Pieśń lodu i ognia
Odsłony: 19Nie lubię fantasy. Czy to w literaturze, kinie, czy też w grach nie trawię tego gatunku. Wiem, że to trochę kontrowersyjne, ale fantasy zawsze kojarzyło mi się jedynie z patosem, maksymalnie przewidywalną fabułą i nudnymi, jednowymiarowymi postaciami. Tak było dopóki nie natknąłem się na cykl „Pieśń lodu i ognia” George R.R. Martina.
Na początek zaznaczę, że jak na powieść fantasy „Pieśń…” ma w sobie bardzo mało fantasy ;). Gdyby nie smoki i trochę magii, które zostają wprowadzone w późniejszych tomach i odgrywają raczej marginalną rolę, serię można by w zasadzie uznać za sagę rycerską. Bezkompromisową i brutalną sagę rycerską, z absolutnie nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Świat ukazany w książkach jest realistyczny, z mnóstwem ciekawych postaci, które mają własne cele i za wszelką cenę dążą do ich zrealizować. Nie ma tu zbyt wielu szlachetnych, prawych bohaterów rodem z Tolkiena, a jeżeli tacy się zdarzą, zazwyczaj giną po paru stronach książki.
Co jeszcze świadczy o geniuszu tej serii? Z pewnością dialogi! Praktycznie każda rozmowa przeprowadzona jest z taką maestrią, że wyraźnie czuć chemię między postaciami (szczególnie cięte riposty w wykonaniu Tyriona zasługują na uznanie). Nie ma tam zbędnego ugrzecznienia treści, bohaterom zdarza się rzucić czasem soczystą kurwą tam gdzie to potrzebne.
Przy całym tym realizmie świata przedstawionego, postaciach z krwi i kości i genialnych dialogach seria cholernie emocjonuje i wciąga. Każdy rozdział jest przedstawiony oczyma innego bohatera, co skutkuje tym, że na to samo wydarzenie można spojrzeć z różnych punktów widzenia. Zdecydowanie polecam „Pieśń lodu i ognia” każdemu kto… po prostu każdemu.
PS. Ale dalej nie kocham fantasy :)