Po zmierzchu - recenzja

Autor: Blanche

Po zmierzchu - recenzja
Jeszcze niedawno Murakami był u nas modny. Wprawdzie ostatecznie musiał ustąpić pola Stephenie Meyer, jednak we wszystkich księgarniach, które odwiedzam jego twórczość okupuje te bardziej widoczne półki, toteż wnioskuję, że popularność pisarza trzyma się na stałym, dobrym poziomie. Prawdę mówiąc, nie rozumiem dlaczego – szczególnie teraz kiedy mam za sobą lekturę Po zmierzchu.

Ostatnie wydane w Polsce dzieło Japończyka to raczej mikropowieść niż powieść w pełnym tego słowa znaczeniu. Murakami zabiera czytelnika na wycieczkę po Tokio, o tyle niezwykłą, że trwa ona tylko jedną noc. W całodobowej restauracji poznajemy Mari, studentkę z zamożnej rodziny, która znalazła się w dość niecodziennej sytuacji − zmęczona panującą w domu atmosferą, zdecydowała się spędzić noc w mieście, aby trochę odpocząć, czytając książkę. Wkrótce dołączył do niej Takahashi, młody muzyk; on i Mari dotychczas znali się tylko przelotnie, jednak tej nocy ich losy splotą się silniej niż kiedykolwiek wcześniej. Razem z nimi czytelnik odwiedza nocne bary i love hotel oraz przemierza ciemne, nie do końca bezpieczne tokijskie uliczki. Akcja koncentruje się wokół głównych bohaterów – pozostałe pojawiające się na kartach książki osoby są tylko tłem dla ich poczynań, które, oczywiście, pomaga lepiej poznać protagonistów, zrozumieć ich odczucia i zachowania. Wątkom pobocznym poświęcono tak niewiele miejsca, że trudno traktować je inaczej niż tylko jako przerywnik, służący jedynie dodaniu całości odrobiny klimatu i dramatyzmu.

Pisarz prowadzi narrację w czasie teraźniejszym, a jego pełen szczegółów, chłodny styl przywodzi na myśl reportaż. Dzięki temu nie tylko przekazuje czytelnikowi dokładny obraz wszystkiego, z czym stykają się Mari i Takahashi, lecz przede wszystkim tworzy pełen niesamowitości i tajemniczości nastrój.

Mogłoby się wydawać, że w mieście takim jak Tokio nawet jedna noc to wystarczająco długi okres, aby czytelnik był świadkiem naprawdę wielu porywających zdarzeń. Mimo to muszę zaznaczyć, że słów takich jak ''losy'' czy ''akcja'' trochę niezręcznie jest używać w odniesieniu do tej książki. Po zmierzchu właściwie nie ma fabuły – owszem, coś się dzieje, jednak Murakami nie opowiada jakiejś konkretnej historii, tylko opisuje pewną rzeczywistość, zamiast spójnej intrygi czy akcji, serwując czytelnikowi coś na kształt skryptu scenariusza filmowego. Całość składa się z powiązanych ze sobą scen, z których każda kolejna rozpoczyna się grafiką przedstawiającą zegar, dzięki czemu wystarczy tylko rzut oka, aby przekonać się, jak daleko jeszcze do świtu – powieść przesycona jest nastrojem oczekiwania na wschód słońca, momentem, który przetworzy nocną, tajemniczą rzeczywistość w jej znany, bezpieczny, dzienny odpowiednik. Być może nie rozwiąże to automatycznie wszystkich problemów, jednak z pewnością sprawi, że staną się one mniej przytłaczające.

Powieść zawiera wszystkie cechy charakterystyczne dla twórczości Japończyka – niezwykłą atmosferę, prosty, niewymuszony styl, elementy realizmu magicznego wplecione swobodnie w tok opowieści oraz, rzecz jasna, muzykę. Podobnie jak w pozostałych utworach Murakamiego melomani z łatwością znajdą tu coś dla siebie. Niestety, połączenie wymienionych składników to zbyt mało, aby stworzyć naprawdę interesującą książkę – nie można powiedzieć, aby Po zmierzchu było nudne, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że książce czegoś brakuje: prawdziwej akcji, silniej zarysowanego motywu przewodniego, czegokolwiek co mogłoby przykuć uwagę czytelnika. Nadto, chociaż książka właściwie czyta się sama, jest to lektura dość bezrefleksyjna – nie pomaga nawet otwarte zakończenie, które zapewne miało zmusić czytelnika do pewnych rozważań. Krótko po odłożeniu powieści na półkę treść ulatuje z głowy.

Po zmierzchu to pozycja przeznaczona tylko dla najwierniejszych fanów pisarza, przy czym śmiem przypuszczać, że również oni mogą się nią rozczarować, bo zdecydowanie nie jest to Murakami najwyższych lotów. Pozostałym ewentualnym czytelnikom odradzam.