» Blog » Plany
25-07-2010 23:14

Plany

W działach: Eintopf, sztuka niedoceniona | Odsłony: 2

Plany

Plany to rzecz niezbędna, chociaż chybotliwa oraz ukierunkowana masochistycznie. Dlaczego? Ponieważ lubią brać w łeb, a im większy rozmiar planu, tym szybciej i z większym hukiem to czyni. Niektóre, na szczęście, mają to do siebie, że łatwo jest wtłoczyć je z powrotem w koleinę i zrealizować.

 

  Dziś zaczyna się festiwal w Bayreuth, od wykonania "Lohengrina". Miałam siedzieć na widowni i upajać się niemczyzną w odsłonie absolutnie przepięknej. Miałam to czynić jeszcze kilkakrotnie, ale plan otrzymał cios znienacka i zamiast mnie rodzina przeżywa uniesienia operowe. Po raz kolejny wielkie marzenie dostało w łeb i padło mordą w piach.

 

   Wakacyjny plan czytelniczy także dostał w potylicę i klęczał w błocie. Na szczęście podźwignął się szybko, chociaż znokautowałam go już na wejściu. Dzielny plan, trzymać tak dalej.

Założenia jego były następujące:

- lipiec- konsumpcja lekkostrawnej zupy z papki literackiej, bez wysilania mózgu i innych organów biorących udział w procesie pożerania książek.

- sierpień- drugie danie z kategorii "jadło ciężkostrawne i myślochłonne", na deser zaś kilka wypróbowanych już przepisów, z Mistrzem Singerem na czele.

- wrzesień- obfita kolacja, wyłącznie literacka kuchnią krajową.

 

Już na początku lipca ominęłam zupę i sięgnęłam po kęs kolejnego dania, przeznaczonego na sierpień, w postaci "Na wschód od Edenu" Steinbecka. Znam tą książkę niemalże na pamięć, ale każda kolejna sesja czytelnicza kończy się nową porcją cytatów i długą deliberacją nad dziełem. Długą serią narzekań, że Samuel Hamilton to tylko postać literacka, że nie da się z nim pogawędzić ( bo niestety do książki się nie wcisnę, mimo szczerych chęci).

 

Po przeżuciu i przeżyciu powróciłam do planu. I tak poznałam sporą ilośc kryminałothrillerów ( ciężko je rozdzielić ostatnimi czasy) produkcji francuskiej. Ogołociłam kawałek półki bibliotecznej z nazwiskami Grange i Chattam, warto było.

 Zwłaszcza dla tego pierwszego fragmentu półki. Rzadko się bowiem zdarza, że lektura czterech książek jednego pisarza, nie będących cyklem, nie zmęczy i nie zbrzydzi człowieka. Nic mnie nie znużyło, nie zirytowało nawet, aczkolwiek zaczęłam dostrzegać pewne schematy i powtórzenia typu "przynajmniej jeden emigrant w akcji", " fascynacja bohatera sztukami walki i jego niełatwa młodość, uderzająca jak bumerang z Obłazowej", "spisek o międzynarodowych mackach". Poniższe tytuły:

- " Zmiłuj się"

- "Kamienny krąg"

- "Imperium wilków"

- "Lot bociana"

... mogę szczerze polecić wszystkim fanom kryminałów/thrillerów. Jean-Christophe Grangé dobrym twórcą jest, a porównywanie go do Harlana Cobena krzywdzi Francuza, dość mocno zresztą.

Maxime Chattam również nie jest zły, jednakże " Drapieżcy" nie budzą aż takiego entuzjazmu i na pewno zbyt szybko do jego książek nie wrócę. Sam pomysł był interesujący- brutalne, inscenizowane morderstwa w oddziale żołnierzy; przed , po i w trakcie operacji wojskowej. Akcja toczy się zbyt szybko zaś finisz zbyt łatwo czytelnik może odgadnąć w połowie lektury.

 

Nastepnie przyszła pora na horror. Dawno nie czytałam nic godnego tego miana, na taką nazwę nie zasługują także " Blues duchów" i "Song umarłych" Jonathana Maberry'ego . Trzecią część przeczytam, chociaż tylko z ciekawości. Koncept autora wydał mi się ciekawy, ale tylko do momentu ukonstytuowania się elementu "horrorowatości". Gdzieś ja już podobny widziałam, w lepszym wykonaniu. Tylko inne bestyje. A i bohaterowie ciekawsi, opisy z wyższej półki. Klasyka jest klasyką, Mayberry'emu dużo do niej brak.

 

Spożywszy coś, co miało przerazic a co najwyżej odbiło się lekka czkawka, przeszłam do powieści historycznej, ażeby jadłospis monotonnym nie był ( wszak mamy w menu zup nieskończenie wiele).

