» Teksty » Polecamy / Odradzamy » Polecamy / Odradzamy w lipcu

Polecamy / Odradzamy w lipcu


wersja do druku

Egzorcyzmy Dorothy Mills
2009-07-17

+

Kino kocha straszących wariatów i docenia wyjątkową widowiskowość historii o schizofrenikach. Stan dezintegracji umysłu i zrodzone przez niego szalejące upiory, kryzys tożsamości i czający się w tle mroczny sekret, cieszą się zainteresowaniem widowni od bardzo dawna. Temat schizofrenii w kinie powraca więc często w gorszym lub lepszym stylu, szczególnie eksploatują go zaś gatunki takie jak horror czy thriller. Nie inaczej w przypadku filmu Egzorcyzmy Dorothy Mills w reżyserii Francuzki - Agnes Merlèt. Z założenia ambitnie, bo chodzi nie tylko o to, żeby widza przerazić, ale ukazać mu w filmowym skrócie swoiste studium choroby oraz drogę przez mękę, jaką staje się praca psychologa z takim przypadkiem. Mamy więc czternastolatkę, Dorothy (świetna, debiutująca Jenn Murray), którą oskarżono o próbę zabójstwa dziecka. Cierpi ona na zaburzenie określane osobowością mnogą i jest nieobliczalna, stanowi więc zagrożenie dla ludzi z miejscowości, w której się wychowała. W tą hermetyczną, żyjącą według własnych zasad społeczność małej irlandzkiej wioski wedrze się nagle ktoś z zewnątrz. Jane Morton (Carice van Houten) jest psychologiem delegowanym przez sąd w celu wyjaśnienia przypadku Dorothy i podjęcia koniecznej terapii. Możemy się spodziewać, że Jane zostanie przyjęta chłodno przez mieszkańców wioski, a terapeutyczna misja, którą musi wypełnić, zaważy nie tylko na losach jej podopiecznej, ale przede wszystkim dogłębnie wpłynie na życie pani psycholog. Niejednokrotnie sytuacja ją przerośnie, a zawodowy racjonalizm obróci się w proch. Usłyszy głos swojego nieżyjącego synka, stanie się świadkiem przerażających seansów i projekcji chorego umysłu Dorothy…
Kojarzymy znajome tytuły filmów, takich jak Osada Shyamalana, Dogville von Triera czy Wicker Man La Bute’a, gdzie zamknięta i odseparowana od reszty społeczność, nieufna i fanatyczna, wypracowała własny kodeks zapewniający jej przetrwanie. Obce prawie zawsze znaczy tu ”nieprzyjazne”, stanowi element ryzyka, z którym należy się rozprawić według surowych zasad. Zaburzenia Dorothy znajdą w społeczności wioski także swoje miejsce…staną się „darem”, którego mieszkańcy irlandzkiej wyspy nie pozwolą sobie odebrać. Egzorcyzmy Dorothy Mills to kolejny film, którego zwroty akcji potrafimy już przewidzieć, a zakończenie wydaje się oczywiste. Na tle swoich poprzedników jest po prostu ”dobrze skrojony”, dostarczy nam dokładnie takiego typu ponurych emocji, jakiego się spodziewamy. Jest po prostu niezły. [Vera]


Brüno
2009-07-10

+

Tym razem Sacha Baron Cohen prowokuje przebierając się za Brüno, austriackiego geja marzącego o karierze celebryty.
Nasz Brüno, dziewiętnastolatek (sic!) o smakowitym ciele młodego boga, dla kariery zrobi wszystko. No, prawie wszystko, bo kobiety kijem by nie tknął. Nie cofnie się jednak ani przed uwiedzeniem amerykańskiego polityka, ani przed namówieniem Harrisona Forda na udzielenie mu wywiadu, ani nawet przed wymianą limitowanej wersji iPoda na czarnoskórego bobaska. Jego apetyt na sukces jest tak wielki, że w końcu zapragnie nawet wyleczyć się z homoseksualizmu, korzystając z rad pewnego pastora.
Czy mu się to uda i czy faktycznie zostanie największym Austriakiem od czasów Adolfa Hitlera, to musicie zobaczyć już sami. Mnie pozostaje tylko uprzedzić, że film jest co najmniej niepoprawny politycznie, społecznie, obyczajowo i w każdy inny możliwy sposób. Tym razem jednak Cohen zręcznie balansuje na granicy dobrego smaku i mimo zapowiedzi nie dopatrzyłam się jej przekraczania. Otwórzcie więc umysły, oczy i idźcie zobaczyć, jak tym razem brytyjski komik zmierzył się z popularnymi stereotypami.[teaver]


