» Blog » Pimp my scenario: Sztylet św. Holgera by karp
18-04-2007 20:30

Pimp my scenario: Sztylet św. Holgera by karp

W działach: scenopisanie | Odsłony: 8

Pimp my scenario: Sztylet św. Holgera by karp
Polter pluje blogami jak szalony, to i ja się może nieco aktywniej dołączę. Ten odcinek będzie o Warhammerze i scenariuszu karpia opublikowanym na polterze w grudniu [nadrabiam zaległości, ay?]. Chodzi o “Sztylet św. Holgera” [będę spojlował und even more].

Ostatnio tylko marudziłem, więc teraz dla odmiany postanowiłem pochwalić. Otóż uważam, że jest to bardzo fajny scenariusz, który, gdybym prowadził łarchamca, byłbym skłonny poprowadzić a i pewnie z chęcią bym zagrał. Nie jest to może jakieś niezwykle wysublimowane dzieło, lecz zawiera w sobie właściwie wszystko, czego można sobie życzyć od porządnego scenosa do WFRP – jest klimat, są interakcje z ciekawymi BNami, trochę walki i kilka naprawdę killerskich scen. Spotkanie z ogrami jest może nieco zbyt przewidywalne [ale tym większa radocha, gdy przewidywania się sprawdzają] lecz już wampir-niewampir zupełnie zabija. Wreszcie jeszcze zakończenie – przewrotne, jak na wfrp przystało, ale tym razem nie w stronę gnojenia graczy, brawa.

Poklepałem po pleckach [czy tam po płetwach], to teraz kilka uwag krytycznych. Pierwsze – motywacja dla graczy. Zwracał już na to uwagę w komentarzach Ifryt – scenariusz może się zbyt łatwo rozlecieć, jeżeli tylko gracze nabiorą zbyt dużych podejrzeń w sprawie głównego BNa, którego będę w skrócie nazywał RR. Wypadałoby dodać do tego jakiś dodatkowy haczyk, który sprawi, że będą towarzyszyć “strażnikowi relikwii” – nie można się zawsze odwoływać do przyzwoitości graczy i kurtuazyjnego “oj zróbmy tak, bo mu się scenariusz rozleci”.

Drugi przytyk także tyczy się RR. Wydaje mi się, ze jego postać jest póki co zbyt papierowa – a przecież facet jest o krok od śmierci! Moim zdaniem zwykłe “no i umarł po drodze” nie wystarczy. Na pewno trzebaby mu dodać jakąś scenkę z dramatyczną opowieścią, która tłumaczyłaby jego motywy (najlepiej w sprytny sposób ukrywającą tych, dla których naprawdę pracuje). Myślę, że nie byłoby złym pomysłem skontrastowanie postawy RR z postawą biczowników. Ci drudzy to wiara ślepa, acz gorąca. Ten pierwszy zaś wierzy rozumowo, niemal na chłodno, co może z niego uczynić w oczach graczy osobę świętą. Tym lepszy będzie efekt przy spotkaniu z JN, gdy okaże się, że tak naprawdę wiara RR opierała sie o moc wampirzych książąt. Gadka RRa na pożegnanie mogłaby wyglądać jakoś tak: [drżące ciało, smród gnijącej rany, oczy zasnute mgłą]”Przyrzeknij, że będziesz kontynuował moją misję.” [tu gracze swoje, ale on pewnie nie słucha i zapodaje dalej] “Przyrzeknij, a gdy ciemność i wam zasłoni oczy spotkamy się ponownie. Razem, po drugiej stronie, po prawicy...!” [ostatni wydech].

