10-12-2011 18:50
Pogadajmy o Wolsungu
Odsłony: 6
Cześć. Rince bpm z tej strony. Miło znowu tu pisać.
Wolsung to świetny system, nieprawdaż? Z jednej strony pozwala na wiele (akcja, kryminał, przygoda, horror, melodramat), z drugiej strony ma swój unikalny feel. Z czego on wynika? Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale dla mnie główną zaletą Wolsunga jest nieco paradoksalne połączenie parodii i powagi. Tak, wiem, że schematy popularnego kina są powtarzalne, ograne, że mają się nijak do „prawdziwego życia”, że współcześnie trudno traktować je inaczej, niż jako obiekt żartów… A jednocześnie są awesome. Moim celem jako twórcy materiałów do Wolsunga jest wywołanie śmiechu przechodzącego w uśmiech i uśmiechu przechodzącego w śmiech – pod tym względem moja interpretacja systemu idzie w ślady twórczości Quentina Tarantino (minus przemoc).
Parowe protezy, huśtanie się na żyrandolu, uwodzenie seksownych dam i gentlemanów, starożytne skarby, przewrócone stragany z owocami, przerażające bestie – to tylko łatwe do wymiany dekoracje. W Wolsungu znajdziecie wiele zestawów: steam-punkowy Londyn, tajemniczy Orient, Dziki Zachód, zimne północne morza, gorącą Sycylię. Choć są wspaniałe i różnorodne, łączy je jedno – owo cudownie dwuznaczne podejście do popkulturowych klisz. Nie mówię, że RPG nie mają nic więcej do zaoferowania – jeżeli dostanę kiedyś w spadku kilka ton wolnego czasu chętnie wrócę do taktycznego Dungeons and Dragons, przerażającego Zewu Cthulhu czy poważnego A Penny For My Thoughts (no dobra, ten ostatni system jest tak świetny, że próbuję w niego grywać mimo braku czasu). Jeżeli jednak przemawia do Was wizja, którą roztaczam od dwóch akapitów – polecam Wolsunga.
Od pewnego czasu prowadzę serwis z oficjalnymi materiałami do systemu, noszący wdzięczną nazwę Wolsungeria. I choć normalnie jestem raczej skromnym gościem, to muszę przyznać, że publikujemy świetne materiały. Z pełnym przekonaniem stwierdzam, że jeżeli napisałem w życiu coś wartościowego, to byłby to jeden z polterowych artykułów oraz właśnie scenariusze z Wolsungerii. Nie mówię, że te opublikowane swego czasu na polterze są słabe, wręcz przeciwnie, polecam je w dalszym ciągu. Jednakże nie ma się co oszukiwać: trening czyni mistrza, a pisanie trzech tekstów na miesiąc to rzeczywiście uczciwy trening.
Nie piszę jednak dla siebie, ale dla Was. Z tego właśnie powodu rozpoczynam tego bloga – chcę, by jak najwięcej ludzi zapoznało się z naszymi materiałami. Chcę, byście także próbowali swoich sił i nadsyłali nam swoje teksty. Chcę też przekazać wam w luźniejszej formie moje przemyślenia na temat systemu, także w formie „reżyserskich komentarzy” do publikowanych tekstów: myślę, że mogą być pomocne podczas gry i pisania własnych materiałów. Zacznę właśnie od tego ostatniego, przypominając niektóre spośród opublikowanych prac.
Do przeczytania – tutaj i na Wolsungeria.pl!
Wolsung to świetny system, nieprawdaż? Z jednej strony pozwala na wiele (akcja, kryminał, przygoda, horror, melodramat), z drugiej strony ma swój unikalny feel. Z czego on wynika? Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale dla mnie główną zaletą Wolsunga jest nieco paradoksalne połączenie parodii i powagi. Tak, wiem, że schematy popularnego kina są powtarzalne, ograne, że mają się nijak do „prawdziwego życia”, że współcześnie trudno traktować je inaczej, niż jako obiekt żartów… A jednocześnie są awesome. Moim celem jako twórcy materiałów do Wolsunga jest wywołanie śmiechu przechodzącego w uśmiech i uśmiechu przechodzącego w śmiech – pod tym względem moja interpretacja systemu idzie w ślady twórczości Quentina Tarantino (minus przemoc).
Parowe protezy, huśtanie się na żyrandolu, uwodzenie seksownych dam i gentlemanów, starożytne skarby, przewrócone stragany z owocami, przerażające bestie – to tylko łatwe do wymiany dekoracje. W Wolsungu znajdziecie wiele zestawów: steam-punkowy Londyn, tajemniczy Orient, Dziki Zachód, zimne północne morza, gorącą Sycylię. Choć są wspaniałe i różnorodne, łączy je jedno – owo cudownie dwuznaczne podejście do popkulturowych klisz. Nie mówię, że RPG nie mają nic więcej do zaoferowania – jeżeli dostanę kiedyś w spadku kilka ton wolnego czasu chętnie wrócę do taktycznego Dungeons and Dragons, przerażającego Zewu Cthulhu czy poważnego A Penny For My Thoughts (no dobra, ten ostatni system jest tak świetny, że próbuję w niego grywać mimo braku czasu). Jeżeli jednak przemawia do Was wizja, którą roztaczam od dwóch akapitów – polecam Wolsunga.
Od pewnego czasu prowadzę serwis z oficjalnymi materiałami do systemu, noszący wdzięczną nazwę Wolsungeria. I choć normalnie jestem raczej skromnym gościem, to muszę przyznać, że publikujemy świetne materiały. Z pełnym przekonaniem stwierdzam, że jeżeli napisałem w życiu coś wartościowego, to byłby to jeden z polterowych artykułów oraz właśnie scenariusze z Wolsungerii. Nie mówię, że te opublikowane swego czasu na polterze są słabe, wręcz przeciwnie, polecam je w dalszym ciągu. Jednakże nie ma się co oszukiwać: trening czyni mistrza, a pisanie trzech tekstów na miesiąc to rzeczywiście uczciwy trening.
Nie piszę jednak dla siebie, ale dla Was. Z tego właśnie powodu rozpoczynam tego bloga – chcę, by jak najwięcej ludzi zapoznało się z naszymi materiałami. Chcę, byście także próbowali swoich sił i nadsyłali nam swoje teksty. Chcę też przekazać wam w luźniejszej formie moje przemyślenia na temat systemu, także w formie „reżyserskich komentarzy” do publikowanych tekstów: myślę, że mogą być pomocne podczas gry i pisania własnych materiałów. Zacznę właśnie od tego ostatniego, przypominając niektóre spośród opublikowanych prac.
Do przeczytania – tutaj i na Wolsungeria.pl!
12
Notka polecana przez: akito, Cooperator Veritatis, Garnek, Jade Elenne, Marigold, Mayhnavea, Planetourist, Repek, Wędrowycz, Wiron, Xolotl, Zsu-Et-Am
Poleć innym tę notkę