+/-

Reklamowany w mediach jako skandaliczne wydarzenie Brüno jest filmem nowatorskim pod jednym tylko względem – odsuwa tabliczkę z napisem "zbyt obrzydliwe/wulgarne jak na mainstreamowe kino" dalej niż kiedykolwiek dotychczas. Dyndające męskie genitalia to tylko przedsmak ciągu atrakcji, które powinny wykurzyć z kina co bardziej wrażliwych widzów. Skoro pierwsze ostrzeżenia mamy już za sobą (nie zabieraj na ten film dziewczyny na pierwszą randkę!), spójrzmy na Brüno chłodnym wzrokiem. Jest to bardzo proste widowisko, następny krok w rozwoju telewizyjnych show z podkładanym śmiechem z offu, w których autorzy wygłupiają się na ulicach, a ukryte kamery rejestrują reakcje zdziwionych przechodniów. Sacha Baron Cohen przyjmuje postać austriackiego geja, samozwańczego celebryty, który wyrusza do USA, aby uzyskać należny sobie status. Sam główny bohater, choć jest szyderczą parodią homoseksualistów, służy jedynie jako katalizator dla akcji. Cohen chce ukazać ludzi ośmieszających się w kontakcie z przybyszem. Czy mu się to udaje? Na pewno mniej niż w jego poprzednim filmie, Boracie. Nie jest zbyt wiarygodny, spotyka się jedynie z kilkoma nieznaczącymi osobami, a jego ofiary są raczej zażenowane i zdenerwowane, niż ośmieszone. Choć niektóre sceny to prawdziwe perełki (rodzice zgadzający się na udział swoich kilkuletnich pociech w roli faszystowskich oprawców czy odsysanie tłuszczu w celu zrzucenia połowy wagi), to generalnie śmiejemy się bardziej z jarmarcznej kreacji Cohena, niż z bohaterów tła. Brüno to film niezwykle obrzydliwy, miejscami autentycznie zabawny, osiągający jednak w mojej opinii zamierzony cel w mniejszym stopniu niż Borata. Na własną odpowiedzialność. [rincewind bpm]


Harry Potter i Książę Półkrwi
2009-07-24

+

Przyznaję, że jak nie lubię szóstego tomu przygód Harry'ego Pottera, tak Książę Półkrwi jest filmem naprawdę niezłym. Z minusów - było za dużo wątków romantycznych, wyglądających jak ściągnięte z telenoweli brazylijskich, za dużo gadaniny i zbyt wiele patetycznych słów. Na plus zaś cała reszta. Od efektów poczynając, gdyż już po pierwszej scenie - ze znanym ze zwiastuna bujającym się Millennium Bridge, wiedziałam, że będzie mi się podobało. Efektownie wypadła też dodana przez twórców filmu scena z podpaleniem Nory - wielki krąg ognia i Bellatrix Lestrange w pełnej kreacji zła, prezentacja sklepu Freda i George'a oraz walka Malfoya i Pottera w męskiej toalecie. Nie zawodzi - jak zawsze zresztą - muzyka, powrócił znany z piątki niezwykle optymistyczny motyw Fireworks. Aktorsko - jest dobrze, a nawet lepiej. Radcliffe co prawda nadal nie gra, a jedynie występuje, ale reszta skutecznie skupia uwagę widza. Najlepiej wypadają oczywiście uznane nazwiska - obdarzony niesamowitym głosem i magnetyzującą osobowością Alan Rickman, demoniczna Helena Bonham-Carter czy uroczo tchórzliwy Jim Broadbent. Młodzież starała się dotrzymać im kroku. Hermiona jest rozdarta emocjonalnie, gdyż jej uczucia zostały zranione przez Rona, ale nadal przyjacielska (Emma Watson wypada całkiem nieźle, tylko jest jej mało), najwięcej ekranowego czasu dostała chyba Bonnie Wright grająca Ginny - romantyczne fragmenty jej relacji z kolejnymi chłopakami, w tym z Harrym, odwaga w stawieniu czoła śmierciożercom wypadły dość wiarygodnie. Dobra, choć niezwykle irytująca (ale taka jej rola) jest Jessie Cave (Lavender Brown), zaś najciekawiej wypada Evanna Lynch - jej Luna jest jak zwykle niesamowita, odrealniona, wyalienowana. Męska część obsady, prócz Radcliffe'a, wypada mocno zadowalająco. Bardzo ciekawie zagrał Tom Felton jako Draco Malfoy - jest jednocześnie zagubiony i zdecydowany, pewny siebie i przerażony. James i Oliver Phelps jako bliźniaki Weasley są jak zawsze rewelacyjni, ale jest ich stanowczo za mało. Najlepszy jest Rupert Grint jako Ron, chociaż zapamiętuje się go głównie ze sceny, kiedy jest odurzony eliksirem miłosnym... Największym plusem jest humor - film jest zabawny, pełen humoru tak sytuacyjnego, jak i słownego. Ciekawi mnie, jakie będą obie części siódemki - na razie obstawiam, że pierwsza będzie kiepska, ale - po tym, co widziałam w szóstce - jestem niemal zupełnie pewna, że druga odsłona Insygniów Śmierci będzie rewelacyjna.[Marigold]

