» Teksty » Relacje z imprez » Płonący Puchar

Płonący Puchar


wersja do druku

PMM 2007- relacje uczestników

Redakcja: Joanna 'Ysabell' Filipczak

Nie odwiedziłbym zapewne tegorocznego Polconu, gdyby nie możliwość udziału w tegorocznej edycji PMM oraz mobilizacja poczyniona przez Kaduceusza. W zeszłym roku udało mi się wykręcić od uczestnictwa w Falkonie i zarazem PMM`06, lecz tym razem postanowiłem zaryzykować. Aby było ciekawiej, postawiłem wszystko na jedną kartę i na konkurs wyruszyłem z przygotowanymi kilkoma zestawami scenariusza demonstracyjnego Burning Empires – Fires Over Omac. Skoro gra zasługuje na określenie świetnej, czemu nie sięgać z nią gwiazd?

PR

Tegoroczny PMM oceniam z trzech różnych perspektyw – miejsca, reklamy i samych sesji. Zgodnie z maksymą "zaczynamy od trzęsienia ziemi" na warsztat wezmę reklamę i PR, a tutaj sprawy nie stały najlepiej. Odnoszę wrażenie, iż PMM już przed kilku laty stał się konkursem zahaczającym o hermetyczność grona uczestników. Liczba startujących MG nie jest jakaś oszałamiająca (przewijają się w sporej części te same osoby), liczba graczy mała, wiedza środowiska o imprezie zaś w najlepszym razie czysto teoretyczna. PMMy zazwyczaj były organizowane na dużych konwentach (Conquest, Falkon), tegoroczna edycja mogła zaś pobić wszystkie – gdyby komukolwiek wśród 2000 uczestników zależało na udziale. Wspominał już o tym Gerard w swojej relacji, ja dodam zaledwie parę słów – pierwszy etap nie obrodził tłumami, zazwyczaj MG musieli szukać graczy na sesję, zaś jednymi z najbardziej zainteresowanych byli gżdacze. Jeszcze gorzej przedstawiała się sytuacja w II etapie, gdy średnia liczba graczy oscylowała w granicy 2-3 na MG (pamiętajmy – tych ostatnich było już tylko czterech). Paradoksalnie najwięcej chętnych pojawiło się na sesje finałowe w III etapie – przy czym trzeba powiedzieć, iż większość spóźniona. Czym wytłumaczyć fenomen spod znaku "ale sesje już się toczą"? Wydaje mi się, iż zawiniła tu skąpa reklama Pucharu – żadnej kampanii promocyjnej w akredytacji, brak chociażby paru plakatów, tablice z zapisami i regulaminem oraz harmonogramem imprezy wisiały zaś w postaci kilku kartek A4 zapełnionych maczkiem na szybach obok wejścia – starannie ukryte wśród informacji o prelekcjach/powieściach/larpach. Gdyby nie kaduceusz nie wiedziałbym nawet, gdzie należy dokonać wpisu na uczestnika.

Cisza przed burzą

Lokalizacja Pucharu to dla odmiany klasa sama w sobie – osobne piętro skrzydła hotelowego, oddane do dyspozycji pokoje (oczywiście przemeblowane), cisza i święty spokój dla uczestników oraz ew. innych MG startujących poza konkursem. Trzeba przyznać, iż takie zerwanie z tradycją gry w piwnicy albo na klatce schodowej wpływa dość pozytywnie na jasność przekazu przy stole, ale nie pozostaje bez wpływu na medialność występu. W połączeniu z brakiem reklamy oraz osobną sekcją hotelową, MG raczej nie mieli co liczyć na widownię. Oczywiście sesjom przyglądali się również sędziowie.

Hell, it's about time!

