» Recenzje » Płonący most - John Flanagan

Płonący most - John Flanagan

Płonący most - John Flanagan
Ostatnio wydawnictwo Jaguar z wielką pompą zrzuciło na nasz rynek dwa pierwsze tomy cyklu Zwiadowcy autorstwa Johna Flanagana. Pierwsza część, Ruiny Gorlanu, zdecydowanie odrzuciła mnie zupełnym brakiem świeżości, przeraźliwie nudną fabułą i schematycznymi do bólu bohaterami, toteż niczego specjalnego nie spodziewałem się po kolejnej odsłonie cyklu – Płonącym moście. Jak się okazało, słusznie.

Nad Królestwem Araluen wciąż wisi widmo inwazji Morgatha i jego złowieszczych zastępów złożonych z wargali – humanoidalnych stworów jako żywo przypominających orków. Na szczęście w ręce Halta i Willa wpadają plany owej inwazji, tak więc królewskim wojskom nie pozostaje nic innego, jak dobrze przygotować się do bitwy, która ma raz na zawsze odsunąć niebezpieczeństwo ze strony Morgatha. Do tego potrzeba jednak dużych sił, toteż Will wraz z innym zwiadowcą Gilem i swoim przyjacielem ze szkoły rycerskiej zostaje wysłany w poselstwie do sąsiedniej Celtii. Tam bohaterowie zastają opustoszałe państwo, które padło ofiarą inwazji Wargalów. Teraz muszą się spieszyć, by ostrzec króla przed niebezpieczeństwem, okazuje się bowiem, że plan Morgatha był daleko bardziej przebiegły, niż ktokolwiek by podejrzewał.

Fabularnie drugi tom Zwiadowców stoi nieco wyżej od swego poprzednika. Zakończenie szkolenia Willa i wysłanie go na prawdziwą misję, od której zależą losy królestwa, wyszło książce zdecydowanie na zdrowie. Okazuje się, że Flanagan ma ciekawe pomysły i potrafi je wpleść w fabułę, tak że szybko zostałem wciągnięty w historię i w pewnym momencie autentycznie ciekawiło mnie, jak potoczy się akcja. Co prawda trudno uznać Płonący most za oryginalny, kiedy wszystkie zastosowane w nim elementy fabularne są tak sztampowe, ale miłośnicy ciekawych historii mogliby być kontenci. "Mogliby", gdyż niestety fabuła to jedyna rzecz, która poprawiła się w prozie tegoż autora.

Przede wszystkim dalej mierżą stereotypowi do granic możliwości bohaterowie. Tak jak poprzednio (wspomniałem o tym w recenzji pierwszego tomu), Flanagan podczas kreacji postaci po prostu sięgnął po najpopularniejsze archetypy i wykorzystał je na kartach książki, nawet nie próbując ich uczynić psychologicznie wiarygodnymi. Denerwujące są także "mądrości" wygłaszane przez bohaterów, a tyczące się głównie spraw politycznych czy militarnych, o których Flanagan ma blade pojęcie i niejednokrotnie udowadnia to w książce.

Styl autora byłby lekki i przyjemny, gdyby nie jego maniera objaśniania wszystkiego czytelnikowi, jakby ten był pozbawiony umiejętności samodzielnego wnioskowania. Lektury nie umila fakt, że korekta przepuściła sporo błędów językowych. Jedynie stroną wizualną Płonący most może się poszczycić, a to za sprawą ładnej okładki i wewnętrznych elementów graficznych.

Podsumowując, najnowsza wydana u nas powieść Flanagana powiela wszystkie wady Ruin Gorlanu oprócz jednej: stoi nieznacznie wyżej pod względem fabularnym. Tym samym zostałem skutecznie zniechęcony do trzeciej części cyklu Zwiadowcy, która ukazać ma się już we wrześniu. Szczerze odradzam, chyba że komuś spodobał się poprzedni tom.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
4.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Płonący most
Cykl: Zwiadowcy
Tom: 2
Autor: John Flanagan
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Wydawca: Jaguar
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 22 kwietnia 2009
Liczba stron: 350
Oprawa: miękka
Format: 135 x 200 mm
ISBN-13: 978-83-60010-89-1
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Okup za Eraka - John Flanagan
Svengal i Gilan wygrzebani z pustynnych piasków Arydii
- recenzja
Ruiny Gorlanu - John Flanagan
Preludium do wielkiej przygody?
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.