» Artykuły » Felietony » Pisarz - wolny zawód

Pisarz - wolny zawód


wersja do druku

Kilka słów od debiutantki dla przyszłych debiutantów

Redakcja: Tomasz 'Sting' Chmielik

Witam cię serdecznie, drogi autorze in spe. Usiądź spokojnie i napij się herbaty. O ile pamiętam, chciałeś się dowiedzieć, jak napisać i wydać książkę. Ostrzegam cię od razu - nie spodziewaj się po mnie wyczerpujących fachowych porad. Nauką stylu zajmują się starsi i mądrzejsi ode mnie; bez trudu znajdziesz na sieci poradniki i warsztaty, nawet takie, w których uczestniczą zawodowi redaktorzy. Nie powiem ci, jak stworzyć bestseller. Nie usłyszysz też, jak zostać sławnym - o to możesz zapytać specjalistów od reklamy.

Nie powinieneś zresztą zabierać się do pisania z myślą o sławie czy też z chęcią dopieszczenia własnego ego. Zanim dojdziesz w tym fachu do rozsądnych efektów - a to, zapewniam cię, potrwa kilka lat albo i dłużej - twoje ego niejednokrotnie będzie cierpieć. O ile bowiem początkujących naukowców traktuje się (przynajmniej w otoczeniu laików) z wielką estymą, nawet jeżeli nigdy jeszcze nie wykonali żadnego porządnego eksperymentu, o tyle dla początkujących literatów nie ma taryfy ulgowej. Możliwe, że i słusznie.

Gdyby to było takie proste, wszyscy przecież wydawaliby książki, prawda?

Nie ma żadnych czarodziejskich sposobów na to, aby w pięć minut zostać drugim Sienkiewiczem. Pisać po prostu trzeba lubić. Nikt normalny nie wybiera sobie zajęcia, które nie przynosi mu żadnej satysfakcji. Czy jesteś pewien, że lubisz pracować nad tekstami, a nie tylko zbierać za nie laury? Czy potrafisz codziennie usiąść przy klawiaturze i zamiast odpalić najnowszą wersję Elder Scrolls, naskrobać stroniczkę tekstu albo dwie? Tylko nie uskarżaj się na niemoc twórczą. Podejrzewam, że nie doskwiera ci żaden brak natchnienia, a najzwyklejsze w świecie lenistwo. Albo całkiem naturalne zmęczenie, bo na pewno nie jesteś takim wariatem, żeby porzucić szkołę, studia albo pracę...

Aha, dokończyłeś już swoje dzieło? W takim razie gratulacje! Niewielu dochodzi do tego etapu, znakomita większość piszących odpada gdzieś po drodze. Czasem przy samym zakończeniu, co już zdecydowanie uważam za marnowanie czasu i miejsca na dysku. Lepiej zaczynać od krótszych form, wtedy istnieje pewna szansa, że skończysz, zanim znudzisz się własnym pomysłem. Albo zanim początek tekstu przestanie ci się podobać - przy zdobywaniu pierwszych literackich doświadczeń styl poprawia się bardzo szybko.

Skoro masz już w ręku świeży, kompletny, stuprocentowo własny tekst, na pewno odczuwasz euforię. To naturalne i ze wszech miar pożądane. Korzystaj i ciesz się chwilą! Wkrótce zostaniesz brutalnie sprowadzony na ziemię.

Po pierwsze, przygotuj się na to, że twoja książka zostanie odrzucona w pierwszej redakcji, do której ją poślesz. A także w drugiej, trzeciej i dziesiątej. Rzecz normalna, zwłaszcza u początkujących. Czasami zdarza się, że ktoś bardzo utalentowany opublikuje swoją pierwszą literacką próbę, ale to raczej wyjątek. Niczego takiego nie oczekuj.

I tutaj uwaga - większość polskich wydawnictw nie odpowiada autorom, których prac nie przyjęto do druku. O ile na Zachodzie list zwrotny to normalna praktyka, o tyle w naszej rzeczywistości będziesz musiał gryźć się i denerwować przez dobrych kilka miesięcy. Prawdziwy list odmowny dostałam tylko raz. Był bardzo ładny, grzeczny i z tłoczonymi literami. Podejrzewam, że nie otrzymasz niczego takiego - w dzisiejszych czasach co najwyżej powiadomią cię e-mailem.