Tutaj dla odmiany zamiast wchodzić w ocenę sesji kolegów albo własnych graczy skupię się na obserwacjach dotyczących sesji i systemu sędziowania. Tegoroczny PMM obrodził w sędziów – ma to swoje dobre i złe strony. Sceptycy mogą powiedzieć, iż następuje w ten sposób przesunięcie skali oceniania w stronę klasycznych i utrwalonych już technik prowadzenia, optymiści widzą w takim układzie więcej "bezpieczników"” przed faworyzowaniem/piętnowaniem uczestników. Mnie osobiście zdziwiły zaś dwie inne kwestie – brak proporcjonalności w obserwacji sesji i MG, oraz uznanie niektórych kategorii za ważniejsze od innych.

Przede wszystkim zadziwia mnie, jak można oceniać kilku MG w oparciu o te same kryteria, przebywając na jednej sesji minut cztery zaś na innej 90. Wiadomym jest, iż im dłuższy czas przyglądamy się danej rzeczy, tym więcej i szybciej znajdujemy kolejne usterki. MG, do którego sędziowie wpadali na chwilę miał proporcjonalnie więcej szczęścia. Zagadką dla mnie jest możliwość wystawienia dwóch takich samych ocen po wizycie u jednej osoby dwukrotnie przez 5-10 minut, a u innej nie wychodząc przez godzinę. Do mojego kuferka schowam zaś wniosek - wyciągnięty z przyglądania się sesjom w kolejnych etapach - odnośnie okupowania sal jednych MG i wyników etapów.

Kwestia istotności ocen kosztem innych – uważam, iż jest to silny mechanizm wartościujący konkretny styl gry i tak właśnie stało się w tym roku. Osobiście stoję na stanowisku, iż albo dajemy pole do popisu wszystkim na równych zasadach, albo komunikujemy "Panie i Panowie – MG stawiający na elastyczność mogą dać sobie spokój, albo prowadzić wbrew sobie". Po tegorocznej edycji i dyskusji na forum Poltera jasno wykrystalizowały się alternatywy – PMM jako konkurs dla MG prowadzących określonym stylem (którzy znajdą się w finale) albo impreza w której jest sens startować z innym podejściem myśląc o awansie do dalszych etapów. W podobnym tonie utrzymane są opinie dotyczące scenariusza półfinałowego, który, o ile umożliwiał pewną "interpretację", o tyle był modelowym przykładem gry pod klimat i z nikłym wpływem graczy na całokształt wydarzeń (proszę tego nie mylić z możliwością działania w konkretnych scenach – to akurat nie tyle atut, co cecha każdej sesji w dowolnym systemie).

BE na PMM

A jak sprawiły się Burning Empires na PMM? Trzeba przyznać, iż była to jedna z moich ciekawszych sesji, choć na pewno nie uznałbym jej za rewelacyjną. BE nie jest grą dla każdego i, w czasie tych kilku godzin sesji, miałem okazję zaobserwować dwie różne związane z tym reakcje. Gracze wybrani z doskoku umożliwili mi sprawdzenie całego mechanizmu wprowadzenia w model grania, stanęliśmy również przed kilkoma problemami, które okazjonalnie pojawiają się w czasie gry. Dla sędziów (poza jedną osobą) była to niepowtarzalna okazja ujrzeć BE w akcji – zobaczyć, iż można grać kompletnie inaczej, niż jest to przyjęte w społeczności erpegowców, dla graczy była to okazja do sprawdzenia gry na własnej skórze i otrzymania odpowiedzi na pytanie "czy na pewno chcę w to grać?". Przy tej okazji miałem również możliwość pozyskania materiału na feedback dla twórców gry i scenariusza – wszak Omac został stworzony właśnie w tym celu - aby wprowadzać początkujących w realia BE.

Na koniec uwaga dla organizatorów – nigdy, przenigdy nie organizujcie kolejnego etapu tuż po pierwszym – widok Szczura po porannej sesji II etapu powinien być odpowiednią przestrogą. Pozwólcie żyć MG!

Komentarze do relacji uczestników
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę