Polska polityka, a tworzenie postaci
Odsłony: 586W swoich sesjach stawiam na bogatą warstwę fabularną, z uwzględnieniem wątków osobistych moich BG. Wymagam od graczy ciekawych historii, zawierających możliwe do wykorzystania przez MG „luźne wątki”, które później, tworząc scenariusz, staram się zapleść w jedną (najlepiej sensowną) całość. Co więcej, uwielbiam postacie przerysowane, uwypuklające jakiś detal i wpisujące się w styl „Pulp fantasy”. Stawiam na wyjątkowość bohaterów i ważkość roli, którą przyjdzie im odegrać. Moim zdaniem dobrze wykreowani BG to połowa sukcesu kampanii. Druga połowa zależy ode mnie, jako mistrza gry.
Aktualnie prowadzę jedną sesję „stołową” w 5-tych DeDekach oraz jedną przez forum internetowe, w 3,5 edycji tegoż samego systemu. Jako że problem który chce poruszyć pojawił się przy stole, ograniczę swoje rozważania właśnie do tej formy rozgrywki. Przygotowywałem świat przedstawiony, rys fabularny, przeciwników i intrygę od miesięcy - a ściślej mówiąc od listopada zeszłego roku, do marca bieżącego. Nadal uzupełniam zgromadzone materiały w oparciu o bieżące wydarzenia w świecie gry. Nie piszę tego żeby się pochwalić, ale żeby ukazać trud, który włożyłem w przygotowania i tym samym dotkliwość zachowania, które opiszę.
Moi gracze zaskoczyli mnie jakością i barwnością przygotowanych przez nich postaci. Otrzymałem ciekawych poszukiwaczy przygód, których z łatwością można sobie wyobrazić w akcji. Co więcej, każdy z nich został wsparty wspaniałym tłem fabularnym, pozostawiającym mistrzowi wielkie pole do popisu. Bez trudu uknułem intrygę, która mocno powiązała ich losy, a także umożliwiła współpracę z uzupełniającymi drużynę BN-ami.
Potem przyszła pierwsza sesja. Gracze odegrali swoich bohaterów wspaniale, punkty inspiracji sypały się na lewo i na prawo - byłem z nich naprawdę dumny. Powstała między nimi rozbieżność zdań i poglądów, jednak spodziewałem się takiego „pęknięcia”. Po cichu nawet na nie liczyłem, jako swego rodzaju pieprz, podkręcający smak zabawy. Po drugiej sesji, wspomniana „rozbieżność” ewoluowała - niestety w niepokojącym kierunku. Rozdźwięk w drużynie stał się na tyle duży, że musiałem na chwilę przerwać grę, żeby porozmawiać o tym z graczami. Nad pieczołowicie przygotowywanym scenariuszem zawisło niepokojące widmo rozpadu drużyny.
O co właściwie poszło?
O konsekwencję w odgrywaniu, a może raczej o jej nadmiar. Oczywiście konsekwencja w odgrywaniu to rzecz świetna i pożądana, ale jak się przekonałem, może prowadzić do niespodziewanych trudności.
Tutaj nawiązuje do tytułu mojego wpisu. Co ma wspólnego polska polityka, a tworzenie postaci?
Chodzi mi o następujące porównanie: z tworzeniem postaci jest jak ze startowaniem partii politycznej w wyborach - co z tego że uzyskała świetny wynik, jeżeli nie ma zdolności koalicyjnej i de facto nie jest w stanie objąć władzy. Przenosząc to na stół erpegowy - co z tego, że gracz stworzył postać ciekawą, barwą, świetnie i konsekwentnie odgrywaną, jak nie ma ona zdolności drużynowej. Ściślej mówiąc - odpychającą od siebie resztę drużyny. Poprosiłem swojego gracza o lekkie złagodzenie postaci - ukazanie jego brutalności w nieco mniej hardcorowy sposób. Wiem - wszedłem na jego poletko, i tak wiem - gracz mógł się poczuć sztucznie ograniczany. Pojawił się zarzut, iż dla dobra drużyny musi coś poświęcić, odjąć jakiś aspekt swojej wymarzonej postaci.
Cóż - moim zdaniem - tak.
Długo dyskutowaliśmy na ten temat - o dziwo, udało się utrzymać nerwy na wodzy i porozmawiać jak przystało na dorosłych chłopów (polujących na gnolle za pomocą k20).
W świetle moich obserwacji postać jest na tyle dobra, na ile może zaistnieć jako element drużyny. Erpegi to zabawa drużynowa i dlatego nawet najlepsza postać nie posiadająca waloru „drużynowości”, w mojej ocenie będzie słabsza od tej przeciętnej, ale dającej popłynąć z prądem, konwencją gry. Odgrywanie postaci powinno być elastyczne - iść za duchem przygody. Nie bez znaczenia jest ogrom pracy, którą wkłada mistrz w przygotowania scenariusza, a także szacunek wobec pozostałej części graczy.
Słowem, gdybym miał położyć na szali indywidualność postaci, a utworzenie ciekawej drużyny kosztem drobnych ustępstw (np. w postaci przypiłowania pazurków), przeważyłoby to drugie.
Jestem ciekaw co wy sądzicie w powyższym temacie. Co powinno ostatecznie kształtować charakter postaci - czynnik wewnętrzny (wyobrażenie gracza), czy też zewnętrzny (wyobrażenie gracza ograniczone o niezbędną drużynowość).