+/-

Ewidentnie przegadany, zbyt długi, wyściełany melodramatyczną manierą, cukierkowy, przewidywalny, ale - o zgrozo - naprawdę przyzwoity. Najnowsza odsłona sagi nie jest w żadnym stopniu wywrotową iluminacją i trudno szukać w niej sekwencji, które chwiałyby posadami umysłów przyzwyczajonych, że Harry Potter to ciągle nieco posmutniały młodzieniec z ładną buzią, a jego dziejowa misja zbliża się ku ostatecznej bitwie z siłami ciemności. Z drugiej jednak strony, udało mu się zmierzyć z komediową konwencją, która kieruje uwagę na uczuciowe zmagania grupy nastolatków, pokazać majstersztyk realizacyjny, kilka spektakularnych landszaftów i nie zanudzić niżej podpisanej, mimo, że film trwa dwie i pół godzin. Komediowy rysunek zderzony następnie z mrocznym finałem (choć nie tak mrocznym jak można oczekiwać) daje głównie nadzieję na ciekawe zakończenie opowieści w kolejnej części. To libretto brzmi jak opera Verdiego. Na Wagnera i jego apokaliptyczne kanonady przyjdzie zaczekać.[Arion]


Epoka lodowcowa 3: Era dinozaurów
2009-07-01

+

Nigdy nie byłem fanem Epoki Lodowcowej. Dla mnie istniał tylko Scrat. Jeśli czekałem na trzecią część, to tylko dla niego. Wystraszyłem się trochę dodania postaci Scratte - wyglądało to na pójście na skróty. Choć You'll never find... Lou Rawlsa ukoiło moje wątpliwości. Ostatecznie seans w kinie przerósł moje oczekiwania. Wiewióra jest dużo, a jego uroczej partnerki nie dodano na siłę, wszystkie scenki z ich udziałem są kapitalne. Reszta filmu jest niezła, ze świetnymi momentami. Więc ogólnie - bardzo na plus. Jeśli do tego damy fajne i wyważone 3D, bez wciskania przedmiotów w oczy widza i innych tanich popisówek, to seans jest wart swojej ceny. [Craven]



+/-

Kocham pierwszą część Epoki lodowcowej – to moja najulubieńsza animacja. Wracam do niej co jakiś czas i zachwycam się po raz kolejny i kolejny. Część druga podobała mi się nieco mniej, ale ze względu na sentyment do jedynki podeszłam do niej z sympatią. Moje oczekiwania względem Ery dinozaurów były więc dość duże. I cóż? Zawiodłam się strasznie. Film to właściwie dziewięćdziesiąt sześć minut gagów. Najczęściej rozbawiały one jednak dziecięcą publiczność… Owszem, jest kilka bardzo fajnych scen, ale ogólnie z ekranu wieje nudą. Epoka lodowcowa 3 bardzo powoli się rozkręca, właściwie zawiązanie akcji to mniej więcej połowa całego ekranowego czasu. Zawiodła fabuła – pomijając nierealność połączenia mamutów z dinozaurami, to najgorszy szwarccharakter, na którego czekamy przez pół filmu, okazuje się średnio groźnym dinozaurem, blisko spokrewnionym z krokodylami… Animacja jak zwykle świetna, widać, że na swoje pensje zarobili spece od animowania futra. Urocza końcówka. Polecam miłośnikom poprzednich części i rodzicom małych dzieci, którzy chcą zabrać do kina swoje pociechy – powinno im się podobać, pozostali mogą z powodzeniem włączyć jedynkę.[Marigold]