Na ogół kilkumiesięczny brak odzewu oznacza "nie". Ja dzwoniłam, żeby się upewnić. To najmniej kłopotliwa metoda dla obydwu stron - pod warunkiem, że przyjmiemy odmowę do wiadomości. Przy okazji, wysyłany tekst dobrze zaopatrzyć w streszczenie albo plan zdarzeń, niektóre wydawnictwa nawet tego wymagają. Taki załącznik zwiększa szanse na to, że twoja książka zostanie przejrzana dość szybko. Selekcjoner też człowiek; długi tekst wygląda nieprzyjaźnie (zwłaszcza w wersji elektronicznej), a na jedną stronę można zerknąć choćby mimochodem.

Jeśli książka jest odrzucana regularnie, należy schować ją do szuflady. W żadnym wypadku nie wydawać własnym sumptem, bo to obciach i żenada! Niech sobie poleży. Za jakiś czas wyciągniesz ją z lamusa i dokładnie obejrzysz. Możliwe, że uznasz swoje dzieło za straszny przypadek grafomanii stosowanej. Najwyższa pora zacząć coś nowego, jeśli oczywiście do tej pory tego nie zrobiłeś.

A jeśli wcale nie jest aż tak źle? Może da się uratować pomysł albo fabułę, a może bohaterowie rokują pewne nadzieje? W takim razie...

Czas na poprawki.

Im dłużej odleżał tekst, tym więcej wydarzyło się w twoim życiu. Skończyłeś szkołę, zakochałeś się, odkochałeś, wyjechałeś za granicę. Zdobyłeś pewną porcję wiedzy życiowej, poznałeś nowych ludzi. Pewne rozwiązania fabularne i dialogowe zaczną cię razić. Czasami żeby lepiej pisać, trzeba trochę pożyć. Jeśli więc do tej pory byłeś typowym dzieckiem z blokowiska, a całe twoje doświadczenie zawiera się w setkach kilogramów przeczytanych książek fantasy, to masz jeszcze wiele do nadrobienia. Nie przestawaj jednak tworzyć. Organy nieużywane z czasem zanikają.

Raz napiszesz coś lepiej, raz gorzej. Eksperymentujesz, uczysz się. Niekiedy zauroczy cię styl jakiegoś autora. Czasami nie tego, co trzeba. Jeżeli na przykład masz siedemnaście lat i właśnie odkryłeś Anne Rice, to nie chciałabym znaleźć się na miejscu redaktorów, którzy cię będą czytać. To jest jak ospa wietrzna. Trzeba ją przejść odpowiednio wcześnie, bo później może mieć znacznie cięższy przebieg.

Piszesz, wysyłasz, poprawiasz... piszesz, wysyłasz... aż wreszcie - trafienie w dziesiątkę! Książka zostaje przyjęta do druku.

Jeżeli myślisz, że największa część roboty już za tobą, to się grubo mylisz. Teraz czeka cię praca z redaktorem (zapewne - panią redaktor, zawód okrutnie sfeminizowany). Tak, tak, na twoje poprawki trzeba nanieść jeszcze więcej poprawek. W dodatku tym razem masz narzucony termin. Tylko nie stawaj okoniem. Nawet uznani autorzy potrzebują fachowej redakcji, a ty przecież dopiero się uczysz.

Pamiętaj - ta straszna pani redaktor (miałam do czynienia głównie z paniami, ale bywa różnie), która właśnie bez cienia litości wytknęła tekstowi wszystkie słabe punkty, jest w tej chwili twoją najlepszą przyjaciółką. Ona WIE. Jeżeli mówi, że czegoś nie rozumie, czytelnik również nie będzie rozumiał. Skreślaj, przerabiaj i nie żałuj klawiatury.

Nie zapominaj jednak, że nikt nie napisze książki za ciebie. Redaktor sugeruje pewne rozwiązania, ale twoja propozycja może okazać się lepsza. Nie wykłócaj się, spokojnie rozmawiaj i konsultuj. Redakcja wcale nie musi być przykrym obowiązkiem. To część pisania, więc potraktuj ją twórczo. Nie należy tylko przesadzać i popadać w syndrom Hemingwaya, czyli obłęd poprawiania. Wbrew pozorom to nie jest uniwersalna droga do Nobla. W pewnym momencie trzeba sobie stanowczo powiedzieć: dość!

