» Literatura » Książki » Powrót Jedi – James Kahn

Powrót Jedi – James Kahn

Powrót Jedi – James Kahn
Powrót Jedi, film wieńczący starą trylogię Gwiezdnych wojen, nie dorównał wprawdzie znakomitemu Imperium kontratakuje, ale został bardzo ciepło przyjęty przez wielbicieli sagi Lucasa. Poza biletami do kin masowo kupowali oni przeróżne maskotki, kubeczki, figurki i inne rzeczy noszące logo Star Wars. Należy do nich zaliczyć także adaptację książkową Epizodu VI autorstwa Jamesa Kahna.

Fabuła, którą zresztą każdy fan Gwiezdnych wojen wyrecytuje z pamięci, nawet obudzony z kilkunastoletniej śpiączki, przedstawia się następująco: zatopiony w karbonicie Han Solo przebywa w niewoli Jabby Hutta, a jego przyjaciele opracowują plan wyrwania go z łap paskudnego gangstera. W tym samym czasie Sojusz Rebeliantów gromadzi siły do ostatecznej bitwy z Imperium, które niedawno rozpoczęło budowę drugiej Gwiazdy Śmierci, większej i potężniejszej od poprzedniczki...

Plusem książkowego Powrotu Jedi jest bez wątpienia styl Kahna. Postacie bohaterów nie są już tak bezbarwne i papierowe jak w poprzednich częściach starej trylogii, wszyscy zyskali uczucia i sprawiają wrażenie dojrzalszych. Widać to zarówno w przypadku Luke'a, który z beztroskiego chłopaka z Tatooine stał się Rycerzem Jedi, jak i Hana, który nie myśli już tylko o własnej korzyści, ale docenia wagę przyjaźni. Autor beletryzacji bardzo starannie opisał życie i zwyczaje ewoków - wprawdzie pluszaki pozostają pluszakami i nic tego nie zmieni, ale w książce są po prostu jedną z najbardziej charakterystycznych ras na Endorze, a nie jedynie infantylnymi miśkami.

Ciekawie przedstawia się scena walki Vadera i Luke'a na miecze świetlne: pisarz nie używa żadnej fachowej terminologii i ogólnie mało uwagi poświęca samemu pojedynkowi – koncentruje się natomiast na towarzyszących mu emocjach, myślach i odczuciach jego uczestników. To zaleta, bo wyżej wspomniane starcie należy do najważniejszych w historii galaktyki i dobrze jest spojrzeć na nie z drugiej, nie-filmowej strony. Bardzo podobał mi się też opis pożegnania Luke'a Skywalkera z ojcem: w adaptacji książkowej ta scena jest równie piękna, rzekłabym nawet wzruszająca, jak w filmie. Kahn nie przebija Salvatore'a, nie mówiąc już o Stoverze, ale wypada powyżej oczekiwań (inna sprawa, że te akurat nie były przesadnie wygórowane).

Była marchewka, teraz pora na kij. Wydaje się, że Kahn dostał możliwości, które nie do końca potrafił wykorzystać. Powrót Jedi sprawia wrażenie żywcem spisanego ze scenariusza, a autor adaptacji praktycznie nigdzie nie wykazuje się inwencją. Z rzeczy, które nie pojawiły się w filmie mamy tylko scenę ukrycia miecza świetlnego w R2 i opis Vadera czekającego na audiencję u Imperatora. Te fragmenty razem nie zajmują nawet dwóch stron. Kahn mógł przecież opisać telepatyczną "rozmowę" Dartha Vadera i jego syna – ta scena była planowana w filmie, (powstała nawet do niej muzyka) ale ostatecznie Lucas ją wyciął. Mógł też pokusić się o dokładniejszy opis Rebelii, zawrzeć w książce scenę zdobycia promu "Tydirium" albo przybycia Leii, Luke'a i spółki na Tatooine. Niestety, najwyraźniej nie przyszło mu to do głowy. W efekcie otrzymujemy książkę, która wydaje się być tylko kalką filmu. Szkoda, bo z opisu niektórych scen widać, że Kahn ma spory potencjał i mógł stworzyć dzieło dorównujące Atakowi klonów Salvatore'a.