La Libertad
-
2009-07-03

Film, który na polskich ekranach po raz pierwszy pojawił się na festiwalu Era Nowe Horyzonty, ale do kina wchodzi dopiero teraz. Przyznaję, że dziwi mnie niezmiernie fakt, iż ktoś kupił prawa do niego. Z Wrocławia wróciłam z wrażeniem, że to jeden z najgorszych (spośród pięćdziesięciu) filmów, jakie tam obejrzałam. Nuda, nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Obserwujemy dzień z życia drwala, który wstaje, idzie do lasu, ścina drzewa (przysnęłam na może pięć minut i po tym czasie nadal szalał z maczetą w lesie…), udaje się do miasta, sprzedaje drewno, pije colę, dzwoni do rodziny, łapie pancernika, zabija pancernika, zjada pancernika, wydala pancernika i idzie spać. I to by było na tyle. Polecić mogę tylko wybitnie zdeterminowanym wielbicielom kina kontemplacyjnego, którym żadne drzewa niegroźne! [Marigold]
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Harry Potter and The Cursed Child
Harry Potter is back!
- recenzja
Harry Potter and the Cursed Child
Teatralna magia
- recenzja
Kraina lodu
Ulepimy dziś bałwana?
- recenzja

Komentarze


~Wizzzard

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
"pomijając nierealność połączenia mamutów z dinozaurami"
To jest kreskówka, a nie David Attenborough ;)
08-07-2009 08:51
Deckard
   
Ocena:
-2
La Libertad --> O, sequel Dróżnika zrobili.

Marigold, może zarzuć kino na rzecz seriali, skoro niemal każdy tytuł Cię denerwuje?
08-07-2009 18:55
malakh
   
Ocena:
+2
A ostatnio marudzili, że wszystko polecamy...
Yh...
08-07-2009 21:50
Marigold
   
Ocena:
+1
@Deckard - Dróżnik to jest dobry film, La Libertad nie, z filmów kontemplacyjnych mogliby już raczej kupić Vital.

@malakh - nie dogodzisz ;)
09-07-2009 04:20
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Nie moge sie zgodzic co do Epoki Lodowcowej- jak dla mnie najfajniejsza z wszystkich 3 czesci, aczkolwiek moze to wynikac z faktu ze nigdy wielkim fanem Epoki nie bylem :) Ale akcja fajna, niescislosci chronologiczne mi nie przeszkadzaly i bawic mozna sie dobrze nawet jak sie nie jest pociecha :P
09-07-2009 10:34
Deckard
   
Ocena:
0
Nie dogodzicie, ponieważ z każą recenzją/polecanką widać, jak usilnie próbujecie wycisnąć z filmów stricte rozrywkowych coś, czego tam nie ma - złożoną fabułę, zaskakujące zwroty akcji, solidny background postaci... Wszystkie te elementy znajdują się właśnie w niektórych serialach (zwłaszcza Showtime i HBO).

P.S. Poproszę jeszcze 50 minusów, 7 trollmarków na wynos i ban do stolika numer 13 ;)
09-07-2009 16:43
Marigold
   
Ocena:
+1
ja bardzo lubię filmy stricte rozrywkowe, czemu niejeden raz dawałam wyraz..., natomiast jeśli film mi się nie podoba i mnie nudzi, to znaczy, że mi się nie podoba i nie ma znaczenia, czy to film rozrywkowy, czy kontemplacyjny.
09-07-2009 19:46
~maryla

Użytkownik niezarejestrowany
    harry poter
Ocena:
0
Obejrzałam Harrego wczoraj. Pół filmu przespałam (dosłownie).

Dużo gadaniny, zakręcona fabuła. Byłam z osobą, która czytała książkę i jej się podobało.

Dla tych, co nie czytali - nie polecam.
26-07-2009 10:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.