» Teksty » Artykuły » Piraci ze Śródziemia: Klątwa Drugiej Części

Piraci ze Śródziemia: Klątwa Drugiej Części


wersja do druku

Czyli cóż takiego strasznego jest w drugich częściach trylogii

Redakcja: Michał 'oddtail' Sporzyński

Niedawna premiera filmu Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka zapoczątkowała liczne dyskusje pomiędzy ludźmi, którym druga część przygód Jacka Sparrowa i jego wesołej ferajny się podobała oraz tymi, którym do gustu raczej nie przypadła. Pośród licznych argumentów dotyczących zmiany konwencji (co dla jednych było zaletą, dla innych zaś wadą), odejścia od bajkowości części pierwszej (z tym było podobnie) i mniejszego realizmu, bardzo często pojawiało się wytłumaczenie, że jest to druga część trylogii, a te zazwyczaj wypadają słabo. Skąd bierze się takie przekonanie?

Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Do mnie tego typu argumentacja nie trafia, bowiem fakt, iż jest to którakolwiek z części jakkolwiek długiej serii nie powinien mieć na jej ocenę zbytniego wpływu, tym bardziej, że przekonanie to dotyczy tylko trylogii (dłuższe serie, takie jak na przykład Harry Potter, są wolne od tego przesądu).

Postanowiłem sięgnąć pamięcią nieco wstecz i wyszukać trylogie, w których drugie części nie tylko nie odstawały w dół od pierwszej i trzeciej, ale czasami wręcz nawet je przewyższały. Przyszło mi to całkiem łatwo. Skoncentrowałem się na kasowych przebojach, które potwierdziły, że numerek (napisany wprost lub też przypisany intuicyjnie) przy filmie tak naprawdę wpływu na poziom samej produkcji nie miał. Owszem, trylogie ogląda się najlepiej całościowo (za jednym zamachem), jednak sytuacja, gdy jesteśmy raczeni jedną częścią raz na powiedzmy, rok, nie powinna obniżać naszej oceny filmu. Zgodzę się, że niedomknięcie pewnych wątków może nieco drażnić, ale to raczej odzywa się nasza niecierpliwość do zobaczenia kontynuacji niż jakieś racjonalne argumenty.

Cofnijmy się nieco w czasie, a dokładniej do roku 1980, kiedy to do kin zawitał film Gwiezdne Wojny - Epizod 5: Imperium kontratakuje – druga część znanej wszystkim oryginalnej trylogii Gwiezdnych Wojen. Co ciekawe, niezależnie od „prawa drugiej części” jest to produkcja uznawana do dzisiaj tak przez fanów, jak i krytyków za zdecydowanie lepszą od Nowej nadziei i Powrotu Jedi. Ogólnie cała ta trylogia jest bardzo równa jeśli chodzi o poziom, ale to właśnie skazana na klęskę część druga jest uznawana za najlepszą. Warto zauważyć również, że Nowa Saga, której kolejne części są coraz lepsze, stanowi zaprzeczenie tezy o słabości środkowych filmów trylogii. Najniższy poziom prezentuje sobą Mroczne widmo, a nie - jak należałoby się spodziewać – Atak klonów.

Nie inaczej jest w przypadku Powrotu do przyszłości, składającego się z trzech bardzo równych i porządnych filmów. Nie zaobserwowałem tu spadku poziomu przy którejkolwiek części. Warto również zauważyć, że przy ocenie Powrotu i Gwiezdnych Wojen nie pojawiają się uwagi dotyczące nie zamkniętych wątków. Widzowie najwyraźniej pogodzili się z tym faktem i cierpliwie czekali na kolejne części owych trylogii.

Owszem, są trylogie, w których drugie części wypadają zdecydowanie słabiej od pierwowzoru, jednak zazwyczaj w takich przypadkach trzecie również nie zachwycają. Weźmy za przykład serię Blade. Pierwsza część opowieści o czarnoskórym pół wampirze – pół człowieku, walczącym z tą mniej ludzką częścią swojej „rodziny”, osiągnęła całkiem spory sukces, druga zaś oczywiście go nie powtórzyła. Co ciekawsze jednak, trzecia, która przecież powinna być powrotem do wyższego poziomu, okazała się jeszcze większym niewypałem niż jej poprzedniczka. Podobnie ma się sprawa z Matrixem – okrzykniętym najlepszym filmem w historii cyberpunku, który moim skromnym zdaniem powinien skończyć się na części pierwszej, śmiercią Neo, bowiem zarówno Reaktywacja jak i Rewolucje bardzo sprawnie zniszczyły świetne wrażenie stworzone przez pierwowzór. Może w takim razie powinniśmy mówić nie tylko o „prawie części drugiej”, ale także „prawie części drugiej i trzeciej”. Można oczywiście owe „prawo” rozwinąć i na część pierwszą, ale zbyt mądrym posunięciem nazwać tego nie mogę.