Tym, co od razu rzuca się w oczy, jest mizerna wręcz objętość książki – niespełna 150 stron mają co grubsze broszurki. Nie można nic zarzucić tłumaczeniu autorstwa Piotra Cholewy, natomiast samo polskie wydanie woła o pomstę do Imperatora; wydawnictwu Amber należą się za nie solidne cięgi. W książce dużo jest wszelakich błędów interpunkcyjnych, w dodatku niejednokrotnie tekst zaczęty na jednej stronie, nie kończy się na drugiej. Mała próbka: strona 13 "Bib zarzucał je na ramiona dla ozdoby, lub - gdy sytuacja wymagała zachowania równo-", strona 14 "Stanął przed robotami i uśmiechnął się kwaśno". Jeżeli jakiś fan Biba pragnąłby się dowiedzieć, do czego jeszcze jego idolowi służą lekku, musi się obejść ze smakiem.

Summa summarum: pośród adaptacji książkowych Starej Trylogii Gwiezdnych wojen, Powrót Jedi wypada najlepiej. W porównaniu z książkowymi wersjami nowych epizodów radzi już sobie znacznie gorzej i na pewno nie może się obronić jako samodzielna powieść. Jest to adaptacja napisana zgrabnie, ale nie wykorzystująca możliwości, jakie miał jej autor, w dodatku kiepsko wydana. Są wśród książek z uniwersum Lucasa takie, które mogą podobać się przeciętnym fanom fantastyki, zwłaszcza space opery (nawet jeśli nie do końca rozumieją, o co chodzi z tą Mocą, kto, z kim i po co), ale ta zdecydowanie się do nich nie zalicza. Jest to rzecz tylko dla fanów Star Wars, i to znających dobrze angielski, bo kupno polskiego wydania absolutnie odradzam.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
3
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Powrót Jedi (Return of the Jedi)
Autor: James Kahn
Tłumaczenie: Piotr Cholewa
Autor okładki: John Alvin
Wydawca: Amber
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 1997
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Format: 123 x 190 mm
Seria wydawnicza: Star Wars
ISBN-10: 83-7169-231-5
Cena: 11,80 zł



Czytaj również

Komentarze


~Rif

Użytkownik niezarejestrowany
    Adaptacja książkowa
Ocena:
0
Gdy widzę setny raz źle użyty zwrot "nowelizacja" odechciewa się lektury...
Przełamałem się, przeczytałem i tekst zrobił dobre wrażenie.
03-11-2007 12:21
SethBahl
   
Ocena:
0
W sensie?
Pozycja pisana na podstawie scenariusza Lucasa, ale w jakimś stopniu go tam nowelizująca. By być szczerym, nie widzę problemu. :)
03-11-2007 12:33
Jedi Nadiru Radena
   
Ocena:
0
Rifowi chodzi na pewno o to, że w języku polskim "nowelizacja" to nie to samo co "adaptacja książkowa". Tj. nowelizuje się ustawę, a nie np. film.
"Nowelizacja" to takie trochę przekręcone zapożyczenie z englisza, pewnie za parę lat nie będzie już traktowane jako błąd, niemniej teraz na pewno nim jest.
03-11-2007 17:19
SethBahl
   
Ocena:
0
Spójrzmy zatem do słownika...

Tak, ma w zupełności rację. Nie bawiąc się w językowych jasnowidzów zaraz poprawimy ;).
03-11-2007 17:24
Jade Elenne
   
Ocena:
0
Używałam tego terminu, bo i tak funkcjonuje on we wszystkich praktycznie recenzjach dowolnych adaptacji książkowych. Wiem, że "nowelizacja" to nie to samo co "novelisation" (zwracał uwagę na ten fakt już Sapek w swoim kompendium), ale zwraca uwagę na to bardzo niewielka liczba osób, zdecydowanej większości nie robi to żadnej różnicy.
04-11-2007 09:52

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.