Czyli: "Nie zrozumiałeś, boś głupi!" Autor:
Marcin 'malakh' Zwierzchowski
Jaki jest Dukaj, każdy widzi. A jeżeli ktoś nie widzi, to może poczytać, bo – chyba jak żadnego innego polskiego twórcę – poprzedza go swoista legenda (dość powiedzieć, że dział forum
Nowej Fantastyki, poświęcony literaturze, ma podtytuł:
"I co Dukaj miał na myśli?"). Wszyscy znają Sapkowskiego, Kresa czy Ziemkiewicza; popularnymi można nazwać Grzędowicza, Ćwieka lub Pilipiuka, jednakże to właśnie autora
Lodu rzesze fantastów chcą nieść niczym sztandar na czele swojego pochodu ku uznaniu przez tak zwany
główny nurt. Dla wielu Dukaj przestał być po prostu utalentowanym pisarzem, a stał się niemalże bóstwem. Jak każde szanujące się bożyszcze, ma on swoich wyznawców, do utraty tchu opiewających jego wielkość, a także (a może przede wszystkim?) walczących z hordami heretyków ośmielających się krytykować ich obiekt kultu.
Nie od dzisiaj wiadomo, że Dukaj ma nie tylko swoich wiernych fanów (jakkolwiek dziwnie by to brzmiało w odniesieniu do czytelników), ale też przeciwników. Jest to zjawisko powszechne i naturalne, bo przecież jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Niemniej, dziwi mnie traktowanie tej drugiej grupy niczym bandy bezmyślnych, pogańskich barbarzyńców, taplających się w lubieżnych przyjemnościach tak zwanej
literatury rozrywkowej, nie chcących nawrócić się ku jedynej słusznej wierze – "dukaizmowi".
Bo jeżeli na forum internetowym napiszesz, że nie lubisz Sapkowskiego czy Tolkiena, częstokroć kwitowane jest to zwykłym wzruszeniem ramion:
"Nie podoba ci się? Twoja sprawa". Inaczej rzecz ma się w przypadku tekstów autora
Perfekcyjnej niedoskonałości. O prozie Hala Duncana masz prawo powiedzieć, że jest ciężka w odbiorze, o opisach u Łazarczuka, że są zagmatwane i miejscami niezrozumiałe, a o Huberacie, że jest zbyt poważny; tymczasem, jeżeli o języku Dukaja napiszesz:
"jakiś taki dziwny, ciężki"*, to odpowiedź będzie brzmiała:
"To się nazywa: kwiecisty i wysmakowany". Dochodzimy nawet do paranoidalnej sytuacji, gdzie o recenzencie, Marcinie Sendeckim, któremu
Lód niespecjalnie przypadł do gustu (
Przekrój 03/2008), użytkownicy piszą:
"Recenzent, który nie może przebrnąć przez "Lód", to […]** nie recenzent – szczególnie w gazecie o takim zasięgu i schedzie jak "Przekrój". Po prostu wstyd". A ja uważam, że większym wstydem jest krytykowanie recenzenta za jego gusta, nie zwracając uwagi na stronę merytoryczną samego tekstu.
Dobrym przykładem opisywanego przeze mnie podejścia do twórczości Dukaja jest artykuł
Niegotowi na arcydzieło? Macieja Guzka (
Nowa Fantastyka 05/2008). Już w pierwszym akapicie autor daje wyraz swojemu stosunkowi do wszelkiej krytyki, informując:
"Tak, Jacek Dukaj, pisząc Lód, stworzył powieść wielką. Ale nie wszyscy to zauważyli", po czym przez ponad dwie strony łopatologicznie tłumaczy czytelnikom, za co autora
Innych pieśni wielbić trzeba i dlaczego:
"Dukaj wielkim pisarzem jest!" (bardzo dobrze zanalizował to Michał Foerster w swoim tekście:
Dorabianie gęby Dukajowi, opublikowanym na łamach
Esensji). Ogólny wniosek, jaki przychodzi mi na myśl po przeczytaniu artykułu pana Guzka, jest taki:
"Nie lubisz, boś nie zrozumiał. Nie zrozumiałeś, boś głupi!".
Z takiego podejścia rodzi się dziwny podział na czytelniczą elitę, czyli tych, którzy Dukaja docenić potrafią, i wspomnianych wcześniej barbarzyńców – niegotowych na arcydzieło. Czytelnikom odbiera się prawo do osobistego
de gustibus, skutecznie propagując przekonanie, że wszelka krytyka jest objawem nieoczytania bądź ignorancji krytykującego. Najgorsze jest to, że owa
kampania przynosi skutki. Efektem są wypowiedzi typu:
"ja głupie stworzenie jestem i Perfekcyjnej doskonałości przetrawić nie mogę" lub pisane przepraszającym tonem (jakby własne zdanie było zbrodnią!) nieśmiałe oceny:
"Postacie faktycznie mogłyby być lepiej zarysowane, czasem irytowało ich poprowadzenie (ale to już moje osobiste odczucie i nie można traktować go jako jakiś ogólny zarzut)".