Ostatnimi czasy najbardziej zagorzałe dyskusje, w których najczęściej padały zdania o mankamentach części drugiej, toczyły się wokół dwóch trylogii (w tym jednej jeszcze niedokończonej): Władcy Pierścieni i Piratów z Karaibów, które jak dla mnie utrzymują wysoki poziom od początku do końca. Rozumiem argumenty o zmianie konwencji i klimatu, nie rozumiem jednak tych tyczących się niezamykania wątków i pretensji, że wszystko wyjaśni się dopiero w części trzeciej, ostatniej. A kiedy, drogi widzu, mają się wyjaśnić? Po to jest ostatnia część, żeby to właśnie w niej twórcy mogli zamknąć większość wątków. Zrobienie tego w części pierwszej byłoby raczej bezsensowne. Po co wtedy dwie kolejne? W drugiej również nie zdałoby to egzaminu, wszak wtedy mielibyśmy dylogię, a tej zapewne nie tyczą się „prawa” zarezerwowane dla trylogii. Pozostaje, jak się nietrudno domyślić, część trzecia.

Dlatego, drogi czytelniku, jeśli jakiś film wypadł poniżej Twoich oczekiwań, nie staraj się go usprawiedliwić za wszelką cenę, a już na pewno nie zdaniami w stylu „bo to druga część”. Numerek nie wpływa znacząco na odbiór filmu, chyba że na seans idziesz bez świadomości, że środek trylogii raczej niewiele Ci wyjaśni. Możesz wtedy czuć się zawiedziony – ten przywilej jest niestety zarezerwowany dla zakończenia. W przeciwnym wypadku oceniaj film taki, jakim jest i nie bój się powiedzieć, że Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka to film słaby. Miliony zachwyconych nim fanów mogą się wszakże mylić...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


starlift
    Słuszne uwagi.
Ocena:
0
Mam podobne zdanie. Troche juz za duzo sie nasluchalem "druga czesc to kicha" i temu podobnych.

I piraci swietni sa. :)
30-08-2006 00:22
Nasstar
    heh
Ocena:
0
myslałem że się ktos nie zgodzi ze mna:)
30-08-2006 07:44
starlift
    Szczerze mowiac
Ocena:
0
tez tak myslalem, a tu komentarzy brak. :)

Napisalbys, ze Matrix 2 i 3 sa lepsze od 1 to bys mial jakies wpisy. :P
30-08-2006 11:34
Nasstar
    to by była
Ocena:
0
troche marna prowokacja:)
30-08-2006 11:47
bukins
    Jak można było zapomnieć o
Ocena:
0
Terminatorze? :P
30-08-2006 18:37
Nasstar
    hehe bukins
Ocena:
0
nie chaiłe mwymieniac wszystkich trylgoii, poza tym Terminator mi do tezy :)
30-08-2006 21:24
Yarghuzzz
    pla pla pla
Ocena:
0
Może zostanę uznany za marudę, ale nic nowego Nasstar nie napisałeś. Jest w drugich częściach trylogii coś, co sprawia, że są one niezwykle trudne do zrealizowania w sposób ciekawy - właśnie to, że ekspozycja głównych wątków pojawia się w części pierwszej, a rozwiązanie - w części trzeciej.

Podane przez Ciebie przykłady tylko częściowo wspierają tezę, że druga część ma jakąś dziwną łatkę przyczepioną przez publikę. Po koleji:

Gwiezdne Wojny Ep.5 - połowicznie się zgodzę, a to dlatego, że pierwsza część GW, mimo, że pozostawia otwarte wątki, stanowi jednak zamkniętą całość. Gdyby film nie okazał się takim przebojem, łatwo byłoby uznać, że zniszczenie gwiazdy śmierci stanowiło początek końca Imperium. Także bohaterowie są wprowadzeni niejako w fabułę tak, że nie muszą wgłębiać się we wcześniejsze zależności - nie jest ich aż tak wiele. Natomiast zakończenie jest już w pełni powiązane z trzecią częścią.

Trudno już traktować jako trylogię BLADE'a. Fabularnie części nie są ze sobą powiązane - to po prostu kolejne sequele. Części wiążą się w zasadzie tylko postacią głównego bohatera, który jest na tyle wyrazisty, że nie musimy poznawać go od podszewki (czyli obejrzeć pierwszą część), natomiast same historie opowiadane w kolejnych częściach stanowią zamkniętą całość. Tak też jest z Terminatorem, underworldem (tak, na razie są tylko dwie części, wiem ;) ), Piątkiem 13tego, Evil Dead itd. itd.

