Powrót

Historia Albrechta Rusco

Autor: triki

Powrót
Albrecht Rusco wracał do domu, w którym nie było go dwadzieścia lat. Teraz wszystko miało być inaczej, miało być normalnie. Zmęczona dusza miała zaznać odpoczynku, a obolałe ciało ukojenia.

Dojechał do Streissen. W kierunku, w którym podążał nie jechały żadne wozy gildii przewoźników. Ruszył pieszo. Kilka mil przez las i znowu ujrzy rodzinną wieś.

Dumny, wyprostowany, z całym wojskowym dorobkiem na plecach, szedł leśnym traktem. Łysa głowa pokryta licznymi bliznami, odbijała nieliczne promienie słoneczne, które zdołały przebić się przez korony drzew. Zmysły wyszukiwały celu. Ciężko pozbyć się dwudziestoletnich nawyków. Prężne ciało czterdziestolatka, o szerokich barach, pewnym marszowym krokiem zbliżało się do upragnionego życia na wolności. Myśli nie chciał opuścić stary nawyk odliczania kroku: raz, dwa, lewa, lewa... Co jakiś czas przed oczyma stawali mu jego kompani, kroczący z nim w dwuszeregu - niektóre twarze znajome, inne obce. Gęba tego samego od piętnastu lat sierżanta. Jego głos, ba krzyk: Trzymać tempo żołdacy. Kto was prowadzi?!

- Sigmaaaar! – krzyknął, płosząc wszystkie ptaki z okolicznych drzew.

Niemożliwym jest zapomnieć dwadzieścia lat.

Strumień, tu ojciec nauczył go strugać łódki, tuż za nim poletko jagód i pełen grzybów bór. To już blisko. Dym z budynków osady wznosi się na horyzoncie.

- Jestem w domu, wśród swoich.

Wszedł do osady. Wszystkie budynki wydawały mu się identyczne. Swoje kroki skierował na południowy skraj wsi, nieopodal zagajnika, tam, gdzie niegdyś mieszkała jego rodzina. Drogę pamiętał jakby wracał po godzinie, z jagodami z lasu, a nie z bagażem krwawych doświadczeń po tylu wiosnach. Chata stała pusta, zniszczona…

- To już nie jest twój dom, ziemia ojców już o Tobie zapomniała – usłyszał.

Odwrócił się, kilka metrów za nim, na skraju lasu stał Jakub "Szaleniec", ślepiec, który był starcem już wówczas, gdy on opuszczał osadę. Jak on dotrwał tych dni? – zastanawiał się.

- Witaj Jakubie. To tak witasz syna Berdholda, tego który nigdy nie skąpił ci napitku ni strawy?
- Bądź pozdrowiony synu pięknej Klary i myśliwego Berdholda. Obyś odnalazł... to czego szukasz. Starzec pokłonił się i zniknął w gęstwinie drzew.

Nic nie może trwać wiecznie… Skierował swoje kroki do gospody, przy głównym placu. Mijając domostwa, na ganku jednego z nich, dostrzegł Hannę, swą pierwszą miłość. Wieszała uprane ubrania. W duszy Albrechta, na krótko zawitał uśmiech. Już zwracał się w jej stronę, gdy z domu wybiegła dziewczynka, a za nią jeszcze dwóch chłopców. Jeszcze kilka wiosen, a będą mężczyznami, niewiele młodszymi niż on, gdy... Przechodząc obok zauważył też ostrzącego kosę mężczyznę.

- Toć dlatego tak dawno nie miałem wieści od ciebie miła Hanno. Winić Cię nie mogę, ale odwagi by cię przywitać brak. Myśl o Tobie zawsze dodawała otuchy, nie raz ratowała mnie przed szaleństwem, gdy plugastwo było tuż, tuż – mamrotał do siebie.

Nie wzbudzając niczyjego zainteresowania dotarł do karczmy. Ileż to razy, w ostatnich miesiącach myślał o tej chwili. Jakże różne było jednak jego wyobrażenie od tego, czego do-świadczył. Nie ma gorących powitań, zabawy, próśb o opowieści, wspomnień…

Wszedł do gospody. Zapachy z kuchni ścisnęły mu żołądek. Rozejrzał się po lokalu. Wszystko było jak ze wspomnień.

- Witam w moich skromnych progach – karczmarz zgiął się wpół - czym mogę wspomóc puste trzewia i spragnione gardło?
- Witam – Albrecht skłonił się lekko - piwa, chleba od młynarza z przełęczy i tutejszych kiełbasek z dziczyzny.
- Widzę drogi gościu, iż wiesz co dobre – gospodarz pokraśniał - siadaj przy ławie, a ja wnet strawę przyniosę.

Nim karczmarz zniknął za kontuarem, Rusco przyjrzał mu się uważniej. To był Heinz, jego najbliższy druh z lat młodości. Nie sposób zliczyć siniaków, których nabawili podczas wspólnych zabaw, ani kilometrów które przemierzyli pośród lasów. Razem pili pierwsze wino i podglądali dziewuchy przy kąpieli, a teraz... Teraz jest mu obcy.

- Heinz jestem miło mi – karczmarz pokłonił się kolejny raz, podając posiłek
- I mi...

Wymarzony posiłek nie smakował ja przed laty, a piwo nie mogło ugasić pragnienia.

- Sigmarze, – wyszeptał Albrecht Rusco - wszak to już nie moja familia… Swoją zostawiłem tam, w koszarach... Cóżem ja najlepszego uczynił?

Albrecht Rusco

Umiejętności: hazard +10, jeździectwo, leczenie, opieka nad zwierzętami +10, oswajanie, plotkowanie +20, powożenie, przeszukiwanie, skradanie się, spostrzegawczość +20, sztuka przetrwania +10, tresura, ukrywanie się, unik +10, wyrób łuków +10, zastawianie pułapek, zastraszanie
Zdolności: broń specjalna dwuręczna, chodu, morderczy atak, ogłuszanie, rozbrajanie, silny cios, twardziel

Syn garncarki i myśliwego, wychowany w Streissen. Wiele blizn, poważne braki w uzębieniu i wyraz twarzy sugerujący wieczne zmęczenie sprawia, że jego czterdzieści wiosen zdaje się być żartem. Wzrost średni, ale szerokie bary świadczą o krzepie i doświadczeniu w wojaczce.

Jako nastolatek rozpoczął naukę u ojca, tak by kiedyś przejąć schedę. W tym okresie posiadł wiedzę na temat polowań, zastawiania sideł, a przede wszystkim o przyrodzie. Gdy trochę podrósł przyszedł czas na naukę wyrobu łuków.

Wiejskie życie nudziło ciekawego świata młodzieńca. Gdy nadarzyła się okazją wstąpił to ochotniczej straży księcia elektora, raniąc tym serca rodziców. Rok służby minął szybko, a laury jakie zebrał, pozwoliły mu zaciągnąć się do regularnej armii. Dziś, po dwudziestu latach, wraca jako weteran.

Ekwipunek: Łuk najlepszej jakości (własnej produkcji), kołczan strzał (własnej produkcji), krótki miecz, broń dwuręczna drzewcowa (halabarda), dwa sztylety, skórznia, kaftan kolczy, sakwa