Plan prawie doskonały [DVD]

Prawie robi wielką różnicę

Autor: Jakub 'Fiszer' Krakowiak

Plan prawie doskonały [DVD]
Nowy film Pete'a Hewita, Plan prawie doskonały, jest mało błyskotliwą komedią kryminalną w stylu serii Ocean's Soderbergha czy Drobnych cwaniaczków Allena. Reżyser znany z kilku przeciętnych obrazów (Pożyczalscy, Marzenia do spełnienia, Garfield) postanowił swoim ostatnim dziełem przypomnieć nie tylko o sobie, ale i o paru świetnych aktorach. Niestety, ani Christopher Walken ani Morgan Freeman nie są w stanie obronić filmu, który jest po prostu słaby.

Głównymi bohaterami Planu prawie doskonałego są Roger (Christopher Walken), Charles (Morgan Freeman) oraz George (William H. Macy) – trzej lekko podstarzali pracownicy ochrony w muzeum sztuki. Swoją monotonną pracę urozmaicają sobie podziwianiem wystaw. Każdy z nich ma swoje ulubione dzieło, do którego jest emocjonalnie przywiązany. Dzięki temu ich praca staje się zarazem obowiązkiem i przyjemnością. Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Pewnego dnia dowiadują się o planach dyrektora. Ich wspaniałe obrazy, wraz z całą ekspozycją, zostaną wypożyczone do Danii. W zamian za to muzeum sprowadzi niezwykle interesującą wystawę Awangardy Skandynawskiej. Bohaterowie postanawiają bronić swoich ukochanych dzieł. W trójkę knują plan kradzieży obrazów, polegający na podmianie oryginałów na kopie. Jednak czy im się uda? Czy plan jest faktycznie doskonały?

Oglądając Plan prawie doskonały można odnieść wrażenie, jakoby wszystkie elementy obrazu były podporządkowane nudnemu zawodowi wykonywanemu przez głównych bohaterów. Film jest zbyt spokojny jak na komedię kryminalną. Widz, oglądając utwór Hewita, ma szansę poczuć się tak, jak czułby się w mało interesującym muzeum, podczas zwiedzania nieciekawej wystawy.

Z powodu wielu niedopracowanych rozwiązań fabularnych trudno oprzeć się wrażeniu dezintegracji całości. Niektóre wątki poboczne, z pozoru istotne dla filmu, w dalszej części utworu zostają zupełnie zignorowane (na przykład dociekania żony Rogera na temat jego planu). Absurdalne rozstrzygnięcia niektórych scen (jak choćby Roger przekonujący strażników lotniska do oddania bohaterom skrzyni z kradzionymi obrazami) mogą wzbudzić w odbiorcy co najwyżej irytację.

Jednym z niewielu plusów filmu jest doborowa obsada. Już na plakatach i okładce DVD aktorzy prezentują się naprawdę świetnie. Niestety, postacie przez nich odgrywane są mocno sztuczne. Przypuszczam, że Freeman i Walken tak wczuli się w role podstarzałych i znudzonych ochroniarzy, że zapomnieli jak wyraża się emocje. Bohaterom, głównie Rogerowi i Charlesowi, brakuje błyskotliwości charakterystycznej dla tzw. "drobnych cwaniaczków". Dobrą rolę zagrał natomiast William H. Macy. Postać George’a została całkiem ciekawie napisana i równie interesująco ukazana na ekranie. Bohater wnosi do filmu najwięcej poczucia humoru. Z kolei potencjał, który drzemał w bohaterce granej przez Marcie Harden, został zupełnie zmarnowany. Drugoplanowa postać żony Rogera miała szansę wnieść do filmu sporo uroku. Jednak sama gra aktorska na nic się zdaje, kiedy scenariusz jest źle napisany. Niedopracowane pomysły na rozwiązania niektórych sekwencji i poszczególnych scen, źle nakreślone postacie i przewidywalność fabuły powodują, że film jest wewnętrznie mocno niespójny.

Pomimo dużej ilości wad, obraz Hewita dostarcza paru pozytywnych zaskoczeń. Świetnym pomysłem jest scena zrealizowana techniką animacji poklatkowej, która przedstawia makietę muzeum i kolejne etapy układania planu kradzieży obrazów. Jeżeli widz dotrwa do drugiej połowy filmu, doceni też zapewne pełną napięcia sekwencję podmiany obrazów. Generalnie, akcja w drugiej części Planu prawie doskonałego jest w miarę dynamiczna i interesująca (a co najważniejsze, bohaterów nie dopada "zadyszka" w ich działaniach).

Smutkiem napawać może fakt, że twórcy dysponowali wszystkimi składnikami potrzebnymi do nakręcenia dobrego filmu (przede wszystkim "poważne" gwiazdy, w miarę dobry pomysł i pieniądze), lecz – niestety – zabrakło im jednej istotnej rzeczy: talentu. Planem prawie doskonałym Hewit udowodnił, że wciąż jest tylko przeciętnym reżyserem.