Tak naprawdę pełnoprawnych trylogii filmowych nie ma wiele - pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jedyną jest Władca Pierścieni - zakładana i napisana jako trylogia, było pewne że powstaną trzy filmy - nie mniej, więc reżyser i producent mogli pozwolić sobie na tworzenie filmów nie koniecznie będących zamkniętymi, samodzielnymi częściami. Gwiezdne Wojny nie miały tej pewności, podobnie inne filmy (Rocky, Rambo, Evil Dead, nawet Matrix), więc pierwsza część zawsze w jakimś stopniu musiała być jak najbardziej zwięzła - dopuszczano jedynie tak nielubiane 'furtki' do kolejnych części (jak choćby Matrix właśnie)

No a same drugie części... no właśnie - robione jako zamknięta całość wymagają zamkniętej pełnej historii, jak najmniejszej ilości niedokończonych lub nie rozpoczętych wątków. Dlatego dla kogoś kto oglądał pierwszą część drażniące będą retrospekcje - dla widza, który początku nie widział ich brak może być przyczyną niezrozumienia motywów działań bohaterów.

i tak dalej i tak dalej...
05-10-2006 10:59
~No właśnie - i co? Cóż takiego one

Użytkownik niezarejestrowany
    No właśnie - i co? Cóż takiego one widzą?No właśnie - i co? Cóż takiego one widzą?
Ocena:
0
No właśnie - i co? Cóż takiego one widzą?uhmm
ggms msag masgmasg,gsa,msagm,gas,.m,asgg
pla pla pla 05-10-2006 10:59
Może zostanę uznany za marudę, ale nic nowego Nasstar nie napisałeś. Jest w drugich częściach trylogii coś, co sprawia, że są one niezwykle trudne do zrealizowania w sposób ciekawy - właśnie to, że ekspozycja głównych wątków pojawia się w części pierwszej, a rozwiązanie - w części trzeciej.

Podane przez Ciebie przykłady tylko częściowo wspierają tezę, że druga część ma jakąś dziwną łatkę przyczepioną przez publikę. Po koleji:

Gwiezdne Wojny Ep.5 - połowicznie się zgodzę, a to dlatego, że pierwsza część GW, mimo, że pozostawia otwarte wątki, stanowi jednak zamkniętą całość. Gdyby film nie okazał się takim przebojem, łatwo byłoby uznać, że zniszczenie gwiazdy śmierci stanowiło początek końca Imperium. Także bohaterowie są wprowadzeni niejako w fabułę tak, że nie muszą wgłębiać się we wcześniejsze zależności - nie jest ich aż tak wiele. Natomiast zakończenie jest już w pełni powiązane z trzecią częścią.

Trudno już traktować jako trylogię BLADE'a. Fabularnie części nie są ze sobą powiązane - to po prostu kolejne sequele. Części wiążą się w zasadzie tylko postacią głównego bohatera, który jest na tyle wyrazisty, że nie musimy poznawać go od podszewki (czyli obejrzeć pierwszą część), natomiast same historie opowiadane w kolejnych częściach stanowią zamkniętą całość. Tak też jest z Terminatorem, underworldem (tak, na razie są tylko dwie części, wiem ;) ), Piątkiem 13tego, Evil Dead itd. itd.

Tak naprawdę pełnoprawnych trylogii filmowych nie ma wiele - pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jedyną jest Władca Pierścieni - zakładana i napisana jako trylogia, było pewne że powstaną trzy filmy - nie mniej, więc reżyser i producent mogli pozwolić sobie na tworzenie filmów nie koniecznie będących zamkniętymi, samodzielnymi częściami. Gwiezdne Wojny nie miały tej pewności, podobnie inne filmy (Rocky, Rambo, Evil Dead, nawet Matrix), więc pierwsza część zawsze w jakimś stopniu musiała być jak najbardziej zwięzła - dopuszczano jedynie tak nielubiane 'furtki' do kolejnych części (jak choćby Matrix właśnie)

No a same drugie części... no właśnie - robione jako zamknięta całość wymagają zamkniętej pełnej historii, jak najmniejszej ilości niedokończonych lub nie rozpoczętych wątków. Dlatego dla kogoś kto oglądał pierwszą część drażniące będą retrospekcje - dla widza, który początku nie widział ich brak może być przyczyną niezrozumienia motywów działań bohaterów.

i tak dalej i tak dalej...
09-05-2008 10:33

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.