» Blog » Pogrzeb, którego nikt się nie spodziewał
20-01-2008 19:20

Pogrzeb, którego nikt się nie spodziewał

W działach: Gulietta z klanu Canalettich, klanarchia | Odsłony: 17

Macie oczywiście prawo nalegać na wyjaśnienia, co połączyło mnie i Kaito Chwytaka. Jeśli więź dwojga ludzi może być wyznaczona przez przeznaczenie, to zaiste mi się to przytrafiło i w swoim czasie wyjaśnię wam co i jak. Nie leży w moim interesie by kłamać, również wy nie zasługujecie na przemilczenia czy wymijające ogólniki. Obiecuję to wam, na krew moją i mojej rodziny.
Chcecie dowiedzieć się, co skrywałam przed ojcem i całym światem? O czym nigdy nie mówiłam, nawet z Kaito i jak rozpoczęła się nasza znajomość? Oczywiście wszystko opowiem.
Ale na to przyjdzie czas, bo to co dzieje się teraz, kładzie mroczny cień na życie moje i powodzenie wszystkich planów. To jest chwila, gdy z całych sił chciałabym być wśród swoich, obudzić się obok śpiącego Kaito i pomyśleć, że to tylko sen.

Teraz leżę w brudnej zlewni ścieków, pełnej cieni, wilgoci połyskującej na ścianach, czystym upudrowanym policzkiem przyciśnięta do zardzewiałej kraty podestu i przerażona patrzę na scenę pogrzebu rozgrywającego się poniżej.
Bo na szczęście plugawcy nie wiedzą o naszej obecności.

Widzę brudny ołtarz stojący w centrum sali poniżej, blade błyski wody płynącej kanałami wokół pomieszczenia nie rozpraszają półmroku. Może to i lepiej, bo zobaczyłabym w pełnej krasie plugawość i brzydotę potworów, groteskowych karykatur ludzkich, które zebrały się tutaj, by...
- Moi drodzy – rozległ się skrzekliwy głos pokurcza stojącego przy ołtarzu – zebraliśmy się tutaj, by dopełnić ceremonii pogrzebowej.
Mówił niewyraźnie i bełkotliwie, dopiero po chwili okazało się, co było tego przyczyną, na jego sinozielony podbródek wypadł długi, rozdwojony jak u węża język, ociekający czarną śliną. Zatkałam sobie usta, by nie krzyknąć, wszak żałobnicy – cóż za karykaturalne określenie, by ich tak nazywać – nie wiedzieli o obecności nieproszonych gości ukrytych piętro wyżej, na metalowym balkonie tuż nad ich głowami. Mojego ramienia dotknęła noga Szpili, leżącego jak nieruchoma plama cienia. Uspokoiłam się, wiedząc, że on i Claudia są tuż obok.
- Ceremonia ta ku czci naszego pana jest, bo to do niego przychodzą ci, którzy opuszczają swoją rodzinę – jak zaczarowana obserwowałam wężojęzykowego plugawca przemawiającego przed gromadką pokracznych, nieforemnych stworów kołyszących się w rytm słów.
Komo, Pani Złych Wizji, modliłam się bezgłośnie, proszę, niech t się skończy, żebyśmy mogli pójść i nie słuchać tych plugawych słów. Jak to, odezwał się w mojej głosie głos tej Gulietty, która zawsze prowokuje mnie do śmiałych posunięć i odważnych planów, sama chciałaś przyjść na teren dzikoklanytów, pomyszkować na ich cmentarzysku i uciec w świetle dnia. Czyż nie?
Tak, musiała przyznać ta Gulietta, która zawsze chce coś dostać, chociaż nie lubi płacić, ale na pewno nie chciałam spotkać tu żadnych plugawych stworów, nie chciałam narażać życia Szpili ani Claudii, która nie omieszka mi tego wypomnieć.
- Dziś będziemy pić i tańczyć na waszych grobach, nasi bracia – zawodził groteskowy kapłan – aż wrócicie do nas pobłogosławieni mocą naszego pana!

Spójrzcie raz jeszcze: brudna hala, poznaczona czarnymi kanałami, z wirującą na zakrętach wodą, z małymi zakratowanymi okienkami, przez które wpadają cieniutkie promienie wieczornego światła, z ciemnym podestem pod sufitem. Jest nas troje, troje Hanzytów. Moje imię Gulietta z klanu Canalettich, w tej chwili zdaję sobie sprawę, że poszłam o krok za daleko w poszukiwaniu informacji, mój kuzyn Szpila, znany z prostoty osądów i tego, ze nie opuści mnie nawet jeśli pójdę do piekła i z powrotem, oraz jeden z naszych czasowych sojuszników – lub wrogów – zależnie od okazji, których mieliśmy niemało, piękna wiedźmiarka Claudia z rodziny Borgiów. W mroku błyszczą jej oczy, pewnie tak jak i ja, nie może się powstrzymać od patrzenia na plugawą ceremonię, rozgrywającą się pod nami.
Bo plugawcy o nas nie wiedzą. Jeszcze nie.

