» Fragmenty książek » Pieśń jutra

Pieśń jutra


wersja do druku

Pieśń jutra

Mieszkańcy cytadeli, mówi wasz Inkwizytor – powiedział. – Ze względów bezpieczeństwa, w związku z zagrożeniem, które w tej chwili nie podlega żadnej dyskusji, na stolicę zostaje nałożona godzina policyjna od dwudziestej do piątej rano ze skutkiem natychmiastowym. Pracownicy Sajonu na nocnej zmianie zostają zwolnieni z godziny policyjnej, ale muszą mieć na sobie mundur i posiadać dowód tożsamości. Wierzymy, że potraktujecie tę wyjątkową sytuację jako działanie mające na celu zachowanie waszego bezpieczeństwa, i tym samym dziękujemy wam za współpracę. Nie ma bezpieczniejszego miejsca niż Sajon.

Znikł, a na ekranach pojawiła się kotwica na białym tle. Słyszałam jedynie własny oddech pod kaskiem.

− Zawracamy – powiedział Nick. – Już.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Zauważyłam, jak ludzie na ulicach pokazują palcami na ekrany z wyrytą na twarzach złością, jednak mimo wszystko stopniowo zaczęli rozchodzić się do swoich domów.

Kierowca zawiózł nas z powrotem w okolice doków. Mój umysł brzęczał jak przepracowana maszyna, rozkładając na części pierwsze każdą możliwą konsekwencję tego ogłoszenia. Wraz z ukrytymi skanerami godzina policyjna mogła poważnie zakłócić działania Zakonu Mimów.

Eliza popatrzyła na nas znad podatków, kiedy wpadliśmy do mieszkania.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

− Co się dzieje?

− Oficjalna godzina policyjna – powiedziałam. – Od ósmej do piątej.

− O nie. Oni nie mogą… – Zaryglowała okna. – Przecież mieliście się spotkać z Ramarantami?

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

− To będzie musiało poczekać.

Zajęliśmy się zabezpieczaniem budynku, Nick wszystko dobrze sprawdził. Kiedy zaryglował drzwi, usiadł z nami przy stole. Nadmiar komplikacji pogrążył nas w zbiorowej ciszy, zostawiając każdego sam na sam ze swoimi myślami.

Kiedy tak siedzieliśmy, usiłowałam wymyślić sposoby na obejście tej cholernej godziny policyjnej. Może się to okazać wyjątkowo trudne, jeżeli Jaxon doradzał im w kwestii naszych kolejnych posunięć. Znał większość sekretnych tras, którymi się poruszaliśmy, przynajmniej tych znajdujących się w Centralnej Kohorcie. Mogłam wysłać zwiadowców, którzy poszukaliby nowych tuneli i ścieżek, ale nie będzie tego wiele. Jaxon dysponował wiedzą o Londynie, zbudowaną w ciągu dziesięcioleci, o wiele większą niż moja.

Najlepszym sposobem byłoby przemieszczanie się tunelami pod cytadelą, ale zbieracze nie pozwolą nam zejść zbyt głęboko. Ci bezdomni londyńczycy, głównie ślepcy, żerowali przy opuszczonych brzegach rzek i w kanałach ściekowych, przekopując te tereny w poszukiwaniu błyskotek i artefaktów, które mogliby sprzedać. Uważali większość tuneli pod Londynem za swoje terytorium, zawłaszczyli sobie włazy i studzienki kanalizacyjne i w cytadeli panowało na to niepisane przyzwolenie. Żaden z członków syndykatów nie odważyłby się zejść na dół.

Coś, lub ktoś, walnęło w drzwi wejściowe. Zerwaliśmy się na równe nogi, a szpule zadrżały tuż przy naszym boku.

− Stróże. – Nick ruszył do przodu. − Możemy…

− Zaczekaj – powiedziałam.

Kolejne dwa łomoty. To nie ludzkie senne krajobrazy stały po drugiej stronie drzwi. Powoli uwolniłam grupkę moich duchów.

− Nie. To Ramaranci.

Nick zaklął.

Wyszłam na korytarz i otworzyłam drzwi, zostawiając je na łańcuszku. Zobaczyłam błysk żółtozielonych oczu, po czym łańcuszek został wyrwany z framugi, a drzwi stanęły szerokim otworem.

Siła uderzenia skupiła się na moim ramieniu. Nim się zorientowałam, co się dzieje, czyjaś ręka osłonięta rękawicą złapała mnie za kurtkę i przygwoździła do ściany. Nick i Eliza krzyknęli głośno. Po raz pierwszy od rozgrywek mój duch wyskoczył jak gumka recepturka, odbijając się jedynie od opancerzonego sennego krajobrazu i wracając natychmiast do mojego ciała. Rozpalony do czerwoności ból przemknął mi przez jedną stronę twarzy i pulsował w głąb skroni.