Trzecia uwaga dotyczy nieco szerszej obserwacji. Jest w “Sztylecie” jedna scena, która konstrukcyjnie szczególnie mi się podoba – mowa tu o spotkaniu z ogrami. Jest w niej groźba [przecież to ogry!], warhammerowy smaczek [he he he, smacznego], ale przede wszystkim jest wyzwanie: Czy drużyna wykaże się odwagą i spróbuje uratować drugiego z przetrzymywanych haflingów, czy też pójdzie na łatwiznę i stchórzy? Czym jest jednak wybór bez konsekwencji, które po nim następują? Stąd naturalnym uzupełnieniem posiłku z ogrami jest późniejsze spotkanie z bandą haflingów, którzy mają zamiar wziąć na bestiach zemstę. Miodzio! Tylko dlaczego, na litość boską, autor nie zrobi tak samo w drugiej scenie wyboru - związanej z ofertą JN? Moim zdaniem potencjał tego bohatera nie jest przez scenariusz w pełni wykorzystywany. Bo przecież BG nie dowiedzą się, że tak naprawdę osobnik ten nie jest wampirem, prawda? No to jak, wymyślamy niezły trik, tylko po to, by go potem ukryć? Nie mogę się także zgodzić z przekonaniem, że “jeśli BG przystaną na jego propozycję i nie zniechęci ich nawet wygląd sług Niemitza, to najwyższa pora zakończyć przygodę i rozpocząć pisanie kampanii dla sług Wampirzych Książąt.”[przynajmniej nie od razu ;-]. Zrobiłbym raczej tak: pierwsze zadanie wyznaczył drużynie od razu i uczynił nim nic innego jak odnalezienie grobu/ciała RRa i wskrzeszenie go za pomocą specjalnego amuletu, który przekaże graczom JN. W ten sposób gracze, tym razem śledzeni/pilnowani ukradkiem przez JN, idą nadal głównym torem fabuły ku jej zakończeniu, jakim jest spotkanie z kapłanem Sigmara – tyle, że tym razem nie będzie to dla drużyny miła wiadomość. W ten sposób tworzą się jednocześnie konsekwencje wyboru z grunbaumskiej oberży.

Jeżeli już jesteśmy przy postaci kapłana, to nasuwają mi się dwa inne kryteria, które lubię spełnić pisząc jakiś scenariusz. Mam tu na myśli brak pustych scen oraz spójność. Ileż większa jest frajda, gdy pozornie niepotrzebne sceny z początku przygody stają się nagle elementami tej samej układanki? Tak zrobiłbym z pierwszą sceną “Sztyletu” - noclegiem w świątynce Sigmara. Póki co była ona tylko bardzo IMHO udanym kolorem. Niech jednak, przed tym jak drużyna uda się na nocleg, pojawi się w murach osoba kapłana wygłaszającego homilię. Bohaterowie, nawet jeżeli się nie przysłuchują, zapewne zwrócą uwagę na fakt, że kapłan jakoś szczególnie zwraca się w ich stronę audiencji. Co więcej kapłana na pewno wspomni coś o świętym Holgerze i wybrańcach, którzy są warci tego, by pójść jego ślady i nieuniknioności ich misji [or sth]. Kapłan będzie oczywiście tę samą postacią, która pojawia się w końcówce scenariusza. Jest on osobą odpowiedzialną za dopilnowanie, by RR dotarł do celu swej podróży – ten jednak, jakimś cudem zgubił kapłana i jego oddział. Teraz duchowny próbuje go odszukać w obozie [nie wiedząc, że go tam nie ma]. Kapłan nie musi wejść w jakąś ostrą interakcję z graczami, ale gdyby zrobić go odpowiednio charakterystycznym [jakaś szrama, czy coś], może przyśnić się w nocy komuś z drużyny [hej, takie przypadki sie zdarzają ;-]. W ten sposób uzyskamy klamrę kompozycyjną dla całej historii.

Jeżeli nie mierżą Was takie chwyty możemy wręcz zrobić z kapłana moderatora działań drużyny. Powiedzmy, że nasi śmiałkowie odpuszczają RRa, np. po scenie z biczownikami. Wtedy my go szybko, jak to mówi trzewik, killim, i pozwalamy go odnaleźć Kapłanowi. Ten wie, że relikwię trzeba dostarczyć do Sylwanii – gdy zatem jego oddział spotka graczy przedstawi RRa jako świętego męża opuszczonego przez jego braci w chwili próby [he he he] i poprosi bohaterów, by Ci podjęli się kontynuacji jego misji. Sam wymówi się wojskowym rozkazem, który ponoć go wiążę. Jest to oczywiście kłamstwo, ale kapłan woli zaryzykować życiem bandy awanturników niż swoich ludzi, nie wspominając już o tym, że jego oddział bynajmniej nie uśpiłby czujności JN. Na potwierdzenie jego słów możesz zaprezentować aktywnie biczującego się flagellanta z wiedźmim wzrokiem – charyzma kapłana przekonałą go o tym, że pomylił się wtedy co do RRa. Oczywiście takie rozwiązanie wygląda na siłowe railroadowanie drużyny [którym w istocie jest, tyle że z ładnym simowym wytłumaczeniem ;o], ale być może drużynie wynagrodzi to później odkryty fakt, że Ty, MG, po prostu “dobrze odgrywałeś postać” ;-) Tyle jeżeli chodzi o motywowanie graczy.

