» Recenzje » Potworny regiment - Terry Pratchett

Potworny regiment - Terry Pratchett


wersja do druku

Tym razem po prostu dobrze

Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

Potworny regiment - Terry Pratchett
Fani Pratchetta dobrze wiedzą, że pisarz ten specjalizuje się – przynajmniej od jakiegoś czasu – w humorystycznej adaptacji pewnych schematów oraz zagadnień, które w normalnych warunkach każdy uznał by za zbyt poważne, by stroić sobie z nich żarty. Mieliśmy już na tapecie walkę o równouprawnienie, fanatyzm religijny, rasizm, a nawet stereotypy związane z Australią, choć akurat to ostatnie zagadnienie trudno nazwać śmiertelnie poważnym. W Potwornym regimencie – najnowszym tomie Świata Dysku, który ukazał się w polskim tłumaczeniu – autor zajmuje się natomiast tematem bardzo aktualnym, i to w każdym miejscu i czasie. Chodzi, oczywiście, o wojnę.

Tym razem Pratchett czyni główną bohaterką niejaką Polly Perks – rzutką niewiastę, która nie bacząc na przeciwieństwa i trudności przebiera się za chłopaka i zaciąga do armii w celu odszukania swojego zaginionego brata. Pomysł ten – bynajmniej nie nowy – autor eksploatuje do granic możliwości, a czasem nawet poza nie, o czym jednak później. Młoda dziewczyna, rzucona w sam środek brutalnych wydarzeń trzęsących jej krajem, utrzymuje się "na powierzchni" jedynie dzięki obecności tak samo zastraszonych towarzyszy oraz rezolutnego sierżanta Jackruma – weterana wielu krwawych potyczek i ogromnej ilości jeszcze bardziej krwawych barowych bijatyk. Co ważne, Polly przyjdzie służyć nie tylko z członkiem rodziny Igorów (na co w zasadzie żaden żołnierz nie powinien narzekać), ale także z uzależnionym od kawy wampirem oraz trollem. Jak sam tytuł wskazuje – regiment bohaterki jest zaiste potworny.

Oczywistym jest, który realny konflikt Pratchett obrał sobie za wzór i siłę napędową powieści. Wystarczy choćby przytoczyć jedną z nazw wojujących stron: Zlobenia; czy też wspomnieć, że opisana na kartach Potwornego regimentu wojna zostaje raz czy dwa mianowana "Kotłem". Autorowi najpoczytniejszego humorystycznego cyklu świata po raz kolejny udaje się udowodnić, że jest bystrym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości, nie bojącym się przy tym niemiłosiernie z niej szydzić. Tu praktycznie nie ma o czym mówić. Wystarczy stwierdzić, że Pratchett zawsze potrafi znaleźć sposób na przekazanie swojego przesłania i – choćby było ono proste jak konstrukcja cepa – zmusić czytelnika do kilku chwil refleksji nad tematem, który wydawał się oklepany ze wszystkich stron.

Muszę jednak stwierdzić, czym niewątpliwie narażę się wszystkim fanom twórcy Świata Dysku, że Potworny regiment nie jest książką tak udaną, jak choćby poprzedni tom cyklu – Straż nocna. Dlaczego? Wspominałem o tym już w drugim akapicie niniejszej recenzji. Pisarz, żeglując na fali trafionego motywu, nie zauważył, że w pewnym momencie stracił z oczu horyzont. Niestety, trudno o jakiekolwiek konkrety w tym względzie, jeśli nie chce się zepsuć potencjalnemu czytelnikowi przyjemności z odbioru lektury. Napiszę więc tylko, że Pratchett przesadził i – w pewnym sensie – poszedł na łatwiznę. Z tego powodu powieść bardzo szybko staje się wręcz groteskowo przewidywalna, a jej finał, zamiast gromkiego śmiechu, budzi raczej chęć przewrócenia oczami w niemym zniecierpliwieniu.

Poza tym jednym, jedynym elementem – który jednakowoż jest nader ważny – nie mam Potwornemu regimentowi nic do zarzucenia. Wypada mi też wspomnieć, że jest to kolejny tom utrzymany w stylistyce "nowego" Świata Dysku, to znaczy pełnej często humoru tak czarnego, że niemal granatowego. Krew leje się gęsto, a Igor ma zawsze pełne ręce roboty.

Jeśli chodzi o warstwę językową, to Piotrowi Cholewie należą się szczególnie gromkie brawa za tłumaczenie żołnierskiego slangu. Po raz kolejny pratchettowy tłumacz udowodnił, że nie istnieje coś takiego jak termin "nieprzekładalny", choć po lekturze w oryginale dałbym sobie rękę uciąć, że przynajmniej kilka wyrazów kwalifikuje się właśnie do takiego miana.

Potworny regiment jest książką dobrą, ale nie wybitną. Autor nieco przecenił siłę jednego z głównych motywów i po prostu się na tym przejechał. Mimo to jednak, każdy – nie tylko fan pisarza – powinien czerpać z lektury Potwornego... dużo przyjemności, a po zamknięciu książki dać sobie chwilę na zastanowienie nad zasadami rządzącymi światem oraz odczucie wdzięczności za to, że jest ktoś, kto tak sprawnie potrafi te zasady wyśmiewać.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7.63
Ocena użytkowników
Średnia z 35 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Potworny regiment (Monstrous Regiment)
Cykl: Świat Dysku
Autor: Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawca: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 13 maja 2008
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Format: 142 x 202 mm
ISBN-13: 978-83-7469-768-2
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Potworny regiment - Terry Pratchett
Żadnej rewolucji, tylko sprawdzona jakość
- recenzja
Blask fantastyczny
Błyskotliwe dowcipy
- recenzja
Straż! Straż!
Pierwsze spotkanie ze Strażą Miejską Ankh Morpork
- recenzja
Niuch
Sam Vimes melduje się na... urlop!
- recenzja
Mgnienie ekranu - Terry Pratchett
Panoptikum Terry'ego Pratchetta
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.