Popioły zwycięstwa - David Weber

Książkowa telenowela w najlepszym wydaniu

Autor: Michał 'ShpaQ' Laszuk

Popioły zwycięstwa - David Weber
Książkę tę dostałem w nieco nietypowych okolicznościach. Otóż podczas dość przypadkowego spotkania z jednym z naczelnych po prostu, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, wpadła w moje ręce. Zabierałem się do niej dość długo i raczej niechętnie. Jej rozmiar nie zachęca do szybkiego przeczytania, a fakt, że jest dwunastym tomem cyklu, znacznie pogłębia to przekonanie. Niemniej jednak bardzo byłem ciekaw jak prezentuje się rodzime wydanie tego znanego i lubianego na całym świecie cyklu. Wcześniej spotkałem się z nim tylko raz i to z wersją oryginalną. W końcu ciekawość przezwyciężyła niechęć i zabrałem się do czytania.

Pierwsze wrażenie, po dokładnym zapoznaniu się z okładką, ogólnymi informacjami o fabule i kilkoma dziwacznymi rysunkami znajdującymi się na początkowych stronach powieści, przyznam szczerze, przytłoczyło mnie. W tym pozytywnym sensie. Byłem niemal pewien, że mam przed sobą coś, na co długo czekałem. I nie zawiodłem się. Wcale a wcale.

Zacznę od fabuły i powiedzieć mogę tylko jedno. Jest perfekcyjnie dopracowana i niesamowicie wciągająca. Dawno nie spotkałem się z takim "pożeraczem czasu" jak Popioły zwycięstwa. Co prawda całość trąci nieco brazylijską telenowelą i całą masą wstawek obyczajowych, ale dodaje to tylko specyficznego klimatu, którego nigdy za mało. Ważne jest też to, że brak Davidowi Weberowi swoistej tendencji do przerostu formy nad treścią. Wręcz przeciwnie. Treści mamy mnóstwo i momentami zapiera czytelnikowi dech w piersiach. Znajdziemy tu nieprzebrane morze wątków, które stanowią elementy tej samej układanki i łączą się w jedną sensowną i spójną całość. Ta opiera się na wojnie prowadzonej między Królestwem Manticore a Republiką Ludową Haven. Jednak myli się ten, który twierdzi, że nic poza tym w powieści nie znajdziemy. Jak bardzo się myli. Tak naprawdę działania wojenne są ledwie strzępem fabuły. Prawdziwych walk w kosmosie jest stosunkowo niewiele. Esencją powieści są wszelkie zakulisowe działania polityczne. Mamy tu miłość, zdradę, lojalność i wszystko to, co powinno się znaleźć w prawdziwym dramacie obyczajowym. Z początku może to dziwić, a nawet powodować pewien niesmak, jednak, moim zdaniem, gdyby nie to, książka straciłaby wiele ze swojego niesamowitego uroku. Dla polskiego czytelnika bardzo widoczne i niewątpliwie urokliwe będą porównania historyczne związane z naszymi dziejami. Ludowa Republika Haven jest doskonałym na to przykładem. W konwencji fantastycznej Weber obnaża mechanizmy działania socjalizmu. Mamy też kilka nawiązań do wydarzeń z czasów drugiej Wojny Światowej, ale te, bez większego wysiłku, czytelnik z pewnością znajdzie sam. Miód.

Kolejną istotną sprawą dla każdej książki są, oczywiście, bohaterowie. A tych mamy u Webera prawdziwe zatrzęsienie. Honor Harrington chyba tylko nominalnie jest centralną postacią w powieści. Całe mnóstwo wszelakich, istotnych dla fabuły, wydarzeń nie ma praktyczne żadnego związku z tą niemal mityczną osobą. Przyznam też, że polskie tłumaczenie dialogów zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Sposób wysławiania się Honor wręcz nieprzyzwoicie przypomina mi jedną z naszych redakcyjnych koleżanek. Dzięki temu czyta się to bardzo przyjemnie, a ja wielokrotnie wybuchałem dzikim śmiechem podczas lektury słownych przekomarzań słynnej admirał (taki bowiem otrzymuje stopień w wyniku rozmaitych wydarzeń) i jej rodzicielki.

Jak widać, o Popiołach zwycięstwa wyrażam się w samych superlatywach. Niestety kilka rzeczy związanych z tłumaczeniem kompletnie do mnie nie trafiło. Niektóre nazwy jednostek są przełożone na polski, mamy więc krążowniki liniowe, pancerniki czy kutry rakietowe; a inne nie: dreadnoughty czy superdreadnoughty. Pojawiają się także superdreadnoughty rakietowe, co jest już kpiną. Ta niekonsekwencja bardzo poważnie nadweręża długo wprowadzany klimat i powoduje nieprzyjemne odczucia. Doszukałem się też poważnego błędu redaktorskiego. W pewnym momencie pojawia się najwyższe odznaczenie Royal Manticoran Navy – też zresztą pozostawione w wersji angielskojęzycznej – Medal za Dzielność. Raz jest tłumaczone, innym razem nie, i wtedy na kartach książki pojawia się dziwoląg w postaci Medal of Valor. Podobnie rzecz ma się ze skrótami dotyczącymi konkretnych flot czy nazwami operacji wojskowych. Wielki minus dla tłumacza za takie potraktowanie czytelników.

Podsumowując - Popioły zwycięstwa są książką wartą uwagi każdego, kogo nie mierzi konwencja militarnego science-fiction. Bitew w przestrzeni kosmicznej nie jest tak dużo, jak można by się spodziewać, a w dialogach jest stosunkowo niewiele "techobełkotu". Akcja rozwija się systematycznie i nie ma się wrażenia, że czytając trzeci rozdział wiemy jak skończy się całość. Kunsztu Webera chwalić nie będę, bo po lekturze jego najnowszego dzieła uważam, że jest to całkowicie zbędne. Jego książka broni się sama i grzechem wielkim dla każdego fana fantastyki byłoby nie postawić jej na półce w swoim pokoju. Krótko mówiąc - polecam, a nie zwykłem rzucać słów na wiatr. Godzin spędzonych na lekturze w żadnym wypadku nie uważam za stracone. Wszyscy – do księgarni marsz!