02-06-2009 22:13
Podstawy świata - czyli maczanie palca we fluffie
W działach: RPG | Odsłony: 11
Ostatnio brałem udział w sesji, która miała być( jak dowiedziałem się przez telefon od MG) sesją Warhammera. Po przybyciu entuzjastycznie zabrałem się do przedstawiania swojej postaci. Pierwsze co mnie mile zaskoczyło, to fakt, że Mistrz ten podkreślił fakt, że niektóre bretońskie domy pospólstwa są budowane z czerwonej cegły. "Miło że przygotował się do prowadzenia przygody w Bretonii" - pomyślałem. Wiadomym jest, że szlachta nie pozwala chłopom na budowanie z kamienia, stąd cegły.
Potem jednak zaczęły się schody...
Mistrz Gry nie potrafił określić w jakim księstwie rozgrywa się przygoda. Pal licho - mogli tego przecież nie wiedzieć sami bohaterowie. Zdziwiłem się jednak, gdy okazało się, że w tym bretońskim księstwie nie panuje feudalizm! Jest to bowiem zbiór samowystarczalnych kolektywów rządzonych przez senat, który nienawidzi szlachty!! Sesja jednak, zapowiadała się na ciekawą, więc postanowiłem nie zwracać na to uwagi, choć nie będę kłamał, że strasznie mnie to rozdrażniło, gdyż jestem oddanym fanem tego fikcyjnego państwa. Ostatecznie rozwaliło mnie to, że w stolicy tego księstwa stoi wielka Świątynia Sigmara, zaś całe miasto urządzone jest w 'renesansowym' stylu mieszającym się z Barokiem.
Nie wytrzymałem - co stało się powodem do przerwania sesji, burzliwej dyskusji w kuchni podczas której się zapaliłem(dosłownie...)oraz napisania tego bloga. Tyle słowem wstępu - teraz do meritum.
Spotykając się z podobnymi sytuacjami, zacząłem się zastanawiać jaką rolę pełni podręcznikowy background w sesjach. Prowadzący wspomnianą sesję MG uznał, że "Warhammer to tylko baza". Problem w tym, że w wielu systemach RPG(podobnych i nie do Młotka) baza ta ma kilkutysięczną historię, rozbudowaną geografię, politykę i każdą inną dziedzinę życia zawartą na kilkuset stronach masy podręczników i suplementów. Czy jest to więc ok, gdy mistrz gry bierze to wszystko w garść i miesza jak mu się podoba? Nie sądzę. Problem jest w tym, że jeżeli słyszę, że ma być sesja np. Wampira spodziewam się, że będziemy skradali się w ciemnych budynkach, załatwiając "wampirze" interesy, a nie latać za statkami kosmicznymi w pełnym słońcu.
Zasada "nieograniczonej wyobraźni" jest podstawą systemów typu role-play, lecz jeżeli nie jest zawarta w jakichkolwiek ramach czy konwencjach, zaciera się lub kompletnie znika granica pomiędzy każdym systemem z osobna. Z Monastyra będącego typowym dark fantasy, można zrobić DnD, które reprezentuje heroic fantasy. MG jest istotą, która swą mocą przewyższa graczy, lecz(!) nawet on ograniczony jest pewnymi zasadami. Ma przede wszystkim zapewnić dobrą zabawę wszystkim graczom i prowadzić sesję danego systemu. Nie musi to być nic z podręcznika - wystarczy powiedzieć, że jest to "system własny" lub "własny pomysł". Rozumiem, że każdy ma jakiś punkt widzenia, ale wmawianie, że całe księstwo nie słyszało o Orkach lub Zwierzoludziach, jest tak samo podejrzane, jak wielka Barokowa(!) Świątynia Sigmara. Pytanie - czy ja nadal gram w Warhammera? MG sądzi, że tak - ja mam odmienne zdanie na ten temat.
Wiem, że zapewne jest to temat-rzeka i każdy ma swoje zdanie. Moje jest takie - po co grać w dany system, jeżeli można robić z nim i z pracą ludzi, którzy nad nim pracowali wszystko co się chce. Nikt nie wmawia w podręczniku Mistrzowi Gry, że "Middenheim nie da się zdobyć", ale za to wyraźnie podkreśla się, że miasto te leży na górze Urlyka, a nie na czubku buta Khorna lub jakimkolwiek innym absurdzie...Moja konkluzja jest taka. Świat gry jest jak kulka plasteliny - ma określany kolor, kształt i pewne fizyczne granice. Jeżeli zaś ktoś dokłada inne kawałki plasteliny i miesza je tak bardzo z obecnym, że ten w żaden sposób nie przypomina dawnego - niech wyciągnie sobie nową plastelinę z pudełka "wymyśliłem sam" a nie kala swoimi brudnymi łapami dobre, stare systemy.