Taka niezdrowa sytuacja najbardziej rzutuje na tych, którzy z twórczością Dukaja styczności nie mieli bądź też – tak jak ja – dotychczas przeczytali zaledwie kilka opowiadań. Dla takich osób proza tego pisarza urasta do rangi swoistego sprawdzianu, testu własnej inteligencji. Bo skoro, na przykład
Lód jest arcydziełem, to co będzie, jeżeli mi się nie spodoba? Co, jeśli będzie zbyt
ciężki? Czy to miałoby oznaczać, że jestem głupi? Coś ze mną nie tak?
Taka gloryfikacja twórczości tego pisarza nadaje jego książkom niepotrzebnego ciężaru. Wspomniane wcześniej dzieło Dukaja, oprócz tego, że samo w sobie stanowi niezłą cegłę, dodatkowo ciąży na półce brzemieniem "guzkowatych" opinii, nadających mu charakter nie książki, a relikwii. Nie dziw więc, że na forach internetowych czytamy:
"mit Dukaja do niedawna skutecznie zniechęcał mnie do zapoznania się z jego twórczością". Zjawisko to najbardziej szkodzi samemu pisarzowi, zniechęcając do niego wielu potencjalnych odbiorców. Bo pisząc, że dana proza jest inteligentna i oryginalna, możesz zachęcić czytelników do sięgnięcia po nią. Ale jeżeli pojawiają się opinie, że czyjeś teksty to twórczość
dla elit, skutkuje to tym, że spora część niepewnych siebie odbiorców waha się. W końcu nikt nie chciał by pewnego dnia dowiedzieć się, że jest głupi albo nie dość inteligentny.
W tym wszystkim pocieszające są dwie rzeczy. Po pierwsze i najważniejsze, Dukaj jest poza tym – to czytelnicy robią z niego bóstwo, on sam pozostaje skromny. Widać to w wywiadach, widać i w licznych recenzjach. Nawet najbardziej krytyczne oceny pisane są z punktu widzenia czytelnika, a nie
"kogoś, kto potrafi lepiej". Tym samym autor pokazuje klasę, jakiej brak niektórym z jego
wyznawców, i chwała mu za to! Z drugiej strony, należy zdecydowanie podkreślić, że artykuł ten nie odnosi się do wszystkich fanów szanownego pisarza. Zdecydowana większość z nich okazuje się być godnym swojego
Mistrza i poprzez rzeczowe wypowiedzi skutecznie propagują jego twórczość pośród młodych fantastów.
Skąd więc ten tekst? Po co marudzić, skoro zarówno pisarz, jak i lwia część jego entuzjastów nie jest niczemu winna? Otóż, obawiam się, że zadziałać tu może efekt kilku zgniłych jabłek, które zatruć mogą cały koszyk. Jak widać, ów ferment
"dukaizmu" rozprzestrzenia się wśród czytelników (widać to chociażby po cytowanych wyżej wypowiedziach), skutecznie psując opinię samemu twórcy. Można by całą rzecz zbagatelizować, uznając, że głos kilku osób zostanie zagłuszony pośród internetowego zgiełku, jednakże przykład Macieja Guzka pokazuje, że niekiedy propagatorzy nienaturalnego podziału na
elitę i
barbarzyńców dopinają swego i przemawiają do tłumów (w końcu
Nowa Fantastyka to nie żadne zaściankowe pisemko).
A wszystko to szkodzi Dukajowi, bo chęć idealizowania jego twórczości przynosi odwrotny skutek. Jego książki są wręcz demonizowane, przez co na przykład mój egzemplarz
Lodu od Gwiazdki stoi na półce i czeka, aż będę
gotowy na arcydzieło. Na razie czytam Hala Duncana, za sobą mam Huberatha i Chianga, w planach Iana R. McLeoda – może takie przygotowanie mi wystarczy? W końcu nie chcę ryzykować, że książka mi się nie spodoba –
ergo, dowiedzieć się, że jestem zbyt głupi, jak na twórczość Dukaja.
*) Cytaty pochodzą z forum magazynu „Fahrenheit” (temat
Już tak nie Dukaj.) i z forum „Nowej Fantastyki” (temat
Jacek Dukaj)
**) W tym miejscu autor owej wypowiedzi umieścił niemożliwy do błędnego zinterpretowania emotikon