Kiedy nadchodzi ta chwila? Ano zazwyczaj wtedy, kiedy pani redaktor mówi, że ma zamiar wysłać tekst do wydawnictwa i że już naprawdę wystarczy. A ty nabierasz ochoty, żeby całość napisać jeszcze raz od nowa.

Stop. Wyżyjesz się twórczo przy następnym tomie. Publikują twoją własną książkę! Będą kolejne! Dotarło? O proszę, jaki ładny uśmiech...

Po redakcji następuje korekta językowa. Stosunkowo bezbolesna, chociaż nie wiem, jak to jest z dysortografikami. Wolę nie myśleć o losie pań korektorek w takich wypadkach. Zapewne wyrywają sobie włosy z głowy. Współczuję i zachęcam do nauki zasad pisowni (zaznaczam, że byki często dyskwalifikują tekst już na wejściu).

Na koniec jeszcze kilka przydatnych słów: Proszę. Dziękuję. Przepraszam. Łatwiej się pokłócić niż pogodzić, a ludzie dookoła są, co najmniej tak samo zestresowani, jak ty.

I przede wszystkim pamiętaj - pisarz to wolny zawód. Sukcesy przychodzą baaaardzooo powooooliiii...

...

Aleksandra Janusz jest autorką wydanej zaledwie dwa tygodnie temu powieści Dom wschodzącego słońca.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Seji
    Swiete slowa o redaktorach
Ocena:
0
Swiete slowa :).
14-12-2006 23:24
Sting
    Prawda? :)
Ocena:
0
15-12-2006 08:34
644

Użytkownik niezarejestrowany
    Ehh...
Ocena:
0
A najgorsze jest to, ze wiekszosc autorow sie wtedy obraza, jak im sie wycina albo wytyka bledy...
15-12-2006 20:53
teaver
    Kochana...!
Ocena:
0
Piszesz jak byś sama była redaktorem. :D

A tak poważnie- najbardziej razi mnie typ twórcy już "po przejściach", po jakiejś publikacji, któremu brak dystansu do własnego tekstu. Trudno się z nim rozmawia i bywa, że ostro negocjuje się poprawki. A niestety- tekst zazwyczaj na tym traci i czytelnik się irytuje... chociaż doceniam ich stanowczość, to stanowczo im odradzam taki sposób redakcji. :P
16-12-2006 18:48
~Andrzej Pilipiuk

