» Artykuły » Małe co nieco » PixelJunk: Eden

PixelJunk: Eden


wersja do druku

Witajcie w naszej bajce...

Redakcja: Marigold

PixelJunk: Eden
Schyłek lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku był w dziedzinie gier komputerowych okresem przełomowym. W zasadzie każda nowa produkcja była czymś innowacyjnym i jedynym w swoim rodzaju. To właśnie wtedy miały swój początek prawie wszystkie znane obecnie gatunki. Produkcje, pomimo topornej grafiki, charakteryzowała niesamowita grywalność przez to, że odkrywały przed graczem nowe możliwości wirtualnej rozgrywki. Dwie dekady później można odnieść wrażenie, że w kwestii gier wszystko zostało już wyeksploatowane. Każdy nowy tytuł jest ulepszoną kopią. Kiedy wydaje się, że konsolowego wyjadacza nie można już niczym zaskoczyć, na scenę wkracza pierwsza gra z serii PixelJunkEden.

Bardzo trudno jest zdefiniować, czym dokładnie jest tytuł ze stajni Q-Games. Nie jest to gra opierająca się na znanych schematach. Spróbujcie sobie wyobrazić ogród, lecz nie zwykły, z grządkami ogórków i marchewki, ale wizję, jakiej można doświadczyć po spożyciu środków halucynogennych. Florystyczne esy-floresy rosnące w psychodelicznej przestrzeni. Falujące na wirtualnym wietrze kwiaty, latające w przestrzeni pyłki i gotowe do zapylenia kwiaty, a wszystko przepuszczone przez mocny filtr zniszczonego kwasem mózgu. Naszym bohaterem i przewodnikiem po tym zakręconym świecie jest niewielka istota z wyglądu przypominająca… uśmiechniętą dafnię (rozwielitkę – taki mały, planktonowy robak z wiosłami na głowie), co doskonale wpisuje się w klimat gry. Zadaniem tego stwora jest rozwój ogrodu przez pomoc w zapylaniu roślin i wzroście kwiatów – brzmi zwyczajnie, ale ani trochę takie nie jest. Nasza postać może wykonywać jedynie skoki i delikatne sterowanie w powietrznych prądach. Dodatkowym atutem florystycznego bohatera jest umiejętność zaczepiania się nicią o rośliny i kołysanie się na nich przez chwilę, aby sprawniej przeskoczyć na następny kwiat. Unoszące się z wiatrem pyłki, które zostaną złapane przez dafnię, zmieniają kierunek lotu i pędzą prosto do najbliższej zalążni, która przemienia się w zarodek lub – mówiąc bardziej ludzkim językiem – ziarenko. Zapylone ziarenko pulsuje przez krótki czas, a ostatecznym czynnikiem potrzebnym do wzrostu jest obecność naszego małego bohatera. W ten sposób ogród się rozrasta, a my wędrujemy coraz wyżej i wyżej… Punktem docelowym każdej planszy jest tak zwana Spectra, przypominająca pulsujące słońce o fantazyjnym kształcie. Na tym kończą się zasady gry i, choć są dziecinnie proste, zdaję sobie sprawę, że bez obejrzenia screenów trudno sobie wyobrazić ostateczny kształt rozgrywki.

Po pierwszym odpaleniu gry zaskakuje nas kształt menu – nie różni się niczym od ekranu rozgrywki - aby wejść w ustawienia lub rozpocząć grę, należy wskoczyć do odpowiedniego ziarenka. Kolejne plansze (tu: ogrody) porozmieszczane są w różnych miejscach w świecie menu i nie zawsze łatwo do nich dotrzeć, a niektóre ogrody nie są dostępne, dopóki nie rozbuduje się planszy początkowej o potrzebne do wspinaczki rośliny. Bardzo ciekawe i oryginalne rozwiązanie.

O zasadach gameplaya napisałam już dość, jednak "w praniu" wychodzi jeszcze kilka rzeczy. Eden jest grą nastawioną mocno na coopa. Grać na jednym ekranie można do trzech rozwielitek, bez splitscreena, przez co rozgrywka na kilka padów jest znacznie łatwiejsza i przyjemniejsza niż w pojedynkę. Powód jest prosty: Wyobraźcie sobie, że wspięliście się już na sam szczyt organicznej budowli i macie przed oczami upragnioną Spectrę, wykonujecie skok i chybiliście o milimetry (a zdarza się to nader często). Krzyki, jakie generuje taka sytuacja (powtarzająca się trzeci raz z rzędu), obudzą nawet najmocniej śpiącego sąsiada. W trybie multi ten problem znika. Jeden ekran powoduje, że wszyscy gracze muszą się mieścić w jego obrębie, więc jeśli któryś ląduje poza nim, w ciągu kilku sekund zostaje "odrodzony" na plecach tego, który został. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, że nasza "dafnia bezpieczeństwa" zostaje przeteleportowana na plecy spadającego nieszczęśliwca, ale czym byłaby gra bez elementu ryzyka?