Bo w tej chwili zaczynają zawodzić, niczym płaczki na hanzyckim pogrzebie. Ale ani ich zawodzenie, ani słowa celebrmistrza nie mają w sobie prawdziwego znaczenia. To parodia, groteskowa ceremonia nie mająca w sobie krzty autentyczności.
Wtem paskudny mistrz ceremonii wyciąga kostropatą, szponiastą rękę i wskazuje trzy z postaci kiwające się przy kanale.
- Wy – skrzeczy – to wy oddacie swą krew. Dziś pogrzeb trojga. Troje odejdzie, bo do nas powrócić.
W ułamku sekundy pozostali rzucają się na nich, rozciągają na brudnej podłodze i rozrywają na strzępy. Nad skotłowaną masą drgających ciał wznosi się chuda postać celebrmistrza, podnosi szponiaste łapy i zawodzi.
- Dziś płaczemy za wami, nasi przyjaciele – jęczy – pijemy waszą krew, płaczemy i mamy nadzieję, że powrócicie i złączycie się z nami w wiecznym życiu z naszym panem.
Tłum podnosi się, z ręki do ręki, od ust do ust, podawane są szczątki tych, którzy zostali bestialsko rozerwani. Kosteczka obok kosteczki, stopa obok dłoni i czaszka przy mokrym kawałku mięśni zostały ułożone na stole przed wężojezykim stworem.
Ten zaś rzekł:
- Cieszmy się, oto ceremonia, która cieszy pana. Wierzymy, że nasi bracia zawrócą z drogi ślepoty i przyjdą do nas. Czekamy na was! Dziś wasz pogrzeb, droga Claudio z rodu Borgiów.
Ciemny szpon objął czaszkę i uniósł ją do góry.
- I twój, Szpilo z rodziny Canalettich...
Zduszony pisk, ledwo słyszalny, dobiegł mnie od strony mojego kuzyna. I wiedziałam, co usłyszę zanim padły słowa. Bo to był nasz pogrzeb. Nasza ceremonia. Plugawi wyznawcy ciemności poznali nasze imiona. Poznali nas i zawołali do siebie. I oto, jak w złej bajce, czy powiastce ku nauce, by nie merdać kijem w zbyt mętnej wodzie..
- ... i twój, nasza ukochana Gulietto z rodu Canalettich. Wierzymy, że jesteście z nami. I umarliście, by wieść życie wieczne razem z nami.

Mdłe promienie światła z zakratowanych okienek padały na tłum skaczący podczas groteskowej stypy, płaczki zawodziły a jeden z pokurczów grał na świstawce. Skakali w szale, w niezrozumiałym lecz strasznym rytmie, skakali w takt bicia naszych serc. ...twojego serca, ukochana Gulietto...
Mojego, Szpili i Claudi.

Bo to był nasz pogrzeb. Szczątki nas symbolizujące leżały w równym rządku na stole ofiarnym, nasza krew lśniła na zębach pogrążonych w transie dzikoklanytów i nasze serca pożerał ich pan.
Bo to był nasz pogrzeb. A my w nim uczestniczyliśmy.
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

LiAiL
   
Ocena:
0
Ohh, chwycił mnie ten klimatyczny short, prosto i bezdusznie za serce. Zakochałem się w koncepcie.
23-01-2008 15:01
Furiath
    heh!
Ocena:
0
Jaki Short? :> To cześć naszej sesji, w Klanarchii "smaczki poza grą" sie PDekuje, Senmara jest po prostu łasa na Doświadczenie :D!
29-01-2008 15:04
LiAiL
   
Ocena:
0
Omój... To jest kawałek sesji? No-no, coraz bardziej ja jestem łasy z kolei żeby w Klanarchię zagrać...
29-01-2008 19:57
senmara
    Sesja sesją,
Ocena:
0
ale ja byłam współautorką w snuciu opowieści ;P

No i na pewno opisałam to ładniej, niż MG w tym swoim zagryzmolonym zeszycie.
30-01-2008 14:34
Furiath
    MG
Ocena:
0
w zeszycie nie opisuje sesji, tylko wymienia w punktach nazwy lokacji. ;)
30-01-2008 14:37
LiAiL
   
Ocena:
0
;)
30-01-2008 16:57

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.