Użytkownik niezarejestrowany
    próba uzupełnienia...
Ocena:
0
Zasadniczo zgodzę z Autorką w wiekszości kwestii (pierwsze dwa akapity mile zaskoczyły mnie swoim wyważeniem) uzupełniłbym jednak paroma uwagami. ****
1) Debiutowanie powieścią jest możliwe - ale nie polecam tej drogi. raz że potwornie cieżko się przebić do serc wydawców, dwa że po książkę nieznanego nikomu autora mało kto sięgnie. Fatalna sprzedaż zaś może zniechęcić wydawcę do publikacji kolejnej książki. Moim zdaniem należałoby najpierw puścić 10-15 dobrych opowiadań w czasopismach a gdy ludzie zaczną cię kojarzyć dopiero podejmowac proby wydanie czegoś grubszego.
2) Jesli jest sie początkującym autorem to myślę ze rozsądne jest pokazanie dzieła najpierw komuś kto sie tym zamuje zawodowo (np znajomej redaktorce) potem dopiero podejmowanie decyzji wysyłamy czy nie. W niektórych przypadkach warto siegnąc do kieszeni i poddać tekst redakcji zanim sie go wyśle - inaczej redaktor w wydawnictwie może zejść na zawał. statystyki są tu brutalnie - na 10 nadesłanych opowiadań czasopisma publikują jedno czasem dwa. Na pieć nadsłanych maszynopisów powieści szanse na druk ma jedna.
3) Redaktorów dzielimy na kika kategorii - jesli trafi sie niespełniony pisarz to grozi nam że zechce napisać naszą ksiązkę od nowa naszymi rękami ale według własnej koncepcji... Zasadniczo nie należy walczyć w kwestii uwag czysto technicznych - gdy czepia sie języka. Bardoz natomiast uważać na wszelki ingerencje mogące zmienić fabułę przesłanie utworu. Generalnie młody człowiek mogący sie wylegitymować piątkową maturą z polskiego reprezentuje zerowy poziom umiejętności zawodowych. Pracy nad językiem musi sie dopiero uczyć. od tego sa warsztaty literackie czy praca z redaktorem.
4) od tego mamy internet i konkwenty by przed posłaniem gdzieś maszynopisu zaczerpnąc informacji gdzie warto posłać, gdzie lepiej nie, ktory redaktor ma narowy etc.
5) Wydawanie książek to biznes - trudny i obarczony ogromnym ryzykiem. Wydawca inestuje w wydanie jesli autor jest perspektywiczny. To juz nie sa czasy gdy sie wydawało jdną ksiażkę na kilka lat. Dlatego sugerowałbym na dzień dobry złożyć maszynopisy co najmniej dwu dobrych książek, obszerny frament trzeciej a do tego ze dwa konspekty.
6) podkreśliłbym mocniej potrzebę szukania własnych dróg. wtórmność, sztampa, nieudolne podrabianie cudzego stylu, odgrzewane pomysły etc - to właśnie zabija 90% tekstrów.
7) do redakcji wysyłamy generalnie wydruk/maszynopis. taka tradycja.
8) co do tych sukcesów - zależą od wkładu pracy. liczyłbym tak: jakieś 2 lata ostrej orki aby nauczyć sie w miarę porządnie pisać. Debiut. 2-3 lata ostrej orki publikacja 10-15 tekstów w czasopismach. (przydała by sie jedna - dwie nominacje do nagród - to potwierdza że teksty sa dobre). Publikacja pierwszej książki na 3 rocznicę debiutu. Potem regularne pisanie 2-3 książek rocznie przez kolejne 5 lat. A co będzie dalej Bóg da. Liczę że 7-8 lat od debiutu w czasopismie zajmuje droga od "zera do bohatera". Długo? w supermarkecie na awans od pracownika kasy do kierownika zmiany też czeka się długo. Idiotyzm napisałem. Nie czeka się. Pracuje się. Długo i ciężko. Z drugiej strony nie należy też demonizować. Do supermarketu trzeba dojechać. Pisze się w domu, czas poświecany na dojazdy do pracy można przeznaczyć na prace. to dodakowe dwie godziny dziennie. To fajny zawód i jesli poświęci mu sie odpowiednio duzo wysiłku ładnie się odwdzięcza. Tylko trzaba na poważnie podejść do zagadniania.
****
Reklama (chyba nie wolno?, a trudno). latem planuję zorganizwoać tygodniowe warsztaty literackie. (niestety odpłatne, ale sa koszta). Zasadniczo zajmiemy sie pracą redakcyjną - tzn. będziemy siedzieli i wyszukiwali błędy w tekstach uczestników. Będzie się można dużo nauczyć i jszcze więcej postresować.
22-12-2006 09:11
Seji
    Taka reklama?
Ocena:
0
Pewnie ze wolno :).

Dzieki, Andrzeju, za dodatkowe informacje.
22-12-2006 09:47
inatheblue
    Dziękuję, Andrzeju.
Ocena:
0
Miałam szczęście w życiu do porządnych redaktorów (redaktorek), z którymi pracowało mi się dobrze. Nie byłam do niczego zmuszana, jeśli zmieniałam dużo to dlatego, że jestem perfekcjonistką (bardzo niedobre, jeśli chodzi o szybkość pisania).
Wolę nie myśleć co by się działo, gdybym trafiła na złośliwego typa, o jakich wspominasz.
22-12-2006 12:23
Rheged
    Ośmielę się dodać coś od siebie...
Ocena:
0
...Uno: nie pisz codziennie jeśli naprawdę nie masz pomysłu, nie masz weny (bo ta ze sztuką iść musi, jeśli oczywiście masz zamiar uprawiać sztukę), jesteś zmęczony, w życiu ułożyło się zbyt dobrze lub zbyt źle. Do pisania potrzeba komfortu, jak nie wychodzi, zakończ i nie zapisuj zmian.