 Cykl Jacka Whyte'a , złożony z tomów:

- "Rycerze czerni i bieli"

- "Honor rycerza"

- "Chaos w zakonie"

nie jest wybitnym przedstawicielem gatunku, nie jest tez najgorszym. Dzieje osnutego tajemnicą Zakonu Syjonu, sprzężone z historią Zakonu Świątyni ani ziębią ani grzeją. Odsłona pierwsza, traktująca o powstaniu obu Zakonów, przynosi najlepiej skonstruowanego bohatera całości, postać historyczną zresztą, Hugona de Payns. Kontynuacja nie wyróżnia się niczym szczególnym, natomiast finisz prezentuje ciekawą wersję tego, co stać się mogło z templariuszami po smętnym kresie Zakonu. Największą zaletą znacznych objętościowo książek są atrakcyjne wydanie oraz spora ilość ciekawostek z epoki. Miejscami także umiejętne łączenie fikcji literackiej z historią, pierwsza liga to nie jest, lecz ujdzie. W niewielkim tłoku.

 

 Kolejne w kolejności dania z menu "zupka" to "Cross" pióra Jamesa Pattersona a także " Modlitwa o sen" Deavera. Tego pierwszego lubię, gdyż pisze konkretnie, bez dłużyzn, oszczędnie. Konstrukcja fabuły jest prosta, w przypadku tej odsłony przygód tytułowego Crossa wybitnie. Irytuje mnie niezmiernie ( po raz kolejny!) pan bohater, ale nie można mieć wszystkiego, chcesz pulpy, masz tę najwyższej próby. I nie narzekaj.

Z kolei Deaver zawiódł mnie srodze, "Modlitwa...." to jego najsłabsza dotąd książka. Może dlatego, że wczesna. Nie ma co się nad nią rozwodzić, trzeba wypożyczyć za jakiś czas "Panieński grób" i odzyskać wiarę w autora.

 

Ostatni będą pierwszymi, czas więc na fantastykę. Biblioteka lokalna nie nabywa ostatnimi czasy żadnych interesujących nowości, nawet o mniej interesujące trudno.

 Jakiś czas temu zaopatrzyłam się w "Miecz dla króla" White'a oraz w "Kapłankę Avalonu" Bradley. White to interesująca odmiana po Arturze i spółce w wersji Corwella, baśniowości i woalu nierzeczywistości mu nie brak. A nowe wydanie jest piękne i warte swej ceny.

 Co do Bradley zaś... Jak jej pisarstwo cenię wielce, tak "Kapłanki" nie poleciłaby nikomu prócz najwierniejszych fanów. Bo nieco wtórna i męcząca w odbiorze to lektura, chyba najsłabsza spod jej pióra.

 

Czas na sztukę niedocenioną. Jak już przyznałam kiedyś tam, nie lubię poezji. Od października zapewne przyjdzie mi polubić ( względnie dorobić sobie gębę osoby lubiącej i trawiącej), ale do tego czasu poczekamy.

Przeglądając poezje czytane przez rodzicielkę w młodości, znalazłam taki oto utwór znanego i strawnego poety Tuwima Juliana.

Wiosna

(dytyramb)

Gromadę dziś się pochwali,
Pochwali się zbiegowisko
I miasto.
Na rynkach się stosy zapali
I buchnie wielkie ognisko,
I tłum na ulicę wylegnie
Z kątów wypełznie, z nor wybiegnie
Świętować wiosnę w mieście,
Świętować jurne święto.
I Ciebie się pochwali,
Brzuchu w biodrach szerokich,
Niewiasto!

Zachybotało! -- Buchnęło - i płynie -
Szurają nóżki, kołyszą się biodra,
Gwar, gwar, gwar, chichoty,
Gwar, gwar, gwar, piski,
Wyglancowane dowcipkują pyski,
Wyległo miliard pstrokatej hołoty,
Szurają nóżki, kołyszą się biodra,
Szur, szur, szur, gwar, gwar, gwar,
Suną tysiące rozwydrzonych par,
- A dalej! A dalej! A dalej!
W ciemne zieleńce, do alej,
Na ławce, psiekrwie, na trawce,
Naróbcie Polsce bachorów,
Wijcie się, psiekrwie, wijcie,
W szynkach narożnych pijcie,
Rozrzućcie więcej "kawalerskich chorób"!
A!! będą później ze wstydu się wiły
Dziewki fabryczne, brzuchate kobyły,
Krzywych pędraków sromne nosicielki!
Gwałćcie! Poleci każda na kolację!
Na kolorowe wasze kamizelki,
Na papierowe wasze kołnierzyki!
Tłumie, bądź dziki!
Tłumie! Ty masz RACJĘ!!!

O, ty zbrodniarzu cudowny i prosty,
Elementarny, pierwotnie wspaniały!
Ty gnoju miasta tytanicznej krosty,
Tłumie, o Tłumie, Tłumie rozszalały!
Faluj, straszliwa maso, po ulicach,
Wracaj od rogu, śmiej się, wariuj, szalej!
Ciasno ci w zwartych, twardych kamienicach,
Przyj! Może pękną - i pójdziecie dalej!