Oto rzekłem.
Potem jednak zaczęły się schody...
Mistrz Gry nie potrafił określić w jakim księstwie rozgrywa się przygoda. Pal licho - mogli tego przecież nie wiedzieć sami bohaterowie. Zdziwiłem się jednak, gdy okazało się, że w tym bretońskim księstwie nie panuje feudalizm! Jest to bowiem zbiór samowystarczalnych kolektywów rządzonych przez senat, który nienawidzi szlachty!! Sesja jednak, zapowiadała się na ciekawą, więc postanowiłem nie zwracać na to uwagi, choć nie będę kłamał, że strasznie mnie to rozdrażniło, gdyż jestem oddanym fanem tego fikcyjnego państwa. Ostatecznie rozwaliło mnie to, że w stolicy tego księstwa stoi wielka Świątynia Sigmara, zaś całe miasto urządzone jest w 'renesansowym' stylu mieszającym się z Barokiem.
Nie wytrzymałem - co stało się powodem do przerwania sesji, burzliwej dyskusji w kuchni podczas której się zapaliłem(dosłownie...)oraz napisania tego bloga. Tyle słowem wstępu - teraz do meritum.
Spotykając się z podobnymi sytuacjami, zacząłem się zastanawiać jaką rolę pełni podręcznikowy background w sesjach. Prowadzący wspomnianą sesję MG uznał, że "Warhammer to tylko baza". Problem w tym, że w wielu systemach RPG(podobnych i nie do Młotka) baza ta ma kilkutysięczną historię, rozbudowaną geografię, politykę i każdą inną dziedzinę życia zawartą na kilkuset stronach masy podręczników i suplementów. Czy jest to więc ok, gdy mistrz gry bierze to wszystko w garść i miesza jak mu się podoba? Nie sądzę. Problem jest w tym, że jeżeli słyszę, że ma być sesja np. Wampira spodziewam się, że będziemy skradali się w ciemnych budynkach, załatwiając "wampirze" interesy, a nie latać za statkami kosmicznymi w pełnym słońcu.
Zasada "nieograniczonej wyobraźni" jest podstawą systemów typu role-play, lecz jeżeli nie jest zawarta w jakichkolwiek ramach czy konwencjach, zaciera się lub kompletnie znika granica pomiędzy każdym systemem z osobna. Z Monastyra będącego typowym dark fantasy, można zrobić DnD, które reprezentuje heroic fantasy. MG jest istotą, która swą mocą przewyższa graczy, lecz(!) nawet on ograniczony jest pewnymi zasadami. Ma przede wszystkim zapewnić dobrą zabawę wszystkim graczom i prowadzić sesję danego systemu. Nie musi to być nic z podręcznika - wystarczy powiedzieć, że jest to "system własny" lub "własny pomysł". Rozumiem, że każdy ma jakiś punkt widzenia, ale wmawianie, że całe księstwo nie słyszało o Orkach lub Zwierzoludziach, jest tak samo podejrzane, jak wielka Barokowa(!) Świątynia Sigmara. Pytanie - czy ja nadal gram w Warhammera? MG sądzi, że tak - ja mam odmienne zdanie na ten temat.
Wiem, że zapewne jest to temat-rzeka i każdy ma swoje zdanie. Moje jest takie - po co grać w dany system, jeżeli można robić z nim i z pracą ludzi, którzy nad nim pracowali wszystko co się chce. Nikt nie wmawia w podręczniku Mistrzowi Gry, że "Middenheim nie da się zdobyć", ale za to wyraźnie podkreśla się, że miasto te leży na górze Urlyka, a nie na czubku buta Khorna lub jakimkolwiek innym absurdzie...Moja konkluzja jest taka. Świat gry jest jak kulka plasteliny - ma określany kolor, kształt i pewne fizyczne granice. Jeżeli zaś ktoś dokłada inne kawałki plasteliny i miesza je tak bardzo z obecnym, że ten w żaden sposób nie przypomina dawnego - niech wyciągnie sobie nową plastelinę z pudełka "wymyśliłem sam" a nie kala swoimi brudnymi łapami dobre, stare systemy.
Oto rzekłem.