Duo: nieprawdą jest to, że wydawcą nie chcą publikować książek autora, który pisze raz na kilka lat. Jawnym przykładem jest tutaj Jacek Sobota, który materiał na swoje dwie książki wydane na przełomie tego roku zbierał przez parenaście lat. Gwarantem na opublikowanie swojego "dzieła" jest to jak dobrym jesteś pisarzem, a nie jak dobrym jesteś biznesmanem.
22-12-2006 21:24
inatheblue
    Różne są szkoły i różni ludzie...
Ocena:
0
...niektórzy mają taką filozofię, że właśnie pisanie pomaga im na złapanie dystansu od tego, co się w życiu wydarzyło. Był taki moment, kiedy właśnie układało mi się źle i wtedy dzięki pisaniu mogłam od tego uciec.
Twoje rady, Rheged, są niebezpieczne dlatego, że człowiek raczej ma tendencje do zmniejszania sobie nakładu pracy, niż zwiększania. Można czuć się usprawiedliwionym, że nie wkłada się w pisanie 100% siebie, zawsze znajdzie się jakaś wymówka - no bo przecież tworzymy sztukę. Tymczasem bardzo często wystarczy wtedy porządnie przysiąść i trochę się rozpędzić. Wiele osób za bardzo może wziąc sobie do serca to, co piszesz - i nigdy nie skończą żadnej książki.
Już lepiej, żeby się postresowali i próbowali przekraczać własne granice. Boję się gadania o sztuce, to lepiej zostawić krytykom, ja jestem tylko prosty biolog molekularny i opowiadam o tym, co mnie zajmuje. W gruncie rzeczy wymyślanie projektów naukowych i wymyślanie książek mają ze sobą wiele wspólnego.
Andrzej, oczywiście, jest tytanem pracy - nie każdy tak potrafi. Ma też podejście, które nie każdemu może pasować. Świetnie - każdy ma swój sposób - Andrzej swój, ty swój, ja też jakiś inny. Ludzie są różni, książki są różne i... i dobrze, no.
22-12-2006 22:58
Rheged
   
Ocena:
0
Masz sporo racji Ina, ale to tylko jedna strona medalu. Moim postulatem jest to, żeby pisać z myślą o tym, żeby było to sztuką, a to nie jest niebezpieczne. Oczywiście, może nie wyjść, ale to już inna sprawa. Ale pisanie jako biznes - sorka, można sprzedawać misternie wykonane litery, jak koniecznie chce się pisać. Nie mówię, że pieniądze nie powinny iść w parze ze sztuką, bo to w końcu też praca. Ale żeby od razu traktować to tylko jako zarobek... A tendencje do zmniejszania czasu pracy przy pisaniu, to jest zbrodnia. Nie mówię, że należy sobie koniecznie życie utrudniać, ale pisanie jest pewną drogą. Trzeba wyważyć pewne rzeczy.

Mówisz o przekraczaniu granic - granicę nie przekracza się wtedy, kiedy się pisze stronę na dzień, ale kiedy się pisze ocierającą o artyzm stronę na dzień. Tylko o tym mówię. Oczywiście, to trudne. Dlatego początkujący niech lepiej ćwiczą dużo, ale nie na siłę.

A gadania o sztuce się nie bój. W końcu chyba chcesz być artystką (w Twoim wypadku pisarką)? Polecam Ci przeczytać, co sądzi autor z drugiej strony medalu (kompletnie artystycznej) - Jacek Sobota. Znajdziesz wywiad z nim w CF#7.
23-12-2006 00:18
Seji
    Pisarz
Ocena:
0
to tez zawod - jak kazdy inny. Nie ma nic zlego w pisaniu zarobkowo.
23-12-2006 10:52
Rheged
   
Ocena:
0
A pisałem, że jest? Pisałem, że dobrze jest mieć z tego pieniądze, ale traktować to tylko jako biznes, to błąd. Jestem za aspektem mimezis w sztuce. Bo jeśli nie będzie mimezis to grafomania opanuje pisarstwo tak jak sztuka nowoczesna świat (przykładem niech będzie tu Christo i jego "sztuka" opakowania reichstagu). Mam wrażenie Seji, że właśnie myślenie o tym w kategoriach pieniężnych i tylko pieniężnych jest bardzo niebezpieczne, bo rodzi w literaturze grafomańskie patologie.
23-12-2006 11:40
inatheblue
   