Powietrza! Z swych zatęchłych i nudnych facjatek
Wyległ potwór porubczy! Hej, czternastolatki,
Będzie dziś z was korowód zasromanych matek,
Kwiatki moje niewinne! Jasne moje dziatki!

Będzie dziś święto wasze i zabrzęczą szklanki,
Ze wstydem powrócicie, rodzice was skarcą!
Wyjdziecie dziś na rogi ulic, o kochanki,
Sprzedawać się obleśnym, trzęsącym się starcom!

Hej w dryndy! Do hotelów! Na wiedeński sznycel!
Na piwko, na koniaczek, na kanapkę miękką!
Uśmiechnie się, dziewczątka, kelner wasz, jak szpicel,
Niejedna taką widział, niejedna serdeńko...

A kiedy cię obejmą śliskie, drżące łapy
I młodej piersi chciwie, szybko szukać zaczną,
Gdy rozedmą się w żądzy nozdrza, tłuste chrapy,
Gdy ci kto pocznie szeptać pokusę łajdaczną -

- Pozwól!!! Przeraź go sobą, ty grzechu, kobieto!
Rodzicielko wspaniała! Samico nabrzękła!
Olśnij go wyuzdaniem jak złotą rakietą!
"Nie w stylu" będziesz - trwożna, wstydliwa, wylękła...

Wiosna!!! Patrz, co się dzieje! Toć jeszcze za chwilę
I rzuci się tłum cały w rui na ulicę!
Zośki ze szwalni i pralni, "Ignacze", Kamile!
I poczną sobą samców częstować samice!

Wiosna!!! Hajda - pęczniejcie! Trujcie się ze sromu!
Do szpitali gromadnie, tłuszczo rozwydrzona!
Do kloak swe bastrzęta ciskaj po kryjomu,
I znowu na ulicę, w jej chwytne ramiona!!!

Jeszcze! Jeszcze! I jeszcze! Zachłannie! Bezkreśnie!
Rodźcie, a jak najwięcej! Trzeba miasto silić!
Wyrywajcie bachorom języki boleśnie,
By, gdy je w dół wrzucicie nie mogły już kwilić!

Wszystko - wasze! Biodrami śmigajcie, udami!
Niech idzie tan lubieżnych podnieceń! Nie szkodzi!
- Och, sławię ja cię, tłumie, wzniosłymi słowami
I ciebie, Wiosno, za to, że się zbrodniarz płodzi!

 

Tkwiłam w wielkim błędzie, że poezja nijak nie przystaje do rzeczywistości. Przystaje, idealnie wręcz przystaje.

  

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Scobin
   
Ocena:
+1
Od października poezję polubić przyjdzie, bo...?

A Tuwim jest doskonały – prawie cały!
26-07-2010 00:03
Alkioneus
   
Ocena:
0
Czytam z rana wpis i aż się decyduję na Steinbecka do łóżka. Dzieło kompletne, które można czytać od dowolnego miejsca
26-07-2010 08:32
Chamade
   
Ocena:
0
Przyjdzie polubić, bo się dinozaurowi studiów zachciało ( ażeby móc skuteczniej walczyć z systemem ), a tam pewnikiem poezji dużo będzie. Co mnie delikatnie przeraża... Poza nielicznymi wyjątkami, jak wspomniany Tuwim.

Z czytaniem Steinbecka od dowolnego miejsca uważałabym, można coś przypadkiem uronić, a z tak doskonałej lektury aż zal cokolwiek pominąc.
26-07-2010 14:14
Scobin
   
Ocena:
0
Ach, polonistyka? Powodzenia! :-) A na której uczelni, jeśli można z ciekawości dopytać?
26-07-2010 14:25
Chamade
   
Ocena:
0
Najbliższej z punktu widzenia geograficznego- Uniwersytet Rzeszowski.
26-07-2010 14:26
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Pamiętaj - pierwszy rok nie jest najbardziej reprezentatywnym i chociaż może zniechęcić, warto przeboleć i brnąć dalej. Przynajmniej w Poznaniu o ile pierwszy rok był dla mnie fatalny, to drugi - choć o wiele trudniejszy - świetny.

Baw się dobrze. Czytaj Herberta. : P
26-07-2010 14:34
Chamade
   
Ocena:
0
Zamierzam bawić się świetnie ( tylko ciekawam co na to wykładowcy, ci w komisji rekrutacyjnej nie byli zbyt... Rozrywkowi), dużo się nauczyć i jeszcze więcej przeczytać .

Czytam Herberta, w mojej rodzinie bez niego ( oraz bez Homera, Reymonta, Orzeszkowej i Redlińskiego) nie ma życia. Ale nie samym Herbertem żyje człowiek :)
26-07-2010 14:39

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.