Wróćmy jednak do JN i jego tajemnicy. Ona po prostu prosi o to, by być ujawnioną pod sam koniec! Przypuśćmy więc, że bohaterowie oddali pierścień, ale odmówili oferty “wampira”. Teraz nie pozostaje im nic innego jak ucieczka. Zmęczeni, bez posiłku, pędzą ku granicom Sylwanii, a JN naprawdę ich ściga [przekazawszy jednak najpierw pierścień dalej – to też gracze powinni wiedzieć]. Gracze docierają do miejsca, gdzie obozuje kapłan – i okazuje się to być tuż przy grobie RRa! Rozegraj normalnie scenę z kapłanem wypytującym o tego bohatera [widocznie nie jest pewien/zupełnie nie zauważył grobu wampirzego sługi], po czym niech zaatakuje JN z grupą szkieletów. Informację o tym, że JN nie jest wampirem, tylko czarodziejem renegatem [uczyń go naprawdę czarodziejem!] przekaż w ogniu bitwy, która zamyka scenariusz [np. ustami kapłana]. W jej trakcie wskrześ też RRa – nie zaszkodzi, by JN wykrzyknął jakaś dramatyczną kwestię o tym, że ich pan nigdy nie zapomina i właśnie odpłaca RRowi “życiem wiecznym” [choć może jego nieco inną postacią, niż wymarzył sobie sam zainteresowany ;-]. Dodajmy tez, że gracze mogą mieć zwidy ze zmęczenia – także możesz wykorzystać jakoś ducha z tamtej nieprzespanej nocy. Hej, to ostateczna bitwa scenariusza, musi być ostro ;-)

Wydarzenia finałowe przybierają [surprise, surprise ;o] podobny obrót w przypadku, gdy gracze zgodzili się na to by służyć JN, tyle, że tym razem JN idzie im na odsiecz [sic!], a kapłan podczas bitwy stara się przeciągnąć ich na swoją stronę, by uratować ich dusze. Wygrzebujący się z ziemi RR powinien uświadomić drużynie jak kończą ci, którzy służą złu ;o)

Ba, wcale nie gorzej stanie się, gdy gracze nie oddadzą pierścienia JNowi, a postanowią uciec. Pozwól im na to, przynajmniej przez chwilę, aż do spotkania z żołnierzami kapłana. Ten, gdy tylko dowie się o pierścieniu stanie przed problemem – jak tu oddać artefakt w ręce JNa tak, by ten łyknął haczyk. Gdy dojdzie do bitwy, kapłan może nawet w bitewnym zamęcie stanąć na chwilę po stronie wampirzego sługi – tylko po to, by zwiększyć jego szanse na zdobycie artefaktu-pułapki. Auć. Oczywiście ktoś z drużyny przeżyje [punkty przeznaczenia, right?], żeby podczas przeszukiwania pobojowiska, po odejściu JN i szkieletów, mógł usłyszeć od ciężko rannego kapłana słowo usprawiedliwienia. Chociaż nie wiem, ja bym gnoja dobił zanim by dokończył ;o)

Taaak, to moja wersja zakończenia, z RRem, ujawnianiem tajemnicy JNa i fajerwerkami. Ale jeszcze jedna uwaga odnośnie tekstu karpia. Rozumiem polityczną poprawność spod znaku repkowego kulturalnego rpg, ale moim zdaniem scena z ogrami jedynie nabiera kolorów, gdy w drużynie jest halfling i wcale nie trzeba jej modyfikować. Ogry spożywają pierwszego nieszczęśnika częstując wszystkich oprócz drużynowego halflinga właśnie, po czym kulturalnie proponują, by, skoro spożyli zupkę z zapasów ogrów to teraz fajnie by było upiec na rożnie “prowiant” bohaterów. Czarny humor rocks :-)

I tym pozytywnym akcentem zakończmy ten odcinek kadubloga ;-)
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


karp
    szkoda
Ocena:
0
że nie mieliśmy okazji zagrać scenariusza razem w ramach playtestów, kto wie moze wówczas w tekście pojawiłoby się kilka modyfikacji.
dzięki za przeczytanie i dogłębną analizę ;)
18-04-2007 22:01
kaduceusz
   
Ocena:
0
Polecam się na przyszłość ;-)
18-04-2007 22:11
~Staśo

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ciekawe, ciekawe, zwłaszcza końcowy czarny humor:), szkoda, że w mojej ekipie nie ma Niziołka...
29-04-2007 14:55

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.