Ocena:
0
Uff, gdybym się przejmowała podobnymi rzeczami, nigdy bym niczego nie napisała. Wzięłabym się i zblokowała, przerażona, że to co piszę jest niedostatecznie artystyczne. Jeszcze więcej perfekcjonizmu mi nie potrzeba. Poza tym lubię czasem skrobnąć coś dla pustej zabawy i nie mieć z tego powodu poczucia winy.
A pisanie zarobkowo to jakieś nieporozumienie. Lepiej się na to nie nastawiać. To może najwyżej przyjść z czasem.

BTW, odłączam się na święta od netu - Wesołych :)
23-12-2006 12:27
Seji
    Jak jest pisarz dobry
Ocena:
0
to ja mu chetnie zaplace. Chocby i rzemieslniczo pisal powiesc na miesiac. Wiec grafomania w takim wypadku nie wystapi.

Sztuka to sztuka. I niech sobie sztuka bedzie. A jak ktos pisze dobrze, to nawet za pulp fiction mu zaplace - bo lubie. Chocby jak wyzej - co miesiac.

Ina - wlasnie, nie przejmuj sie. Bo milosnikow SZTUKI nigdy nie zadowolisz. Beda jojczyc za kazdym razem, bo dla nich autor najlepszy jest martwy i na piedestale - nawet, jesli nic nigdy nie stworzyl. Byle mieli do czego wzdychac i na co narzekac.
23-12-2006 13:48
Rheged
    Seji...
Ocena:
0
Pojmujesz sztukę jako wzdychanie do złotego cielca, a miłośników sztuki jako jednostki nie mające rozumu?

Pytam z ciekawości, bo wydaje mi się, że właśnie tak masz.

Wcześniej rzekłeś, że pisarz to zawód jak każdy inny. Nie zgodzę się. Nie wiem w czym pisarz przypomina sprzedawcę, rzeźnika, producenta kibli, pielęgniarkę, czy zbieracza złomu. A Ty wiesz?
23-12-2006 14:31
Seji
    A czy ja gdzies
Ocena:
0
pisze cos o pojmowaniu?

A przypomina w tym, ze wytwarza produkt, na ktory jest zapotrzebowanie i go sprzedaje. Moze to robic dorywczo - raz na 10 lat - a moze tez kilka razy do roku, zawodowo.
23-12-2006 14:51
Rheged
   
Ocena:
0
No to wyjściowo się zgadzamy, jednak bycie "zawodowym" (w polsce to chyba tylko Sapkowski i Orbitowski jeśli chodzi o fantastykę) pisarzem nie wyklucza dbanie o artyzm swoich wytworów.
23-12-2006 15:03
Seji
    Zapominasz
Ocena:
0
o Pilipiuku - jak najbardziej pisze zawodowo.

I nigdy nie twierdzilem, ze cokolwiek to wyklucza. Poza tym, harlekiny tez sa potrzebne - i zarabia sie na nich lepiej, niz na fantastyce. Przy czym nikt nie zmusza do czytania.
23-12-2006 15:57
Rheged
   
Ocena:
0
Pilipiuk to co najwyżej składa literki zawodowo. Z pisarstwem nie ma to nic wspólnego.

A z harlekinami masz rację, są potrzebne, aby ludzie zarabiali na grafomanii. Jednak nie mieszajmy grafomanii z pisarstwem. To niesmaczne.

Przypomniała mi się teza, jaką niegdyś rzucił mi mój wykładowca z łaciny - w życiu trzeba przeczytać przynajmniej jednego gniota, żeby wiedzieć jak nie pisać.
23-12-2006 16:30
Seji
    Literki sklada?
Ocena:
0
Bo poniewaz?

A co do mieszania grafomanstwa z pisarstwem, to rozumiem, ze nalezy spalic opowiadania Lovecrafta? Bo tu akurat chyba wszyscy sa zgodni, ze HPL grafomanem byl.

Dla Guya N. Smitha tez sie pewnie na stosie miejsce znajdzie. Kogos jeszcze nan wyslesz, kto nie uprawia SZTUKI?
23-12-2006 16:35

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.