. Zacisnęła oczy z całej siły, a pod jej powiekami zamigotały srebrzyste punkciki.

Z wnętrza domu wciąż dobiegał stłumiony odgłos walenia młotkiem, ale Carla nie potrafiła rozpoznać tego dźwięku. Nie kojarzyła, co może oznaczać. Czuła łzy, skapujące po czole i słyszała własny płacz, ale nawet to zdawało jej się bardzo odległe. Była bliska utraty przytomności, choć ze wszystkich sił próbowała walczyć z szokiem. Jeśli zdoła pozostać przy zdrowych zmysłach, ktoś ją w końcu uratuje, może nadarzy się jakaś okazja do ucieczki. Potrząsnęła głową i zobaczyła składany nóż, wyciągnięty przez mężczyznę zza paska spodni. Gwałtownie szarpnęła się na linach, a przejmujący ból przywrócił jej na sekundę całkowitą jasność umysłu.

Przypomniała sobie odchyloną pod dziwnym kątem głowę Jima, ciepło spływającej krwi i ciężar jego ciała na sobie. Zrozumiała z przerażeniem, że w tym momencie wcale nie obchodzi jej Jim, że liczy się tylko jej własne życie. W odróżnieniu od niego, nie miała zamiaru umierać. Pokona ten mrok, który opadał na nią delikatnie, niosąc na skrzydłach senność i beztroskę. Wychyliła nieco głowę do przodu i spojrzała na swoje niewiarygodnie bezsilne ciało.

Wisząc w blasku reflektorów niczym jakaś parodia ukrzyżowania, blada i roztrzęsiona, patrzyła na swoje związane nogi i rozłożone ramiona. Przyglądała się ciału, które lubili dotykać mężczyźni i które ona sama lubiła dotykać, widziała rozciągające się nad nią spokojne, gwiaździste niebo i zrozumiała, że zginie, niezależnie od tego, czy uda jej się zachować przytomność, że nie jest w stanie tego w żaden sposób powstrzymać. Umrze pocięta nożami, w strugach krwi spływających do balii. Taki właśnie będzie koniec tego dobrego, delikatnego ciała i sprawnego umysłu, który w obliczu nadciągającej śmierci i rozkładu, wypełniało krańcowe przerażenie i zaskakująco silna wola przetrwania. Ogarnęło ją krańcowe zdumienie.

Wciąż patrzyła w górę, gdy ostrze noża opadło wbijając się w pobliżu łechtaczki, przeszło powoli przez brzuch i mostek i dotarło do szyi, gdzie z morderczą precyzją przecięło jej tętnicę, niosąc śmierć w ułamku sekundy.

Krew chlusnęła do balii. Dzieci zabrały się za rozpalanie ognia. Szczupły mężczyzna podszedł bliżej, przyglądając się uważnie Carli. Delikatnym, wprawnym ruchem sięgnął w głąb rozpłatanego ciała, dotykając serca, które wciąż było ciepłe. Ciągle biło. Poprzecinał żyły i arterie i wydobył mięsień, który nadal pulsował, parując w chłodnym wieczornym powietrzu. Dla niego był to punkt kulminacyjny, prawdziwy cud i jedyna tajemnica. Coś, co mógłby nazwać religią. Patrzył na serce, czekając aż całkowicie się uspokoi. Jego oczy, zwykle obojętne, wypełniły się wspaniałym, chłodnym blaskiem. Chrząkając z aprobatą, zatopił zęby w obnażonych włóknach.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.