Płomień i krzyż. Tom 1 - Jacek Piekara

Autor: Michał Kowalski

Płomień i krzyż. Tom 1 - Jacek Piekara
Do nowej książki pana Piekary podchodziłem z bardziej niż tylko lekkim dystansem. Kolejny zbiór opowiadań o świecie, w którym Jezus zszedł z krzyża i wybił pół Jerozolimy tworząc tym samym pełną okrucieństwa i cierpienia rzeczywistość, nie przemawiał do mnie zbytnio mniej więcej od początku wiedziałem, czego mogę się spodziewać. W głębi duszy żywiłem jednak lekką nadzieję, że tym razem zostanę przez autora miło zaskoczony czymś nowym, wybitnym i wyjątkowym. Niestety po raz kolejny spotkał mnie przykry zawód i teraz - w chwili, gdy piszę te słowa - jestem już w pełni przekonany, iż nowa książka wydana przez Fabrykę Słów nie ma do zaoferowania niczego, co mogłoby przyciągnąć bardziej wymagających czytelników.

Jednak po kolei. Zbiór Płomień i krzyż jest pierwszym tomem prequelu serii o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie, chociaż w tej części nie nacieszymy się jego obecnością. Za to fabuła prowadzona jest przez nową postać, inkwizytora o tajemniczej przeszłości, Arnolda Lowefella, który niestety jest nieco bezpłciowy. Nie posiada charyzmy głównego bohatera poprzednich zbiorów, ani nie zapada tak jak on w pamięć. Wygląda raczej na kopię Mordimera, do tego niezbyt dobrze wykonaną. Jedyna ciekawa rzecz z nim związana to jego przeszłość, ale to pojawia się dopiero pod koniec książki i właściwie nie zmienia negatywnego wrażenia, jakie pozostaje po jej skończeniu.

Książka, mimo górnolotnych założeń wykreowania świata w odwróconych zasadach chrześcijaństwa, jest wykonana wyjątkowo mało ambitnie. Świetny pomysł, który można by wykorzystać w znacznie lepszy sposób, sprowadza się do prezentacji wszechobecnego cierpienia, wszechwiedzących inkwizytorów - których możliwości zdają się nie mieć końca - oraz brutalnego i wulgarnego seksu obecnego zwłaszcza w pierwszym opowiadaniu. Motywy tortur, niszczenia ludzkiego ciała, palenia go, szarpania lub zadawania mu bólu w dowolny sposób nudzi się bardzo szybko, zwłaszcza, gdy ma się już za sobą lekturę pozostałych czterech tomów. Po dwusetnej stronie całość po prostu zaczyna nudzić.

Co do reszty fabuły, to jest ona czasami dość ciekawa, ale tylko czasami. Raczej nic specjalnego. Otrucie biskupa świecą (dobry pomysł, przyznaję), wyrwanie dziecka z buntu chłopskiego, którego opisy na odległość pachną Ogniem i mieczem, pomieszanymi z wszechobecnymi torturami, cierpieniem i zezwierzęceniem ludzi, czy poszukiwanie prawdy o przeszłości Mordimera, to wszystko jest dość interesujące. No i prawdopodobnie nie byłoby w połowie tak "ciekawe" gdyby nie fakt, że dotyczą znanego z poprzednich części bohatera, do którego czytelnik mógł się już w pewien sposób przywiązać. Czy jest w tej książce coś wyjątkowego w porównaniu do pozostałych części cyklu inkwizytorskiego? Zdecydowanie nie. Do tego w pewnej chwili pojawia się przykra tendencja (zwłaszcza w drugim opowiadaniu) do omijania ważnych scen. Nie wiem dlaczego pan Piekara z nich zrezygnował, ale często miałem wrażenie, że brakuje kilku dłuższych fragmentów. Przykładem może być brakujący opis bitwy, której uczestnikami są obaj inkwizytorzy. Niestety, takie skracanie wcale nie wpływa dodatnio na jakość książki i sprawia wrażenie niedopracowania.

Cóż więc jest tu dobrego? Połączenie ze sobą opowiadań i pojawianie się osoby Mordimera rzeczywiście jest ciekawe. Kiedy nagle okazało się, że chłopak występujący przez całe opowiadanie to nasz znany bohater, byłem naprawdę mile zaskoczony. Elementy całej książki splatają się w miarę zgrabnie i szkoda tylko, że całość jest tak toporna i mało atrakcyjna już na samym początku. Cóż… jeśli ktoś lubuje się w czytaniu o krwi, monotonnych torturach i wulgarnym seksie, to może mu się spodobać ta pozycja. Reszta czytelników powinna trzymać się od niej z daleka, bo będzie to dla nich strata czasu.