Pojawiają się też przeciwnicy w formie wirująco-strzelających dysków i bardziej skomplikowanych tworów – w zależności od trudności ogrodu. Jednak jedynym wrogiem, o którym warto wspomnieć, jest czas. O ile pierwszy etap oferuje mnóstwo relaksującej rozgrywki i bezstresowego swobodnego spadania wprost w mgławice pyłków, o tyle w kolejnych ogrodach już nie jest tak różowo. Pyłków jest mniej, przeciwników więcej, a do tego głośno tykający zegar przypomina, że to nie czas na zbieranie marchewki. Aby zdobyć cenne sekundy, możemy albo złapać Spectrę (i zakończyć etap/uzupełnić pasek czasu), albo pozbierać umieszczone w przestrzeni czasowe bonusy.

Podczas eksplorowania ogrodów Edenu natkniecie się także na tulipanowe teleportery, nieprzebyte skały i inne niesamowitości. Tytuł posiada również bogate zaplecze trofeów, choć zdobycie nawet jednego to nie bułka z masłem, do czego przyzwyczaiły nas inne produkcje. Aby zdobyć choć jeden brązowy pucharek, należy się nieźle nagimnastykować i spędzić przed grą co najmniej kilka godzin, by przyzwyczaić się do jej reguł i luźnego podejścia do sterowania. Rozwinięcie wszystkich ziarenek w ogrodzie, mega kombosy, wręcz niemożliwe do zdobycia – oto osiągnięcia, które owocują punktami w rankingu. Lecz choć zdobyć je trudno, nawet te paręnaście procent przejścia gry niesamowicie cieszy, zwłaszcza kiedy patrzy się na puste rankingi znajomych.

Tematykę grafiki mogę pominąć, ponieważ jest to pozycja, która z powodzeniem mogłaby wyjść na PSOne czy nawet Amigę 500. Istotna jest jedynie wielkość ekranu, bo, choć i na trzynastocalowej "bańce" wszystko byłoby doskonale widoczne, to gra na czterdziestocalowym ekranie dostarcza niezapomnianych wrażeń.

Najistotniejszym elementem, pozwalającym odczuć na własnej skórze moc tego tytułu, jest muzyka. Skomponowana przez japońskiego artystę Baiyona, który zawodowo zajmuje się tworzeniem soundtracków, jest jego życiowym osiągnięciem. Są to mocno transowe, czysto elektroniczne dźwięki utworzone ze zmiksowania sfx występujących w grze z jednobitowym podkładem. Ciężka muzyka do słuchania na co dzień, jednak do tego tytułu nadaje się idealnie. Wprowadza nas w świat psychodelicznych ogrodów powoli, spokojnie, rozpoczynając od miłego dla ucha podkładu, a kończąc na wrzynającym się w mózg, industrialnym dudnieniu – wszystko krok po kroku, wraz ze wzrastaniem poziomu trudności gry. Najlepiej da się to odczuć, rozpoczynając rozgrywkę od trudniejszych ogrodów - podkład wręcz odpycha, powodując nieznośny ból głowy i niemożność dalszej gry, jednak gdy wczujemy się w gameplaya i powoli będziemy się zagłębiali w odmęty pierwszego PixelJunk, muzyka okaże się nie tylko znośna, ale wręcz idealnie dopasowana.

PixelJunk: Eden wciąga i uzależnia. Lecz nie każdego i nie od razu. Ten specyficzny, transowy klimat – posłużę się tu oklepanym już sloganem – można kochać lub nienawidzić. Jedno jest pewne: jeśli wsiąkniecie, to na dobre; gra zapewnia długie godziny lekkiego i relaksującego gameplaya, które będą trwały jeszcze dłużej, jeśli chcecie zdobyć kilka pucharków. Trudno mi powiedzieć, jaki jest czas przejścia Edenu, ze względu na jego specyfikę, ale na pewno się nie zawiedziecie. To gra z gatunku oldschoolowych, gdzie od pada trzeba grającego odrywać siłą. Oprócz tego jest to doskonała opcja na zakończenie imprezy, gdy leniwie spoglądające jednym okiem niedobitki, mogą łapać ten niesamowity klimat bądź po nie całkiem trzeźwym powrocie do domu, kiedy w telewizji już nic nie ma, a Wam nie chce się jeszcze spać. Niezależnie od powodów warto jest mieć Eden w swojej kolekcji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


9.0
Ocena recenzenta
7.33
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: PixelJunk Eden
Producent: Q-Games
Wydawca: Sony Computer Entertainment
Dystrybutor polski: Sony Computer Entertainment
Data premiery (świat): 31 lipca 2008
Data premiery (Polska): 31 lipca 2008
Platformy: PS3



Czytaj również

PixelJunk: Shooter
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.