− Teraz widzę – powiedziała Terebell Sheratan – że byłaś marną inwestycją, śniący wędrowcu.

Kilku innych Ramarantów weszło za nią do środka. Nick wymierzył w nią z pistoletu.

− Puść ją. Już.

Ból narastał w niekontrolowany sposób. Starałam się tego po sobie nie pokazywać, ale czułam, jak do oczu napływają mi łzy.

− Gdybyś była Refaitą, może i wytłumaczyłabym sobie twoją niepunktualność, ale jesteś śmiertelnikiem – powiedziała Terebell. Zmusiłam się, aby popatrzeć jej w twarz. – Każda sekunda oddala cię od twojej ostatniej deski ratunku. Nie usiłuj przekonywać mnie, że nie znasz się na zegarku.

− Jest godzina policyjna – powiedział Nick. – Od dzisiaj. Musieliśmy zawrócić.

− To nie zwalnia cię z obowiązku spotkania się ze mną.

− Nie bądź niedorzeczna, Terebell.

− Cóż za doniosłe zdanie jak na człowieka – wtrąciła Pleione. – Cały wasz gatunek to jedna wielka niedorzeczność.

Przed oczyma pojawiła mi się plątanina czarnych drobinek. Kiedy Terebell zwiększyła swój uścisk, zauważyłam, że w drzwiach stanął Naczelnik. Jak tylko zobaczył, co się dzieje, jego oczy zapłonęły i warknął coś do Terebell w gloss. Rzuciła mną, jakbym była co najwyżej workiem mąki, w stronę Nicka, który złapał mnie w ramiona.

− Jak śmiesz? – ryknęła Eliza. – Czy ona nie została wystarczająco sponiewierana w Różanym Pierścieniu?

− Nie masz prawa odzywać się do władczyni w taki sposób – zwróciła jej uwagę Pleione.

Na twarzy Elizy pojawiło się ewidentne oburzenie. Przycisnęłam dłonie do czoła, marząc, by ten ból ustąpił.

− Paige – mruknął Nick – wszystko w porządku?

− Nic mi nie jest.

− Nie udawaj choroby – zaszydził Errai.

− Proszę, Errai, daruj sobie – wycedziłam przez zęby.

− Co ty do mnie powiedziałaś, człowieku?

− Uspokójcie się wszyscy – rzekł oschle Naczelnik. – To nie pora na błahe potyczki. Zarówno godzina policyjna, jak i Tarcza Czuciowa poważnie ograniczą działalność syndykatu, jeżeli nie znajdziemy na to jakiegoś rozwiązania. – Zamknął drzwi. – Zakon Mimów składa się z Ramarantów i syndykatu. Razem stanowimy dla Sajonu o wiele większe zagrożenie niż osobno. Jeżeli tego nie rozumiecie, to wszyscy jesteście jedynie głupcami.

Nastała chwila ciszy przepełniona napięciem. Każdy włosek na moich ramionach stał na baczność; nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby Naczelnik mówił tak ostro w obecności innych Ramarantów. Nick opuścił pistolet.

− Jeżeli wszyscy już ochłonęli – powiedziałam – to może zaczniemy nasze spotkanie?

Terebell udała się do salonu w towarzystwie Ramarantów.

− Przynieś wino, śniący wędrowcu.

Poczułam, że oblewam się rumieńcem.

− Paige, ja to zrobię – powiedział Nick, ale ja już szłam do kuchni.

Chciała, żebym zareagowała, lecz ja nie zamierzałam dawać jej tej satysfakcji. Sięgnęłam pod zlew i wyjęłam jedną z butelek, które Terebell zostawiła u nas na przechowanie. Rozlałam czerwone wino do pięciu kieliszków, rozchlapując trunek na blacie, a sama wypiłam kilka łyków prosto z butelki.

Poczułam w gardle piekący alkohol. Nick czaił się niczym strażnik przy drzwiach do salonu. Kiedy zamierzaliśmy wejść do środka, Lucida Sargas zastąpiła nam drogę.

− Tylko ona – powiedziała.

− Co? – Nick zmarszczył brwi.

− Władczyni chce rozmawiać tylko ze Zwierzchniczką.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Pieśń jutra
Cykl: Czas Żniw
Tom: 3
Autor: Samantha Shannon
Tłumaczenie: Regina Kołek
Wydawca: SQN
Data wydania: 26 kwietnia 2017
Oprawa: miękka
Cena: 36,90 zł



Czytaj również

Pieśń jutra
Fałszywa pieśń
- recenzja
Koniec maskarady
Czarna Ćma w Paryżu
- recenzja
The Priory of the Orange Tree
Smoki Wschodu, smoki Zachodu
- recenzja
Zakon mimów
Idzie ku lepszemu
- recenzja
Czas żniw
Czarna przyszłość jasnowidzów
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.